19. Jarema

60 4 0
                                    

Późnym popołudniem zatrzymałem się na podjeździe  przed domem moich przyjaciół. Idąc do środka, sprawdzałem, czy ochrona jest na miejscu. Nie mogliśmy tego spieprzyć. Jeśli Ale cokolwiek... Otrząsnąłem się, otwierając drzwi.

- Hej, Myszo - ucałowałem jej czoło w geście powitania i przeszedłem do gabinetu. W środku był już Młody.

- Po co mnie zaprosiliście? - zapytałem, spoglądając na obie postaci.

- Mamy propozycję - Ale zabrała głos, czyli pociągała za sznurki.

- Już zapomniałem, jak to jest. Alutku - uśmiechnąłem się, próbując odwrócić uwagę od szarości mojej twarzy. Było coraz gorzej, ale nie mogłem zasnąć. Za każdym razem miałem Noe przed oczami.

- Poprosiłam Lucasa, żeby rozpisał funkcje dla Kapitanów. Każdy z nich powinien objąć konkretną działkę swoją pieczą. Wówczas prościej byłoby kontrolować, w którym sektorze pojawia się problem. Każdy z nich otrzymałby wiekszą odpowiedzialność, obarczoną większym ryzykiem, ale też większe zyski i niewidzialność. Koniec końców każdy sektor szybciej szłoby wymienić.

- Masz na myśli zabić?

- Lucas, włącz proszę - na ścianie wyświetlił się skrupulatny obraz - gdyby każdemu z nich przydzielić konkretny nadzór, mógłbyś w końcu się wysypiać. A wiesz, co by to oznaczało? Byłbyś bardziej efektywny. Dużo prościej byłoby podejmować decyzje i nie popełniać błędów. A przynajmniej miałbyś szansę ich uniknąć.

- Ale, nie mówię, że to zły pomysł. Tylko mamy teraz ważniejsze sprawy.

- Organizacja jest zbyt duża. Nie jesteś dłużej wstanie prowadzić wszystkiego sam. Sprawdzasz wszystkie operacje Wiktora, raczej nie trzeba się domyślać, jaki macie trop. Odnajdziemy Noe, grzebiąc w właśnie w tych powiązaniach.

- Nat nie powinien Ci pozwalać.

- I dokładnie zbyt długo mu na to pozwalałam.

- Ale, nie będziemy Cię w to mieszać - puściła moje słowa mimo uszu.

- Sprawdziłam już, które zagadnienia interesują nas najbardziej - ściana zmieniła zabarwienie, wyświetlając przede mną pajęczą siatkę - Mamy do wyboru, którymi sprawami zajmiemy się najpierw. Liga, Diabeł, Magik, siostra Cruz'a, sieć medyczna? Od czego zaczniemy?

- Od mojej mamy. Margaret Daprii.

- Premier? Program ochrony świadków... - odezwał się zszokowany Lucas. Nie podejmowałem tego tematu wcześniej, ale to nie mógł być przypadek i nie musiałem już tego ukrywać.

- Nie było żadnego programu. A ludzie, którzy rozpoczęli ten proceder, właśnie gryzą piach. Wyświetl plik DL - chwilę później wyświetliła się przed nami mapa informacji. Sporo z tych nazwisk nie miało już żadnego znaczenia.

- Jaką mamy pewność, że to Twoja matka? - dociekał.

- Żadnej, ale jeśli mam cokolwiek zaczynać, to moja matka musi być bezpieczna. Prześledź jej historię. Wszystko, co uda się znaleźć. Musisz być na bieżąco.

- Rozpoczniemy ten bal, nie mam już nic do stracenia. Wszystko, co cenne jest poza moim zasięgiem - pomyślałem, spoglądając na mapę. Chwilę później usiedliśmy do stołu strategii. Niczego nie mogliśmy pozostawić przypadkowi. Wystąpienie pani premier z okazji uroczystości stulecia działaności Fundacji „Siła dzieci" miało się odbyć za dwa dni. Musiało nam to wystarczyć.

W nocy z ułudy sennej wyrwał mnie płacz malucha. Zerwałem się z fotela, żeby zobaczyć, co się stało. Delikatnie zapukałem i wszedłem do pokoju dziecięcego. Ale właśnie odkładała go do łóżeczka, a raczej próbowała. Ktoś nie chciał spać samotnie. Bez słów poprosiłem, żeby mi go podała. Mogłem pomóc, bo i tak nie mogłem spać. Kiedy wziąłem go na ręce i nastała cisza, mogłem uznać to za dobry omen. Bezgłośnie, kołysząc malucha, dałem Ale znać, żeby sobie poszła. Ta noc należała do nas. Chwilę później oboje odlecieliśmy.

POMYŁKAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz