3. Jarema

292 10 0
                                    

Kiedy postanowiłem wkroczyć do tego świata, jeszcze nie wiedziałem, kim będę musiał się stać. A jak już wszedłem do tego świata, musiałem zmierzyć się z brutalnością, musiałem brutalnością się stać, ale jak wskrzesić piekielne odmęty, kiedy w sercu przebija się światło? Westchnąłem przeciągle.

Wiedziałem, że dziś najprawdopodobniej te piekielne odmęty będą musiały się przebić. To, że byłem królem, wcale nie oznaczało, że zabijanie sprawiało mi przyjemność. Wręcz przeciwnie, sadystyczna twarz była jedynie kreacją tego świata i wolałem, żeby tak to zostało.

Wjechałem Bumą do garażu znajdującego się na parterze wysokiej, jasnej kamienicy, znajdującej się w odległości pięciuset metrów od Tartarusa. Wcisnąłem guzik, a kiedy maszyna zgasła, ruszyłem do podziemnego przejścia. Zbiegłem po schodach, jak najszybciej się dało, po czym chwyciłem elektryczną deskorolkę, żeby szybciej dotrzeć na miejsce. W wejściu do mojego oddziału musiałem przebić się przez zabezpieczenia, a następnie skierowałem się do tajnego gabinetu, którego używałem rzadko. Jednak był potrzebny na takie okazje jak dzisiaj. Szedłem pośpiesznie maksymalnie skupiony, wciąż analizując, co poszło nie tak.

Wchodząc, zauważyłem delikatnie oznaki zapomnienia. W zasięgu wzroku mościły się warstwy kurzu, dając znać, jak często odwiedzałem to pomieszczenie. Niestety, musiałem sobie poradzić samodzielnie. Na szczęście pomieszczenie było samowystarczalne i zapewniało przetrwanie. Nikt nigdy oprócz mnie nie miał prawa tutaj gościć. A wiedzę o nim posiadały tylko trzy osoby, włączając w to mnie. Miałem nadzieję, że ta lista nigdy się nie zmniejszy. Ruszyłem sprawnie wewnątrz pomieszczenia, a kiedy dotarłem do spiżarni, chwyciłem za sprzęt do czyszczenia, wiedziałem już, że w najbiedniejszych tygodniach spędzę tutaj bardzo dużo czasu.

Po godzinie sprzątania, poszedłem do mikroskopijnej kuchni i czekałem spokojnie na kolejny kubek kawy. Nie mogłem jeszcze zasnąć, bo najważniejsze sprawy nie tyle, co nie były załatwione, one nawet nie były rozgrzebane. Sprawdziłem w międzyczasie, jak idzie Wiktorowi. Był już blisko. Oprócz mnie do tego pomieszczenia nikt nie mógł wejść, od tak. Przejście zabezpieczeń, jeśli wiedziało się, co trzeba robić, zajmowało około dziesięciu minut, miałem zatem jeszcze kilka chwil względnej ciszy. Mieszałem kawę, kiedy usłyszałem, jak ciska plik dokumentów na obszerne biurko. Obróciłem się wściekły.

- Szanuj moją pracę - uniosłem się.

- Jest ósma. Coś Ty tyle czasu robił? Wszyscy na Ciebie czekają, srają w gacie. Z resztą ja też - wykrzykiwał poirytowany.

- To od dziś nasze miejsce operacyjne. Musimy trzymać się osobno dla wszystkich, jednak naprawdę być jak purchawki. Nierozłączni, rozumiesz - zapytałem wymownie.

- Co wiesz - pytając, zmrużył oczy.

- Na biurku leży raport, który zdołałem do tego momentu opracować - odparłem i czekałem aż sam wyciągnie swoje wnioski.

Miały być identyczne z moimi. Nie musiałem długo czekać, żeby potwierdził to, czego sam byłem już świadom.

- Ktoś na cztery minuty przed wyjazdem zmienił parametry danych dla kierowców, ale tylko miejsce przejęcia. A potem zmienił dane na poprawne? Po co? Mógł zmienić trasę zupełnie - mówił chwilę do siebie, po czym dodał wrzeszcząc w moim kierunku - sabotaż? Mamy, pieprzonego kreta! Nosz kurwa jego mać!

- Tego obawiam się najbardziej... - urwałem.

- Skąd wiesz, że to ktoś w środku? - dociekał.

- Bo z powodzeniem mógł uśpić naszą czujność, pociągać za sznurki, ale chyba zapomniał, że to właśnie mnie piekielny Lucyfer wybrał do królowania w Tartarusie. Wybrał idealnie, bo byłem jeszcze gorszy, niż on sam. Natomiast przed nami ważniejsze pytania. Dlaczego Magik tego nie zauważył oraz który z nas zdradził!? To drugie interesuje mnie najbardziej. Skierowałem całą swą surowość w ekran monitora, który właśnie pokazywał mi każdy zakątek mojego domu. Patrząc na tych ludzi, wiedziałem, ze któryś z nich był zdrajcą. Nadchodzące dni miały stać się ciekawą drogą.

POMYŁKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz