XVIII

675 72 37
                                    


Dwójka chłopców doszła do głównego dworca w Baltimore, uznawanego na największą na wschodzie stację, która pełna była od ciemnych sylwetek przeróżnych osób, których nie sposób było zliczyć.

Mieszkańcy wiosek położonych na północnym wschodzie wychodzili na przemian spod wielkiej bramy centrum miasta. Wracając przez nią do domów, doszczętnie pokonani, z ciałami nadgryzonymi przez zmęczenie.

Chłopak wraz z szatynem zasiedli na ławce w poczekalni, czekając na nauczycielkę Hiroko, która z lekka zaczynała się spóźniać.

Dziewczęta, starcy, młodzieńczy siedzieli teraz bez życia na ławkach w przedsionku i z szeroko otwartymi, mętnymi oczami, wpatrywali się w jakiś konkretny dla nich punkt.

Ajax przyglądał się im wszystkim. Rozmaite twarze przesuwały się jak w kalejdoskopie, różne historie porażek rozwijały się w powietrzu jak zwoje historycznej księgi.

Rudowłosy spojrzał na swojego kompana, który z okularami na nosie czytał skromnych rozmiarów tomik poezji japońskiej.

Po chwili ich obecnością zaszczyciła starsza kobieta, która wraz z nimi miała się udać na Konkurs Muzyki Klasycznej.

Ubrana była w elegancką sukienkę koloru głębokiego granatu. Szyję wraz z dłońmi  przyozdabiała złota biżuteria. Na sam koniec zwykła kopertówka dodawała jej jeszcze więcej elegancji i wdzięku, pomimo podeszłego wieku. Dzisiaj zdała się być definicją stereotypowej kobiecości.

Na peron wjechał pociąg, którego przyjazd był planowany na dziewiąta rano. Czarne mrowie ludzi rzuciło się ku wyjściu. Każdy każdego potrącał, rozpychał i wpadał na siebie nawzajem. Tu i ówdzie było widać trzymane przez nich w rękach walizki i torby.

Sam Ajax kruczowo trzymał minimalistyczną torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami codziennego użytku. Nie planowali wracać od razu, zważając na fakt, że był sylwester jak i nowy rok chcieli spędzić w Waszyngtonie, niżeli męczyć się podróżami powrotnymi do Akademika.

Nie czekając chwili dłużej, przepchali się na przepisane im wcześniej miejsce, aby udać się w (niecało) godzinną podróż, która miała doprowadzić ich do celu.

***

Miejsce wydawało się być naprawdę widowiskowe. Zanim przedostali się do głownego budynku występów, minęli kilka zabytkowych budowli. Między innymi dech w piersiach zabrał im widok Katedry Narodowej w Waszyngtonie. Byli oczarowani efektem mieszania i przenikania się różnych stylów i nurtów gotyku.

Inne wspaniałe dzieła sztuki w postaci rzeźb na kamienicach, oraz samych zdobień koiły ich wzrok. Dla człowieka trudnym może być pojęcie piękna, niektórzy jednak wyczuleni dodatkowym zmysłem na piękno mogli doceniać otaczający ich świat i pić za zdrowie martwych artystów.

Tak jak Bóg był pojmowany w gotyckiej scholastyce jako światło, harmonia i rytm, tak posiadłości musiały zawierać w swojej sylwecie te własnie cechy. Na fasadach i w oknach znajdowały się gotowe średniowieczne opowieści, obrazy wydarzeń, alegoryczne pouczenia i prawdy biblijne, wątki żywotów świętych, przedstawione tam własnie po to, by móc prostemu człowiekowi zbliżyć się do Boga.

Dzielnica jaką przechodzili zdawała się być najbardziej wyjątkową jaką mieli zaszczyt widzieć. Wielu było to ludzi eleganckich pogrążonych we własnych światach, zapachy ciast z cukierni gorąco zapraszających klientów, dźwięk dzwonów kościołów. Po krótkim streszczeniu i opisie mogło by się wydawać, że nie była nadzwyczajna, lecz to aura tego miejsca powodowała takie wrażenie.

Trafem, natrafili nawet na uliczny koncert pewnej grupy młodzieżowej promującej szkoły muzyczne z okolic. Wówczas lekki, lecz chłodny wiatr rozwiewał końcówki zbyt długich, jak na rudowłosego, włosów gdy tamten lekko zamykał oczy i czuł jak minimalne łezki napływają mu do oczu pod wpływem wiatru. Wyjątkowy zabytek, złożony z krwi i kości.

Libertas ×Zhongchi×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz