Siedze właśnie w sekretariacie nasłuchując dziwnych odgłosów dochodzących z gabinetu dyrektora. Młoda sekretarka miała tyko sprawdzić czy dyrektor może mnie przyjąć, a tym czasem nie ma jej już dobre dziesięć minut. Nosz ilesz można?! Ugh... zaraz wyjde z siebie.
Słysze stukanie obcasów i coraz głośniejsze szmery. Nosz nareszcie. Z gabinetu wychodzi szczupła blondyna ze zmierzwioną fryzurą, nie zasuniętą do końca czarną ołówkową spódniczką i odpiętą białą koszulą, którą teraz pośpiesznie zapina. Uśmiecha sie do mnie sztucznie i siada za biurkiem.
-Dyrektor cie prosi.- mówi przesłodzonym głosem. A mi sie aż żygać chce. I to nie tęczą.
Wstaje z krzesła i pukam dwa razy po czym łapie za klamke i wchodze do środka. O mamuniu jaki on przystojny. Myśle zamykając za sobą drzwi. Młody mężczyzna kiwa głową na fotel na którym posłusznie siadam.
Przede mną siedzi dyrektor liceum do którego obecnie będe uczęszczać. Mały dwu dniowy zarost dodaje mu seksapilu. Ma na sobie grafitowy garnitur, białą koszule i czarny krawat, który obecnie zawiązuje. Musiało być gorąco. Mężczyzna odchrząkuje i przemawia z lekką chrypką
-Witaj Anastasio. Bardzo mi przykro z powodu dla którego się tu znajdujesz, ale miło cię widziedź. Mam na imie Christian- Nie no nie wieże, to tak jak w "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Dobra, spokojnie Ana, oddychaj głęboko.
-Dzieńdobry prosze pana- mówie cicho.
-Mów mi Christian. Nie jestem taki stary. Mam dopiero 29 lat. Ale przejdźmy do rzeczy. Prosze- wyją z szuflady w biurku mały kluczyk i kolorową karteczke- to twój plan lekcji i klucz do szafki. Zostało ci jeszcze 10 minut lekcji, ale nie przejmuj sie. Porozmawiam z nauczycielem i cię usprawiedliwie. A teraz zmykaj- posłał mi utoczy uśmiech i wstał.
Ja również wstałam i udałam sie do wyjścia czują przeszywający wzrok dyrektora. Zabrałam jeszcze swój kask, który leżał koło drzwi i wymaszerowałam. Stanęłam na pustym korytarzu i wlepiłam swój wzrok w plan lekcj. Następną mam matematyke z moją wychowawczynią. Teraz zmierzam do szafki numer.... 69. Przypadek? Nie sądze. Przeglądam wszystkie numerki. 66, 67, 68, 69. Jest!! Podskoczyłam uradowana i wtyknęłam kluczyk w zamek. Położyłam torbe na ziemi i próbowałam jakoś zmieścić mój czarno zielony kask. Prawie sie udało kiedy drzwi jednej z klas zamaszystym ruchem zostały odwarte, a na korytasz
wymaszerował czerwony ze złości nauczyciel i perwny siebie szatyn.
-Co to miało znaczyć?!- krzyknął nauczyciel.
-Simons nie wrzeszcz tak bo mnie oplułeś- syknął chłopak.
-Brown do dyrektora, ale już.
-Ide, ale nie spinaj tak dupy bo ci żyłka pęknie.- zaśmiał sie szatyn. I skierował sie w moją strone.Naburmuszony nauczyciel wróciłna lekcjie i z chukiem zamknął za sobą drzwi. Aż sie wzdrygnęłam. Z powrotem zajęłam sie upychanjem kasku nie zwracając uwagi na chłopaka, który wypalał we mnie dziury swoim przenikliwym wzrokiem.
-A co taka ślicznotka robi w naszej szkole i to w połowie pierwszego semestru?- zapyał sie z głupkowatym uśmieszkiem.
-Właśnie rozmawia z jakimś dupiek, który szczeży sie jak mysz do sera.- syknęłam, głośno zamykając szafke i chowając ją do tylniej kieszeni moich boyfriend'ów.
-Zadziorna, lubie takie.- mruknął opierając sie o szafki.Staliśmy twarzą w twarz. Kurde, koleś jest mega przystojny. Ma na sobie biały t-shirt, czarne rurki i granatową rozpinaną bluze z kapturem. Ma tatuaże na rękach, które wystają spod podwiniętych rękawów bluzy. Zaraz. STOP!! Musze sie ogarnąć i przypomniedź, że musze sie trzymać z dala od kłopotów. Nie chce powtórki sprzed sześciu miesięcy.
-Nie dla kota szynka- warknęłam. Zabrałam torbe, odwróciłam sie na pięcie i zaczęłam szukać sali do matematyki wcale nie zwracając uwagi na Browna.