prolog

34.8K 1.7K 627
                                    

Gdybym dostała główną rolę w autobiograficznym filmie, to byłby to film nagrodzony Złotą Maliną Roku. Co więcej, ja sama dostałabym też tę Malinę za główną rolę żeńską.

Otóż, fabuła tego filmu miała potencjał, ale główna bohaterka to zjebała. Zapatrywało się to następująco:

Holland Elordi dorastała w małym mieście o nazwie Grants w stanie New Mexico. Godzina drogi od Albuquerque, ale masa godzin od jakichkolwiek perspektyw na przyszłość.

Marząc o karierze aktorskiej, dziewczyna wiedziała, że będzie musiała w końcu opuścić rodzinne miasto i rzucić się na głęboką wodę. Jej rodzina nie należała nigdy do najbogatszych, więc nie mogła prosić matki o pieniądze. Zwłaszcza, że była najstarsza, a jej trzy siostry potrzebowały tych pieniędzy o wiele bardziej, aby i one nie musiały umrzeć w tej zapyziałej, gorącej niczym piekło, dziurze.

Dlatego mając osiemnaście lat, postanowiła spróbować swoich sił w wielkim świecie Hollywood. To w końcu taka ckliwa historia...

Biedna dziewczyna z zapomnianej przez Boga miejscowości wyjeżdża w pogoni za swoimi marzeniami. Udaje jej się je nawet na moment złapać, ale potem wymykają się z jej dłoni i uderza o dno.

Zatacza pełne koło i z podkulonym ogonem wraca do domu.

I dostaje Malinę Roku.

Westchnęłam ciężko, przechodząc przez bramkę na lotnisku w Albuquerque. Zarzuciłam swoją materiałową torbę na ramię i pociągnęłam za sobą walizkę. Nasunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne, bo chociaż był dopiero czerwiec to tutaj było już dwadzieścia osiem stopni Celsjusza

Nie ma mowy, abym została w tym piekle na zawsze. To tylko przejściowe i wkrótce coś wymyślę.

Wszystko i cokolwiek, aby się stąd wydostać.

Wyszłam na zewnątrz, gdzie przywitało mnie pomarańczowe słońce. Jedyne za czym tęskniłam to te przepiękne widoki pustynnych gór, rozciągające się na horyzoncie. Mogę zarzucić temu miejscu wiele, ale nie odejmę mu uroku.

– Holland! – pisk mojej najmłodszej siostry sprawił, że odwróciłam się w stronę parkingu.

Niziutka dziewczyna machała do mnie przez uchylone okno w starym, niebieskim pick-up'ie. Uśmiechnęłam się na jej widok, bo nie widziałyśmy się od... lat.

Nigdy nie przyjeżdżałam do domu. Ani na święta, ani na żadne inne uroczystości. Jeśli któraś z moich sióstr albo mama miały urodziny, łączyłam się z nimi za pomocą kamerki i w taki sposób byłam z nimi wirtualnie. Zazwyczaj tłumaczyłam to napiętym grafikiem i brakiem czasu.

W rzeczywistości brak było mi również funduszy.

Florence wybiegła z samochodu, wychodząc mi naprzeciw i rzuciła mi się w objęcia. Znów zapiszczała, uwieszając się na mnie, aż na moment przestała stykać się nogami z ziemią.

– Jezu, udusisz mnie! – oznajmiłam, ale w głębi serca również byłam szczęśliwa, że ją widzę.

Florence w przyszłym miesiącu będzie miała dziewiętnaście lat i jest najmłodszą z sióstr Elordi. Historia brzmi: nasi rodzice naprawdę chcieli mieć syna, więc starali się o niego, ale za każdym z czterech razy urodziła się dziewczynka. W końcu dali sobie spokój, bo im więcej dzieci, tym więcej gęb do wykarmienia.

– Dobra, puszczaj mnie – dodałam, odsuwając się od siostry, która patrzyła na mnie ze łzami w oczach. – Śmierdzę, bo się spociłam jak cholera.

– Tak bardzo za tobą tęskniłam, siostra – powiedziała, uśmiechając się do mnie uroczo.

– Ja za tobą też, ale jestem bardzo głodna. Więc zabierz mnie do tej ohydnej knajpy Auntie Grace na ohydnego Cheeseburgera i ohydnego waniliowego shake'a, proszę.

WICKED DELIGHTS [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz