Rozdział XXV cz.II

17 5 2
                                    

– Najwyraźniej nie wiedzą, co już począć, aby goście nie pozasypiali, nim sędzia odprawi ich z kwitkiem – szepnął Margo, nachylając nad jej uchem. Zawirowało mu w głowie, gdy uderzyła w niego intensywna woń kwiatowych perfum wymieszana z jej naturalnym aromatem.

Alois wyprostował się gwałtownie, mrugając. Margaret nie zauważyła jego zmieszania nowym doznaniem. On sam starał się je szybko przegonić, skupiając na znalezieniu służącego z tacą, aby odłożyć swój kieliszek.

– Pójść z tobą? – zaproponowała, ale młodzieniec pokręcił głową.

– Raczej nie będzie takiej potrzeby – stwierdził, gdy kobieta kiwnęła swoim rozmówcom na znak pożegnania, a ci odwzajemnili się tym samym.

Gdy Alois pozbył się napoju, wspólnie podążyli w stronę nierozgarniętego kelnera. Nie mieli problemów z wymijaniem ludzi. Przyjęcie miało charakter kameralny. Na przyjęciu pojawiły się jednak takie osobistości jak chociażby detektyw Shuriva, choć Alois wątpił, czy aby z zaproszeniem.

– Szkoda – mruknęła Margaret. – Dawno tak się nie nudziłam – westchnęła, kręcąc końcówką boa, które spływało jej z nagich ramion.

– Wybacz – szepnął Alois sztywno. – Sam jestem zaskoczony tą drętwotą.

Pewnie podzielałby jej odczucia, gdyby nie miał na uwadze ostrzeżeń Riffa i potwierdzających się teorii odnoście Butlera. Musiał zatem pozostawać czujnym, czy aby nikt go nie podejdzie z zaskoczenia.

Tymczasem był jak dotąd jedynym gościem Maxwella, którego wzywała służba. Podejrzliwość tłumiła tym samym zaskoczenie, kiedy mijał z Margaret kolejne osoby, a aromaty roztaczające wokół nich zmieniały się.

– Może czekają z atrakcjami aż do pojawienia się sędziego? – zastanowiła się Margaret, szukając potwierdzenia u Aloisa.

Ten jednak patrzył na grupkę kobiet, które od samego początku przyjęcia przebywały w swoim gronie. Ich ciemny makijaż nie ukrywał w pełni oznak wieku, którego tak wielu się wstydziło. Wiotczejąca skóra na ich twarzach drżała, eskalując nerwowość, z jaką wyrażały się o Butlerze. Gdyby tylko nie zarzucały komendantowi, iż spraszał jakiś haniebny pierwiastek społeczeństwa miłujący chaos, cieszyłby się z takiego obrotu sprawy. Alois domyślił się, kogo jednak miały za owy "pierwiastek".

Choć goście bulwersowali się niesłychanie, chłopak tylko uniżonym tonem pytał każdego, czy kojarzył pana Kershawa. Nic nie można było mu zarzucić.

– Możliwe, a i tak za długo tu jesteśmy – szepnął Alois, spuszczając wzrok na drewniany parkiet. Biorąc pod uwagę ilość dwuznacznych sytuacji, męki, jakie przeżyli po drodze, każda minuta w zamku Maxwella maniła się jako kara.

Margaret zmrużyła oczy, kładąc dłoń na czarnej koronce skrywającej płaski dekolt. Zdawała się nieco speszyć, gdy nawiązała kontakt wzrokowy z dwoma dziewczynami w sukienkach z jednolitych kawałków materiału w jaskrawych kolorach nagietkowego pomarańczu i fuksjowego różu.

– Czy do czasu aż wrócę, mogłabyś spróbować zabalować do tego stopnia, abym miał ten zaszczyt wcześniej zabrać cię na spoczynek? – zasugerował Alois, nie wkładając w to kokieterii, jak chciał.

Margaret uniosła brwi, przekrzywiając głowę na bok. Uniosła kącik ust.

– Od trzynastego roku życia przez sześć lat uczestniczyłam w przyjęciach prawie co miesiąc. Mam lepszą kondycję niż wyglądam i też nie stroiłam się tak, by wcześnie... – mówiła, nie bacząc na otaczające ich poruszenie. Alois przerwał jej jednak.

– Obiecałem ci taniec, pamiętasz? – spytał, choć ponownie zamiast figlarnej nuty w jego głosie zabrzmiała desperacja. Ciągnął dalej, czując, jak robi mu się coraz zimniej. – Jak widzisz, atmosfera nie sprzyja ku temu. Zaufaj mi, proszę – dodał, ujmując Margaret za dłoń.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz