Rozdział VII cz.I

36 7 5
                                    

Alois siedział w gabinecie księgowego, korzystając z czasu oczekiwania na przyszłego lokatora i porządkując dokumenty. Zbliżał się bowiem ostateczny termin rozliczeń podatkowych, który mógł przysporzyć go o nieprzyjemności, o ile nie dopełniłby formalności.

Mężczyzna kolejny raz sięgnął do kieszeni. Pod wieczkiem busolka wskazywała siódmą wieczorem. Niestety, potwierdzał to także upiornie ubogi zegar ścienny. Półmrok roztaczający się nad Kariorum potęgował zaś znużenie Aloisa, który rozpoczął dzień bardzo wcześnie, gdyby niejaki Luigi przyjechał przed czasem.

Cóż... Na pewno Alois się nie spóźnił. Natomiast nie zmieniało to faktu, że wolałby o tej porze być gdzieś indziej, aniżeli w ciasnym pomieszczeniu przeznaczonemu wyłącznie gablocie i stolikowi. Wszystko to zaś zawierało "w" bądź "na" sobie sterty makulatury tak cenionej przez współczesną cywilizację.

Biurokracja... Tym właśnie muszą karać zmiennych, kiedy trafią do piekła. Dynamiczni, potężni, porywczy – przykuci do papierkowej roboty...

Alois oparł się o krzesło, rozcierając zamykające się oczy. Jedynie udawał, że rachuje, siedząc nachylony nad kartką. Gruby mężczyzna był ewidentnie bardziej wytrwały w utrzymywaniu skupienia. Często sięgał do przyborów pisiemniczych zebranych w kubku na środku biurka, na przemian zamieniając ołówek na linijkę czy też pióro wieczne.

Księgowy Vos był skrytym mężczyzną, czym zraził do siebie Griffina. Nie mówił nigdy o swojej przeszłości. Ponoć mieszkał w Kariorum od lat, choć w tym konkretnym budynku dopiero od czasu wielkich wywózek magów. Od pięciu lat zatem miał świadczyć swoje usługi następnym właścicielom kamienicy, którzy zmieniali się częściej niż pogoda. Z tego względu jego pomoc była nieoceniona, kiedy Alois dopiero wchodził w rolę zarządcy kamienicy. Potem natomiast prowadził dokumentację i rachunki.

Był jednak tylko człowiekiem. Po kilkunastu minutach wsłuchiwania się w tykanie zegara jemu także stopniał zapał. Oparł głowę na ręce, sugerując Aloisowi powrót do domu. Ten odmówił, choć nie przyszło mu to łatwo. Miał jednak dziwne przeczucie co do trzaskającego drzwiami auta nieznajomego na zewnątrz. W końcu znajdowali się w dzielnicy budynków mieszkalnych i wyburzeń – niewielu ludzi tu zaglądało, a już na pewno nie korzystali z usług taksówki.

Alois przejechał dłońmi po głowie. Księgowy przesiadywał w mieszkaniu niemal całymi dniami, więc zapewne przyzwyczaił się do hałasu towarzyszącego powalanemu budynkowi albo porywczych kierowców, choć do krzykliwych ludzi już nie miał takiej cierpliwości. To był jednak wieczór, a o dziewiątej milicja wsiadała do furgonetek i zaczynała krążyć po ulicach Kariorum jak myśliwi.

Alois zacisnął zęby, uwalniając swój tył od towarzystwa siedzenia. Rozruszał nadgarstki i strzelił palcami skrytymi w rękawiczkach. W tym czasie zgromił wzrokiem ścienny zegar, jakby to w jego gestii leżało, ile czasu mu minęło na siedzeniu w bezruchu. Kiedy trzaśnięcie drzwiami na klatce schodowej wstrząsnęło kamienicą, już sięgał po płaszcz, który narzucił na marynarkę.

Ze strzyknięciem w kręgosłupie rozciągnął ramiona, wsłuchując się w odgłosy z korytarza. Przybysz nie przywodził na myśl ani pani Abernathy, ani jej pociech, ani wreszcie żadnego z pozostałych lokatorów. Kiedy zaś zaczął owy wołać z dołu, tylko potwierdził domysły Aloisa, a także ściągając uwagę księgowego.

– No to, kurcze, punktualny on jest... – mlasnął zniesmaczony, podnosząc powoli. Nie dotrzymał jednak swojemu pracodawcy kroku.

Niech tylko spróbuje negocjować, pomyślał Alois, zamykając za sobą drzwi. Wyszedł żwawym krokiem, po drodze zapinając guziki. Poruszenie na dole zdradzało, że będzie mieć do czynienia z kimś nad wyraz rozmownym bez względu na porę dnia. Niestety.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz