szesnaście

31.6K 1.7K 877
                                    

trochę czekaliście, ale zapewniam, że warto było, gdyż to jeden z moich ulubionych rozdziałów. na pewno też tak stwierdzicie! No i jest naprawdę długi! 

tymczasem wiecie co robić, jeśli chcecie rozdział jutro #WickedSoe

co złego to nie ja

...

Holland

Gdy babcia podeszła przywitać się z London, ja i Misha w końcu mieliśmy chwilę na osobności. Odrobinę się obawiałam tej chwili, ale mimo wszystko się nią ucieszyłam.

– Dziękuję, że przyszedłeś – powiedziałam, uśmiechając się do niego. – Na pewno chcesz zostać, skoro już poczułeś, co nas tu czeka? Bo możemy jeszcze uciec.

– Nie ucieknę, ale jeśli mam być szczery to nie zostanę długo.

– Dobra decyzja – zauważyłam, spuszczając wzrok, gdyż zawisły pomiędzy nami niewypowiedziane słowa. – Jeśli chodzi o mnie, to chcę cię jeszcze raz przeprosić.

– Zostawmy już ten temat w spokoju – odparł, spoglądając mi ponownie w oczy.

– Okej – szepnęłam, nie potrafiąc odwrócić od niego oczu. Wydawały się przygnębione. Jakby coś go trapiło od środka i cholernie chciałam wiedzieć co.

– London, siadaj! Jesteś na pewno zmęczona podróżą! – powiedziała głośno mama, więc spojrzałam w ich stronę.

Skierowały się wszystkie do stołu, zajmując odpowiednie miejsca. Po mojej prawej Florence, dalej mama na rogu, Kenya i babcia po drugiej stronie, a koło zamykała London, będąc obok Mishy.

– Mam dzisiaj gościa – zauważyła Jimena, wskazując na mężczyznę. – Holland zaprzyjaźniła się z Mishą. Pomaga mu w ogrodzie.

London posłała Mishy uważne spojrzenie i widziałam, jak taksowała wzrokiem jego bliznę. Ten fakt niezmiernie mnie zirytował i czułam jak nerwowo się spięłam. Martwiłam się bardziej o to, że Misha będzie czuł się niekomfortowo, gdy ktoś z mojej rodziny palnie jakąś bzdurę, niż o własny komfort psychiczny pośród tych obcych mi ludzi.

– Myślałam, że jesteś gwiazdą filmową, a nie ogrodnikiem – zauważyła London, zwracając się do mnie.

– Łączę te dwa świata – odparłam równie zgryźliwie, zaraz po tym sięgając po butelkę z winem i wypełniając nią swój kieliszek. Spojrzałam na Mishę, ale pokręcił głową.

– Nieważne. London, querida... – zaczęła matka, zwracając się w ten uroczy sposób do swojej ulubionej córki. Ona była najdroższa, a ja byłam najgorsza. – Opowiadaj jak mieszka ci się w Nowym Jorku!

– Jest cudownie – odpowiedziała z uśmiechem, a ja dopiero teraz dowiedziałam się, skąd tak właściwie przyleciała. – To piękne, aczkolwiek zatłoczone miasto. Poznałam tam wielu wspaniałych ludzi i nie narzekam na pracę biurową. Jest sporo papierów, ale dobrze mi płacą.

– Dziwne, że znalazłaś pracę gdziekolwiek z tymi tatuażami – rzuciła babcia, co momentalnie wywołało napiętą atmosferę przy stole.

Nikt jednak nie zwrócił jej uwagi, a jej słowa puszczone zostały mimo uszu.

– Miałaś mnie do siebie zaprosić – przypomniała Kenya, zmieniając temat. – To w ogóle nie fair, że mam siostry na obu wybrzeżach kraju i żadna nie chcę mi pokazać swojego miasta.

– Możesz przylecieć kiedy tylko chcesz – odpowiedziała London, uśmiechając się do niej. – Z chęcią pokażę ci najpiękniejsze zakątki miasta.

WICKED DELIGHTS [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz