Run away

21 2 0
                                    


Niezbyt trudno było się domyślić, że nie potrafiłem żyć w ten sposób zbyt długo bez mówienia słowa. Byłem na skraju tak naprawdę każdego dnia. W końcu musiałem pęknąć. Nie było nawet innej możliwości. Nieważna jak bardzo bym się przed tym nie bronił, potrzebowałem wygadania się osobie, której z tym ufałem.

Kłóciło się to z moim pragnieniem trzymania cię z daleka od moich problemów, ale wcale nie oznaczało to, że się w tym nie poddam. Koniec końców chyba od samego początku miałem tego świadomość. Nikt nie był na tyle silny, by trzymać wszystko w sobie. Nawet jeśli dawało się to radę zrobić, ciężko było nie dawać po sobie żadnego znaku.

Tak naprawdę ukrywanie swoich emocji i tego, jak się czuło było możliwe tylko w momencie, kiedy nikt się tym samopoczuciem zbytnio nie interesował. Przynajmniej tak mi się wydaje. Może to też być spowodowane faktem, że nie jestem zbyt dobrym aktorem. Ciągle przychodząc do miejsc publicznych było wiadomo, że w moim przypadku wszystko się niedługo wyda. Była to jedynie kwestia czasu.

Każdego dnia ty mi mówiłeś o moim wyglądzie. Był coraz gorszy i oboje doskonale o tym wiemy. Nieważne, jak bardzo nie starałem się stwarzać pozorów, nie potrafiłem tego zrobić należycie. Po prostu za każdym razem się do ciebie uśmiechałem i żartowałem z siebie. Ciągle mówiłem, że być może po prostu się nie wyspałem albo nie posmarowałem rano twarzy kremem nawilżającym, który miałby mi magicznie usunąć każdą oznakę zmęczenia.

Muszę przyznać, że było to dość ciekawe wytłumaczenie. W końcu było tak nieprawdopodobne. Na pewno w to nie wierzyłeś, bo przecież ja sam bym w nic podobnego nie był w stanie. W porównaniu do ciebie jestem cholernie naiwny, więc to mówi bardzo dużo. Nie potrafiłem nawet wymyślić dobrego wytłumaczenia, a może po prostu nie chciałem podświadomie tego zrobić?

Sam nie wiem. Marzyłem o przyparciu mnie do muru i zmuszeniu do powiedzenia o wszystkim. Nie chciałem niczego więcej ukrywać, ale sam z siebie nie byłem w stanie powiedzieć o tym, co się działo. Gdybym nie miał wyjścia, niewątpliwie bym to zrobił.

Z drugiej strony jak znam siebie, mogłem równie dobrze zareagować złością. Czasami zdarzało mi się to, kiedy nie chciałem rozmawiać. Taki pewnie byłby skutek, gdyby zrobił to ktoś, komu nie za specjalnie ufałem lub po prostu nie chciałem dać znać o całej sprawie. Oczywiście ty miałeś największe szanse na dowiedzenie się każdego szczegółu.

Już przez chwilę myślałem, że ty nie dasz rady tego zrobić. Niemniej jednak wcale tak to nie wyglądało. Znałeś mnie na tyle, żebyś wiedział, na co ja czekałem i dlaczego nie chciałem ci jeszcze odpowiedzieć. Pewnie początkowo miałeś jeszcze nadzieję na to, że sam dojdę do momentu, w którym byłbym gotów ci coś powiedzieć.

Niestety, ale on miał nie nadejść. Ty sobie z tego zdawałeś sprawę. Z każdym dniem pewnie byłeś tego coraz bardziej świadom. Codziennie przecież wymyślałem coraz to głupsze wymówki. Miały jeszcze mniej sensu i ja doskonale o tym wiedziałem. Nie miałem innej możliwości, musiałbym być głupszy niż jestem, żeby było inaczej.

Zresztą widziałem, że byłeś zwyczajnie smutny i zawiedziony tym, co ci mówiłem. Przeczuwałeś to, co może się dziać, ale nie chciałeś tego ruszać, żebym dalej mógł być spokojny. Nie dziwię się temu ani trochę. Nie mogłeś przewidzieć, czego potrzebowałem bardziej. Pewnie dopiero mój pogarszający się coraz bardziej stan fizyczny dał znak, że lepiej zająć się tym bez oczekiwania na moją zgodę.

Ostatecznie postanowiłeś podjąć interwencję. Zrobiłeś to w dzień, który akurat był w całości zarezerwowany dla ciebie. Nie mogłeś wybrać niczego lepszego. Potrzebowaliśmy mnóstwa czasu na przebrnięcie przez to wszystko i na to, bym mógł dostać w tym przerwy. Nie mogliśmy zakładać, że dam radę powiedzieć wszystko na raz. Sam nie miałem pojęcia, na ile miałem siłę. Nie dało się tego przewidzieć, bo nigdy nie robiłem nic podobnego. Czułem się niby jak na spowiedzi, ale lepiej, o wiele swobodniej.

You seemed to be fine || TaegyuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz