Rozdział 8

166 11 0
                                    




Tomas odstawił mnie do Londynu pod samą bramę wjazdową. Nie byłam pewna czy chce wejść do środka. Jeszcze tak niedawno do mojego domu. Na podjeździe nie było samochodu Kevina. Postanowiłam załatwić to tak szybko jak tylko mogłam przed jego powrotem.
Weszłam na teren do posiadłości przez ochroniarkę. Ominęłam fontannę, obok której stał mój samochód. Nabrałam głęboko, powietrza do płuc zanim odważyłam otworzyć się drzwi.

Dom wydawał się być pusty. Pobiegłam na górę do sypialni. Nerwowo spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Trochę ubrań, laptopa kilka kosmetyków. Nie mogłam nigdzie znaleźć swojego telefonu. Sprawdziłam całą sypialnię nigdzie go nie było. Musiałam zostawić go wczoraj na dole. Zeszłam więc na dół walizkę zostawiłam w holu. Przeszukałam kuchnie, jadalnie. Na koniec został mi salon.

- Tego szukasz? - Kevin siedział na kanapie z moi telefon w drugiej dłoni miał szklankę z whisky.

- Tak! Możesz mi go oddać? – podeszłam do niego niepewnie. Chciałam odzyskać telefon i uciec jak najdalej stąd.
Tymczasem on wstał z kanapy był wyższy ode mnie, górował nade mną nie tylko wzrostem, ale siłą. Mimo to dumnie podniosłam głowę do góry tak by spojrzał mi w oczy i powiedział co się takiego stało? Co przeoczyłam. Nie spuszczając ze mnie wzroku wypił to co miał w szklance, po czym cisnął nią o ścianę za mną. Przeraziłam się bo tego się zupełnie nie spodziewałam.

- Tak szybko się pocieszyłaś? - złapał mnie w pasie i mocno do siebie przyciągnął.

- O, czym ty do cholery mówisz? Puść mnie! – szarpaliśmy się przez chwilę, dopóki nie odpuścił. Korzystając z okazji schowałam się za kanapę. Chciałam być jak najdalej od niego. Był pijany. Miał na sobie ubrania z wczoraj. Śmierdział alkoholem, dymem z papierosów, klubem oraz perfumami którejś z jego wczorajszych kobiet. Czułam do niego odrazę i pogardę. Jak śmiał robić mi, jakiekolwiek wyrzuty. Na temat tego, gdzie ja byłam.

- Musiałaś biec od razu do niego? – warknął zły z impetem usiadł z powrotem na kanapę. Jedno ramie położył na oparciu sofy w dłoni trzymając mój telefon.


- Nie wiem o czy mówisz. Możesz mi go oddać?

- Szybka jesteś! Mała sprzeczka. A ty, do kogo biegniesz. To tego frajera. Pieprzyłaś się z nim?!

- Nie będę z tobą rozmawiała w ten sposób. Oddaj mi telefon.

- Pieprzył cię! – cedził przez zaciśnięte, zęby.

- Nie mierz wszystkich swoją miarą. Ty draniu. – podniosłam głos. - Oddaj mi ten cholerny telefon. – podeszłam do niego by wyrwać mu aparat. On tylko skorzystał z okazji, na którą czekał. Złapał mnie z nadgarstek.

- Puść mnie! – krzyknęłam z łatwością pociągną mnie na kanapę. Przysiadł na mnie okrakiem dłonie unieruchomił na brzuchu. Nie miałam z nim szans. Zbliżył swoje usta do moich.

- Zarobiłaś to z nim? - zapytał cicho ledwie słyszalnie. W oczach miał gniew. - Zaraz wybije ci go z głowy. Nigdy więcej na niego nie spojrzysz. – zaczął całować mnie mocno i natarczywie. Rozerwał mi bluzkę.

- Kevin puść mnie. Proszę - powiedziałam ze łzami w oczach. Na chwilę się opamiętał. Puścił mnie, szybko poderwałam się z kanapy i ciekłam na drugą stojącą naprzeciwko.
- Oddaj mi mój telefon. – płakałam trzymając pięścią rozdartą bluzkę na piersi. - Tylko o to cię proszę. – podeszłam do niego z wyciągniętą dłonią w jego kierunku. – Oddaj go proszę. Zniknę z twojego życia.

- Zrobiłaś to z nim? - był jak w transie. Zadawał jedno i to sama pytanie. – zrobiłaś to z nim. – złapał mnie mocno za nadgarstki.

- Puść mnie w tej chwili! – szarpałam się.

- Bo, co! Jesteś moją żoną! – wrzeszczał na mnie. - Rozumiesz jesteś moja nie jego! Nie jego.

- Nie jestem przedmiotem bym mogła być twoja? – udało mi się wyszarpać dłoń, po jego słowach uderzyłam go w policzek. Nie spodziewał się tego po mnie. Znieruchomiał. Podniosłam telefon z podłogi, który w szarpaninie wypadł mu. Oddaliła się od niego w bezpiecznej odległości.

- Ty mi wypominasz zdradę. Co robiłeś wczoraj w klubie? Po co przyprowadziłeś te dwie dziwki do naszego domu? – krzyczałam.

- Co tu się dzieje. Słychać was w całym domu? – zawołała Sophie będąc w holu.

- Nic! – odpowiedział jej ozięble brat mierząc mnie ciężkim spojrzeniem.

- Alicja od wczoraj próbuj się do ciebie dodzwonić. Do ciebie zresztą też! Musiałam się sama pofatygować by sprawdzić, co się z wami dzieje?

- Przepraszam zapomniałam telefonu. – powiedziałam ściskając go przy piersi. Zasłoniłam się podartą bluzką.

- A gdzie byłaś? – weszła do salonu – co ci się stało? dlaczego twoja bluzka jest podarta? - podeszła do mnie.

- Właśnie powiedz, gdzie byłaś? Musiałaś polecieć wprost w jego ramiona. Powiedz to było jego dziecko nie moje!

Zamarłam. Co on właśnie powiedział? Nasze nienarodzone dziecko nie było jego? Opadłam na oparcie kanapy. Sophie pomogła mi usiąść.

- Wszystko dobrze Alicja? Potrzebujesz czegoś? Może wody?

- Nie... Wszystko jest okej . – powiedziałam przez zaciśnięte gardło.

- Co ty do cholery wyprawiasz? – wściekła podeszła do brata. - Jesteś kompletnie pijany! Co się z tobą dzieje?

- Jej się zapytaj! - machnął ręką w moim kierunku. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. To, co przed chwilą powiedział bolało bardziej niż wiedza o jego zdradzie.

- Opamiętaj się! Jak możesz posądzać ją o zdradę? Straciła twoje dziecko. Jesteś kompletnym dupkiem. Zachowujesz się jak ojciec! Nie mógł ułożyć sobie życia. Chcesz być taki sam tak jak on. – krzyczała na niego.

- Może lepiej być samemu niż być okłamywanym. – jego słowa mnie raniły. Co ja mu zrobiłam by tak się do mnie odzywał i mnie oczerniał o coś czego nie zrobiłam.

- Wynoś się stąd rozumiesz! - Sophie uderzyła go w ten sam policzek, w który dostał ode mnie.

- To wy się wynoście! To jest mój dom! – warknął zły.

Nie potrafiłam zrozumieć, co się z nim stało? Jak wszystko mogło się tak szybko zmienić wciągu jednego dnia?

- Idziemy. - nie mogłam ruszyć się z sofy. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. - A ty zostań sobie tu sam. Nie jest mi nawet ciebie żal! Jesteś taki jak ojciec. Bezduszny dupek. Zasługujesz na to by być sam. Przyprowadzaj te swoje dziwki. Kiedy ci się znudzą Alicja już nie będzie chciał z tobą być.

Wypluwała z siebie coraz to gorsz wyzwiska w stronę brata. Pomogła mi wstać. Ruszyłyśmy w stronę wyjścia.

- Wynoście się stąd! Nigdy nie wracajcie. Nigdy cię nie kochałem. Słyszysz....- wrzeszczał jak w amoku.

- Sophie to twój brat. Nie powinniście się  kłócić przez mnie.

- Jeszcze go bronisz? – stanęłyśmy gwałtownie. - on nie jest już moim bratem, dopóki nie przeprosi mnie i ciebie. Nawet nie wiem, czy chce by to zrobił. Prędzej czy później tak to by się skończyło. Jaki ojciec taki syn...

Alicja w Krainie Samotności. Tom II z serii Szukając szczęścia. ZAKOŃCZONE❤️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz