trzy

23.1K 1.6K 1.2K
                                    

wiecie co robić, jeśli chcecie jeszcze jeden rozdział w tym tygodniu... #WickedSoe

co złego to nie ja

...

Misha

Romeo leżał rozłożony na kanapie, chrapiąc cicho. Zajmował prawie całe miejsce, więc zrezygnowałem z odpoczynku na niej i poszedłem do kuchni, otwierając lodówkę. Nienawidziłem tego momentu, gdy okazywała się ona prawie pusta, bo oznaczało to udanie się na miasto po zakupy.

Oprócz kilku jajek, gnijącej już sałaty i talerza z ciastem nie było tu prawie nic.

Sięgnąłem więc po ten talerz, po czym przeniosłem go, naciskając stopą na przycisk otwierający śmietnik.

I wyrzuciłem je.

Nawet nie wiem, po jaką cholerę zatrzymałem je w pierwszej chwili, bo zdecydowanie nie chciałem w tym domu ani śladu po tej zadufanej w sobie dziewczynce.

Jednak talerz zostawię. Nie będę skurwielem.

Odłożyłem porcelanę na blat, napawając się otaczającą mnie ciszą. Rozejrzałem się po pustym domu, spoglądając na grający telewizor. Obrazy przeskakiwały na nim szybko, gdy na kanale 6 leciała jakaś argentyńska telenowela.

Czasami, gdy byłem znudzony, spoglądałem na ich usta, próbując dopasować te hiszpańskie słowa, które znałem. Wypowiadałem je na głos, czasami zmyślałem. Cóż, jedynymi moimi rozmówcami byli Romeo i telewizor. Czasami przyłapywałem się na tym, że nie mówię nic od cholernego tygodnia. Więc robiłem to, żeby pamiętać w ogóle, że potrafię mówić.

Wpatrywałem się jeszcze przez chwilę w telewizor, słysząc tylko głuchą ciszę. Czasami pojawiały się szumy i echo, które były bardzo irytujące i wolałem już założyć aparat.

Jednak na co dzień stroniłem od niego. Być może dlatego, że irytował mnie sam fakt, że go potrzebowałem, aby słyszeć. To najwyraźniej oznaczało, że nie do końca pogodziłem się ze swoją niepełnosprawnością. Ale nie wiem, nie jestem pieprzonym psychologiem.

Być może po prostu nie chciałem słuchać pierdolenia ludzi.

A będąc w domu nigdy nie nosiłem go, bo zwyczajnie nie było takiej potrzeby, a ja preferowałem tę nicość.

W obecności ludzi było inaczej. Otóż ich głosy docierały do mnie jakby przez odległą taflę wody. Jakbym był bardzo głęboko pod nią i jedynie miał wiedzę, że słyszę kogoś u góry. Były niemożliwe do zidentyfikowania, odróżnienia od szmerów i tego uczucia pękającej głowy. Wtedy mimowolnie włączałem aparat słuchowy, aby pozbyć się tego fatalnego uczucia.

Włączyłem go również w barze, chociaż natłok nagłych dźwięków i to głośnych był przerażający. Jednak wygrała ciekawość. Otóż, istnieje jakaś jedna szansa na milion, że twoja dawna, licealna miłostka zapuka do twoich drzwi po latach, w których zdążyłeś zapomnieć, że taka osoba istnieje.

W sumie takie rzeczy przydarzają się w książkach i filmach, wątpliwe są w prawdziwym życiu.

A jednak.

Więc... Chciałem posłuchać o czym rozmawiała w barze. I cóż, usłyszałem.

Przywykłem do takich reakcji ludzi na moją osobę. Uciekali ode mnie, współczuli mi albo po prostu unikali. Jednak najgorszymi byli ci, którzy szydzili.

I nie chodzi o to, że byłem przewrażliwiony na punkcie swojej osoby. Jednak wątpię, aby jakikolwiek facet chciał mieć przypomniane to, jak wiele stracił przez lata. I jaką ofiarą losu się stał.

WICKED DELIGHTS [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz