XVII

537 67 13
                                    


Dźwięk skrzypiec rozbrzmiał się po sali. Zhongli płynnie i pewnie poruszał sprężystym drewnianym prętem napiętym na nim pasmem włosia. Idealnie wiedział jak się nim posługiwać i w którym momencie odpowiednio docisnąć, przechylić aby powstała oczekiwana melodia. Rudowłosy zazdrościł mu uzdolnienia.

Pośród połysku, który tworzył wokół siebie szatyn, wydobyły się fałdy dziwnej ciemności, które  sączyła  fortepianowa melodia. Pierwsza Ballada Chopina.

Ajax zatracony w myślach, nie zwracał uwagi jak grał. Nuty drżały, traciły wyrazistość, rozciągnięte tak, jakby dochodziły spod wody, a myśli chłopaka skutecznie je zagłuszały i topiły.

Pięciolinia rozmywała się mu przed oczyma, lecz Ajax znał ją idealnie na pamięć. Nie potrzebował jej, prawda? Potrafił to zagrać, prawda?

Dwoje smukłych rąk przemykały po klawiszach wydobywając muzykę, która stawiała się w harmonijną całość.

–Nie, nie, nie– nie poznawał swojego głosu, czuł się jakby dochodził on zza mgły, głos kogoś dla niego zupełnie obcego. – Jeszcze raz, teraz na pewno...

Ponowił prośbę, jedną z wielu, o zagranie utworu jeszcze raz, od początku. O ile myślał, że przystanął na prośbę, jednak bardzo się mylił.

– Ajax, stop. – stanowczy głos Hiroko złapał smukłe, przyozdobione w wszelkiego rodzaju sygnety dłonie rudowłosego, powstrzymując go od dalszej gry. – Nie jesteś sobą, musisz odpocząć.

Chłopak jakby wyrwany z transu spojrzał na nauczycielkę wzrokiem jakby przestraszonym i z pobladłą twarzą. Ona natomiast wróciła do swojego biurka, notując coś w notatniku.

Przetarł twarz dłońmi. Co to było?
Poszczególne nuty odbijały się o siebie w jego głowie silnym echem. Ajax siedział bez ruchu patrząc na klawisze tak, jakby te zrobiły coś, czego się nie spodziewał. Zsunął się na brzeg stołka i oparł dłoń na pokrywie, szykując się do zamknięcia instrumentu.

Pomieszczenie wydawało się puste i lekko zdewastowane, wytworne zasłony nieporządnie zwisały z karniszy nad czarnymi oknami. Przewrócony stołek leżał do góry nogami na podłodze, a arkusze papieru nutowego zaścielały podłogę. Czarne nuty pstrzyły pięciolinie, a niestaranne zapiski, ciągnęły się poniżej.

Jego lazurowe oczy spoczęły na drobnej sylwetce Zhongliego, który patrzył na niego wzrokiem z lekka zmartwionym.

Zignorował nurtujące go spojrzenie chłopaka, przetarł twarz dłonią i wstał,  zabierając wcześniej swoje rzeczy, aby ruszyć ku wyjściu.

Słysząc donośny trzask ogromnych drzwi od sali muzycznej, obrócił się zauważając Zhongliego, który starał się go dogonić, by dorównać kroku.

W kompletnej ciszy, szli w ramię w ramię do wyjścia z dobrze im znanej już Akademii. Śnieg z lekka prószył przykrywając ulice ponurego Baltimore. W powietrzu wisiała niezręczna cisza, przez którą Zhongli głowił się jak ją skutecznie przerwać.

***

– To będzie porażka! Wszystko zepsuję! – załkał lekko, jego dłonke trzęsły się. Bał się prawdopodobnie braku wygranej, tym samym odtrącenia chłopaka. Jego najwiekszą obawą była myśl o tym, że jego najskrytsze koszmary mogły się spełnić.

Sytuacja nie była klarowna, jak zazwyczaj. W głowie rudowłosego panowało tsunami myśli, których nie dało się uporządkować, ani spowolnić. Wyglądał jak smutny szczeniaczek za każdym razem gdy przypominał sobie jego porażki podczas próby.

– Jeśli będziesz się utrzymywać w takim przekonaniu, to masz rację. Powinniśmy się skupić i mieć świadomość tego, że dobrze wypadniemy-

– Jest to dla mnie ciężkie. – wstrzymał oddech. Popatrzył się na przyjaciela, który objęty został zmartwionym wzrokiem i wlepiał go w Ajaxa. – Przepraszam, że Cię martwię. Boję się, że coś zepsuję. Gdy się denerwuję często zapominam o rzeczy, które muszę zrobić. Jeżeli tak się stanie twój występ i talent nie zostaną docenione.

Libertas ×Zhongchi×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz