pięć

22.3K 1.7K 1K
                                    

drugi rozdział naszego nikczemnego maratonu! będzie dziś trzeci? czy zostawiacie sobie na jutro?

wiecie co robić #WickedSoe

co złego to nie ja

...

Misha

Zdawałem sobie całkowicie sprawę, że zachowywałem się trochę dziwnie. Że nie powinienem trzymać się na aż tak widoczny dystans i najprawdopodobniej powinienem podtrzymać którąś z rozmów, jakie próbowała zacząć Holland. Zwłaszcza, że były to zupełnie niezobowiązujące rozmowy.

Jednak tego nie robiłem.

Gdy pojawiła się tutaj pierwszego dnia, w ogóle nawet nie miałem ochoty patrzeć w jej kierunku. Dawałem jej w spokoju pracować. Mimo tego nie zamierzałem pogrążać się w ciszy, chcąc słyszeć wszystko, jeśli postanowi się do mnie odezwać.

Nie robiła tego pracując. Tak jakby wyczuła, że nie mam zamiaru z nią rozmawiać i po prostu robiła swoje.

Drugiego dnia również tak było, chociaż czułem silną potrzebę jakiegoś wyjaśnienia się, dlaczego w ogóle do niej napisałem wieczorem. Sam nie wiem. Po prostu uznałem, że to mało bezpieczne chodzić tymi odludnymi drogami samemu. Zwłaszcza, że do miasta jest spory kawałek.

I uznałem, że przyzwoity facet, a zwłaszcza szef tak jakby, uniósłby się dumą i zapytał o to, czy jego pracownik dotarł do domu.

Nieważne. Niepotrzebnie o tym myśli, przecież to nic takiego.

Trzeciego dnia nie pojawiła się w ogóle, mając jakieś sprawy do załatwienia i poczułem ulgę, że nie będę musiał jej widzieć. Pracowałem sam, nie spiesząc się i ciesząc się swoją samotnią. Ta dziewczyna wymagała ode mnie dawania za dużo energii. A nawet się do niej nie odzywałem.

Jednak sprawiała, że nie mogłem przestać przemyślać każdego swojego kroku i zachowania. Myśleć o tym, jakiego mnie pamięta, jeśli w ogóle się nad tym zastanawia i co jeszcze o mnie sądzi. Oprócz tego jak pięknie podsumowała mnie w barze.

Więc po długiej nocy, w której uznałem, że moja aspołeczność zaszła za daleko, postanowiłem, że kolejnego dnia zmienię coś w tym kierunku. Wstałem z taką myślą i towarzyszyła mi przez cały dzień, gdy krzątałem się bezsensownie po domu.

Poprosiłem Holland, żeby w miarę możliwości przyjechała wcześniej, bo dziś ten dzień, w którym powinienem stawić się w barze u mojego znajomego. Nie podobało mi się to, ale nie miałem wyjścia.

Przyjście Holland oznajmił mi Romeo, szczekając głośno. Wyszedłem więc przed dom, ale nie zobaczyłem jej tam. Zmarszczyłem brwi, widząc, że pies pobiegł prosto do ogrodu. Skierowałem się tam, zaskoczony, że szatynka nawet się już ze mną nie wita, tylko przechodzi od razu do pracy.

Cóż, zgaduję, że właśnie do tego ją przez te dni przyzwyczajałem, przesyłając taki podprogowy przekaz moim milczeniem i unikaniem jej.

Zobaczyłem ją, zbierającą do kompostownika wszystkie wyrwane wcześniej chwasty. Przez moment przyglądałem się jej, zastanawiając się, jak do tego doszło, że gwiazda Hollywood pracuje właśnie w moim ogrodzie? I dlaczego tak właściwie mi pomaga?

Raczej nie zależy jej na tych pieniądzach, które za to dostaje. Więc być może kontynuuje swoje litowanie się nade mną.

Wyprostowałem się, bo ta myśl cholernie mi się nie spodobała. Ostatnie czego potrzebowałem, to litość. Sam wybrałem to życie, które posiadam i patrząc lata wstecz, niczego bym nie zmienił.

Spojrzałem na Holland, która przechadzała się po moim ogrodzie w beżowych, krótkich legginsach sportowych, które odrobinę za bardzo obciskały jej ciało, pokazując mi więcej niż chciałbym widzieć, gdy się pochylała. Jednak szybko stwierdziłem, że jest tak, bo do cholery, gapię się na jej tyłek.

WICKED DELIGHTS [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz