XIII

641 66 43
                                    

Miliony płatków śniegu tańczyło w szaleńczym uniesieniu. Gałęzie drzew po obu stronach drogi uginały się pod ciężarem śnieżnych czap, a od czasu do czasu poruszały się delikatnie. Ajax zapatrzony w krajobraz zza oknem, czuł się jak w baśni, zahipnotyzował go.

– Wierietienow, skup się! Nie mamy całego dnia. – Nawet najmniejszy błąd, a w tym momencie rozkojarzenie nie uszło uwadze uważnego wzroku nauczycielki Hiroko. Chciała aby chłopcy wypadli jak najlepiej, wywierając na nich dodatkową presję.

Zhongli spóźnił się na próbę, co było dosyć rzadkim widokiem. Szatyn cenił punktualność, a dzisiejsza sytuacja była conajmniej podejrzana i nie w jego stylu.

Pomimo, że szło im dobrze to kobieta zachowywała się jak na szpilkach. Wszystko ją irytowało, a swoje rozgoryczenie wylewała szczególnie na rudowłosym chłopaku. 

Święta jak i sylwester zbliżały się wielkimi krokami wraz w parze z finałowym konkursem, który miał się odbyć pod koniec roku.

Pomimo drobnych potyczek, chłopcy idealnie współgrali ze sobą tworząc miłą, przyjemną dla ucha muzykę. Wierzyli, że wygraną mają w kieszeni, lecz czy aby na pewno?

Za oknem pruszył śnieg przykrywając ciemne uliczki ponurego Baltimore. Pogoda była wręcz idealna na śnieżne zabawy, na które Ajax miał już pewne plany w stosunku do drugiego chłopaka.

Ponowne pomylenie klawisza na juz starym fortepianie zadecydowało o zakończeniu dzisiejszej próby. Pani Hiroko nie była w najlepszym humorze najwidoczniej dzisiejszy dzień nie był dla niej najlepszy.

– Dlaczego się dzisiaj spóźniłeś? Hiroko zła jak osa wyżywała się na mnie...– Ajax zaczął wylewać swoje smutki i żale, ubierając przy tym odzież wierzchną. Zabierając torbę udał się w stronę wyjścia wraz z szatynem.

– Coś mi wypadło...z kotem.

–Znowu ci coś pogryzł? Z tym rudym draniem nie ma żartów! – Zaśmiał się i spojrzał na Zhongliego. Jemu natomiast nie było do śmiechu, widocznie zmarszczył brwi zatrzymując się. Mimochodem Childe uczynił to samo stając naprzeciw.

– Dokładnie jeszcze nie wiadomo. – Zhongli zaczął zdając sobie sprawę, że chłopak oczekuje wyjaśnień.-  Weterynarz podejrzewa, że to koci katar. Jak narazie ma przypisane leki, lecz nie widać większych postępów.

– To jest coś poważnego? Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś?! Rany...– Poczochrał ze zdenerwowania energicznie swoje rude włosy po czym złapał dłoń Zhongliego ciągnąć go ku wyjściu. Chciał jak najszybciej zobaczyć kociaka i upewnić się, że wszystko jest w porządku. Uwielbiał to małe stworzenie, a fakt że coś mu dolegało - martwił go.

Jeszcze bardziej irytował go fakt, że Zhongli nic mu o tym wcześniej nie powiedział. Faworkiem opiekowali się wspólnie i Ajax był tak samo zobowiązany do opieki co szatyn.

***

Samotność często doskwierała Zhongliemu, gdy jego współlokator wybywał na dłuższe chwile. Tym razem zaś był w stanie przyzwoitym, ale nie na tyle by być szczęśliwym. Z jednej strony, sam na sam z jego towarzyszem, we dwoje często bywali nad wyraz swobodni. Jednak przez ostatnią sytuację lekko ich odwaga spoczęła na laurach, rozmowa częściej ich pochłaniała, a tematy rozmów zdawały się być nieskończone. Nieoparte wrażenie jednak pozostawało, jakby niedługo miał nastąpić przełom.

Ajax siedział wygodnie wlepiając swe spojrzenie w ujmujące zwierzę na jego kolanach. Kociak ocierał się o jego granatowe jeansy pozostawiając na nich swoją sierść. Opadł lekko z własnych sił, podczas ,,kociego przeziębienia" nie był taki energiczny jak zazwyczaj.

Libertas ×Zhongchi×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz