Usiadłam w kuchni, żeby wypić owocowy napar i upuścić trochę emocji. Wciąż kotłowało się we mnie po zdarzeniach z minionego czwartku. Nie miałam odpowiedzi na kluczowe dla mnie pytania. Tymczasem sytuacja z dnia na dzień nabierała jeszcze większej dynamiki. Mijał czwarty dzień od mojego egzaminu lojalności, a ja zamiast posuwać się dalej, siedziałam jak kołek w asyście ochroniarzy i czekałam na pojawienie się Jegomościa. Zirytowana piąty raz obracałam na nowo łyżeczkę w kubku, w myślach przelatując bluzgami.
A może czekałam, aż przyjdzie kara? W końcu musiała do mnie przyjść. Paskudnie było nie mieć kontroli nad swoimi czynami i podlegać jurysdykcji. Starałam się wyrzucić z pamięci fakt, co zrobiłam i grać. Przynamniej byliśmy wet za wet. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że ktoś miałby satysfakcję z niszczenia własności, ale w takim przypadku nie musiałam mieć dla siebie wyrzutów sumienia.
- Noe - odezwał się od progu.
Nie mając pojęcia, skąd się tutaj wziął, podniosłam głowę do góry, jeszcze bardziej zirytowana.
- Jak mogłeś uszkodzić węże paliwowe i węże podciśnienia. Oszalałeś?!
Zerwałam się z miejsca, podeszłam do niego i zaczęłam uderzać jego pierś, mimo że obiecałam sobie zachować pełen spokój, gdy go zobaczę, normując swój temperament. Walczyłam o życie. Jeśli tak miało to wyglądać, proszę bardzo.
- O czym Ty mówisz? - zapytał zaintrygowany, udając głupka.
- Może i jestem wariatką, ale nie głupią, do cholery. Jak chcesz mnie zabić, zrób to w cywilizowany sposób, nic Ci przecież nie zrobiłam!
- Noe, uspokój się i wyjaśnij, o czym mówisz - powiedział zgrabnie hamując swoje emocje, łapiąc moje nadgarstki i wywijając je sprawnie do góry.
Zabolało.
- Auu! - warknęłam, na co poluźnił uścisk, ale nie puścił moich dłoni - puść mnie.
- Przede wszystkim zamiast za każdym razem mnie atakować... - chyba zobaczył moją minę, bo zmienił taktykę - siadaj!
- Masz problem, że pies ujada? - znów zaczęłam na niego napierać.
- Wychodzimy i ani się waż sprzeciwiać - pociągnął mnie do przedpokoju.
Kiedy ubierałam buty, on rozmawiał z moimi stróżami. Zaraz potem zaplótł w łokciu moje ramie ze swym, prowadząc mnie w nieznane. Bardzo dużo w moim życiu gościło ostatnio adrenaliny, katecholaminy i kortyzolu! W moich myślach tliło się niewypowiedziane na głos pytanie, jak on daje sobie z tym radę? Czujnie obserwowałam każdy nasz ruch. W czarnym świecie jak smoła, przerażało mnie to, że gdy patrzyłam z boku widziałam anioła, lecz wszystkie jego czyny mówiły, że nie mógł nim być.
Na ulicy mijaliśmy uśmiechniętych ludzi, którym zazdrościłam wszystkiego. Gdy idąc w przeciwnym kierunku, swobodnie zbliżał się do nas patrol, poczułam, jak Jarema mocniej zacisnął swą dłoń na mym ramieniu. To był jedyny znak tego, że zwrócił na nich uwagę. Przez moment zastanawiałam się, czy oni mogli mnie uratować, lecz to nie wchodziło w kalkulacje. Gdybym tylko spróbowała, wymordowałby całą moją rodzinę. Wobec tej groźby nic się nie zmieniło. Nawet nieudolna próba zatelefonowania na policję, przyniosła tylko jego umizgi do telefonu, zamykające sprawę. Tyle mogłam zrobić, na ile rozkręcił łańcuch. Kiedy niespodziewanie omijając tłum, weszliśmy do małej kawiarenki, nie kryłam zdziwienia.
- Za każdym razem spodziewasz się po mnie najgorszego? - zapytał, skupiając na mnie całą swoją uwagę.
- Nie bierz tego do siebie personalnie, taki zawód - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
CZYTASZ
POMYŁKA
ActionPrzywódca angielskiej mafii decyduje się na przerzut kontenerów transportowych. Przez przypadek jego ludzie przejmują nie te kontenery, co trzeba. W czasie akcji cywil próbuje przeszkodzić samemu bossowi, co musi się spotkać z konsekwencjami. Za duż...