co złego to nie ja
wiecie co robić #WickedSoe
...
Misha
Niebo wyglądało dzisiaj bardzo niebezpiecznie. Zwiastowało burzę, chmurząc się od samego rana i zabierając resztki słońca.
Romeo leżał grzecznie w salonie, przy otwartych tarasowych drzwiach, podczas gdy ja zabrałem się za dalsze sprzątanie ogrodu. Około siedemnastej dołączyła do mnie Holland, opowiadając mi od pierwszej sekundy, gdy tylko mnie zobaczyła, o tym jak wczoraj musiała jechać z Florence do Albuquerque, żeby wybrać dla niej przebranie.
Przebranie karnawałowe, chociaż było już dawno po karnawale, a my mieliśmy środek czerwca.
– To nie na karnawał – oburzyła się. – Chłopak, z którym randkuje zaprosił ją na imprezę, której tematem są hipisi.
Spojrzałem na Holland krótko, więc zaśmiała się, kucając obok mnie i pomagając w sadzeniu nowych drzewek w miejscu, z którego wyrwaliśmy wcześniej mnóstwo chwastów.
– Wybrała sobie na głowę kolorową opaskę z wielkim znakiem pokoju na środku i taką wstrętną, długą, obszerną tunikę – mówiła dalej i przyłapałem się na tym, że naprawdę lubiłem jej słuchać.
I lubiłem przy tym na nią patrzeć, ale to raczej mało akceptowalne społecznie, gdy jakiś gość nieustannie cię obserwuje.
– Oczywiście do tego wszystkiego wstrętne dzwony i potężne buty – dodała Holland, uśmiechając się głupkowato. – Będzie wyglądała obrzydliwie i o to chyba chodziło hipisom.
Milczałem, nie wiedząc co powinienem powiedzieć. Po prostu pracowałem dalej, słuchając tego, jak to ona mówi, bo następnie opowiadała o zjedzonym obiedzie w jakiejś ohydnej knajpce meksykańskiej, gdzie jedzenie było tak ostre, że poszło Florence nosem.
– Wszystko okej? – spytała w końcu, stawiając pomiędzy nami worek z ziemią. – Nie odezwałeś się jeszcze słowem, podczas gdy ja mówię od kilkunastu minut.
– Okej – odpowiedziałem więc, zauważając jej pełne napięcia spojrzenie.
– A Romeo?
– Zmieniam mu opatrunki, daje leki – wymieniłem, wzruszając ramionami. – Na kontrolę umówiłem się w przyszłym tygodniu.
Holland patrzyła na mnie przez moment, jakby się zastanawiała czy zamierzam powiedzieć coś więcej.
Nie zamierzałem.
Pokiwała więc ostrożnie głową, odpuszczając i skupiając się na pracy.
Nienawidziłem tego momentu, kiedy ze mnie rezygnowała. Czułem się wtedy głupio winny, ale przecież ona nie może na siłę ciągnąć ze mną rozmowy. To żałosne i w ogóle nie rozumiałem, dlaczego chciała ze mną rozmawiać.
Ta cisza była coraz bardziej dobijająca z każdą minutą. Nie wiem, ile ich wytrzymałem, ale niebo zaczęło grzmieć, grożąc rozpoczęciem burzy.
Chciałem zaproponować Holland, żeby wróciła już do domu, bo przyjechała rowerem, a zaraz może zrobić się nieciekawie. Jednak chciałem też, żeby została u mnie i przeczekała burzę.
Dlatego znów milczałem.
Myślę, że to jest właśnie mój problem. Nie wiedziałem czego chcę, bo nie byłem pewny, czy w ogóle mogę tego chcieć.
W dodatku od wczoraj męczył mnie ten sen i poranek. Najwyraźniej wciąż nie dałem temu napięciu w moim ciele ujścia.
– Mogę o coś zapytać? – wyrwałem nagle, widząc zaskoczenie na twarzy Holland.
CZYTASZ
WICKED DELIGHTS [+18]
RomansHolland Elordi wraca do rodzinnego miasta Grants, w stanie New Mexico. Siedem lat temu uciekała z niego w pogoni za marzeniami i perspektywą na lepsze życie. Jednak wszystko wydaje się być zupełne inne. Jej umierająca kariera, rodzina i tajemniczy m...