Dwa tygodnie temu zostałam przekwaterowana. Nie wiem, jakie motywy kierowały Jaremą, ale byłam w tej słynnej, w cudzysłowie, instytucji. Żyłam od teraz w Tartarusie. Co jakiś czas wracałam myślami do rozmowy z nim. Niewiele przez tak długi czas uzyskałam informacji o działalności tej grupy, ale przynajmniej wiedziałam jedno. Tartarus był siecią, w skład której wchodziły przeróżne budynki i miejsca. Jeszcze nie potrafiłam rozgryźć, jak określić to, w którym się znajdowałam, natomiast liczyłam na pomoc personelu, chociaż na razie nie był zbyt wylewny.
Dziś nie był mój szczęśliwy dzień. Jedząc, otrzymałam informację, że Pan chce mnie widzieć. Od razu po śniadaniu udałam się do gabinetu. Czego mogłam się po tym spotkaniu spodziewać? Wiedziałam jedynie, że tym razem muszę go przycisnąć, gdyż mój umysł domagał się wiedzy. Ściągnął mnie do złotej klatki, a ja musiałam to wytrzymać. Wciąż ktoś dmuchał na mnie, ale przecież nie byłam porcelanową laleczką.
- Chciałeś mnie widzieć - powiedziałam od progu, spoglądając na wysokiego mężczyznę w czerni. Siedział za biurkiem i wykonywał właśnie jakieś notatki. Przytłumiony promień światła oświetlał jego mleczną twarz. Z daleka widziałam idealnie przystrzyżoną brodę. Miał...
- Noe - usłyszałam zwracający się do mnie głos.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Usiądziesz? - spytał, wyciągając dłoń.
Cała moja uwaga powędrowała do widocznej żyły na całej długości jego ręki.
- Dziękuję - rzekłam, siadając naprzeciw.
- Chciałem tylko po raz kolejny prosić, żebyś przestała testować Anthony'ego.
- Nie wiem, co masz na myśli - udawałam niewiniątko.
- To, że próbujesz przekupić go swoją kobiecością? Nie zapominaj o tym, z kim masz do czynienia... - mruknął wyraźnie niezadowolony.
- Sugerujesz, że? - podniosłam wysoko brwi - Mylisz poznanie otoczenia z inwigilacją i nie mierz mnie swoją miarą. Przywiozłeś mnie tu i nie wspominałeś, że obowiązują mnie jakieś zasady. Staram się dostosować, ale muszę też poznać przestrzeń.
- Lepiej, żebyś się ograniczyła.
- To wszystko?
- Mówię poważnie, Noe. Traktuję Cię, jak gościa, ale to w każdej chwili może się zmienić - zasiał ziarno niepewności.
Znałam tę mowę, więc niczego nie przedłużałam, niemal się ukłoniłam i ruszyłam? Gdzie moje miejsce. Wchodząc, chciałam go przycisnąć, aczkolwiek szybko moje zapędy zostały stłamszone. W żadnym razie nie miałam z nim szans. Umysł sam podpowiadał mi, żebym była odważna, a chwilę później podejmował decyzję o stonowaniu. Wiedział, kto siedzi po drugiej stronie biurka... A to potrafiło zmienić wszystko.
****
Obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Rytualnie zeszłam do ogrodu posłuchać świergotania ptaków. Wypełniało ono ciszę moich dni. A było to też najlepsze miejsce do podziwiania rezydencji. Znalazłam się w świecie, gdzie materialne piękno, wysuwało się na pierwszy plan. Mogłam, więc kontemplować to, do czego mnie dopuszczono.
Rozejrzałam się dookoła, kontrolując sytuację. Z niedalekiej odległości Anthony obserwował każdy mój ruch. Cała moja swoboda, wciąż była podszyta iluzją. Od samego rana bardzo brakowało mi samotności. Marzyłam, żeby chociaż na chwilę być niewidzianą. Nie pomagał fakt, że Anthony najprawdopodobniej wstał lewą nogą. Piąty raz cofał mnie z ogrodu przez walki - talkie. Za trzecim razem myślałam, że wybuchnę. Po piątym moja irytacja sięgnęła zenitu. Poddenerwowana ruszyłam spowrotem do rezydencji, chcąc się w jakikolwiek sposób na moment ulotnić. Pełna emocji otworzyłam pierwsze lepsze drzwi, za którymi natknęłam się na drobną postać. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie był zgromadzony sprzęt sportowy. Dużo sprzętu. Czułam przytłoczenie, mimo że pomieszczenie było podzielone na sekcje sportowe. Nie chcąc przeszkadzać, cofnęłam się szybko. A kiedy chwyciłam na powrót za klamkę odwrócona tyłem, usłyszłam za sobą głos.
CZYTASZ
POMYŁKA
ActionPrzywódca angielskiej mafii decyduje się na przerzut kontenerów transportowych. Przez przypadek jego ludzie przejmują nie te kontenery, co trzeba. W czasie akcji cywil próbuje przeszkodzić samemu bossowi, co musi się spotkać z konsekwencjami. Za duż...