Tępy ból przeszywał moją głowę paraliżując całe ciało. Wplątałam palce we włosy starając się ich nie wyrwać. Kręciłam głową mając nadzieję, że to choć trochę wyostrzy obraz przed moimi oczyma.
Oddychaj ze mną..
Oddychaj ze mną..
Oddychaj ze mną..
Dudniło mi w uszach podczas gdy ja głupio próbowałam przypomnieć i wyobrazić sobie jaki był rytm jego oddechu. Zajęło mi to dobre kilka minut. Potrzebowałam chwili wytchnienia, zapomnienia. Rozejrzałam się wokoło szukając jakiegoś punktu zaczepienia, jakiejś znajomej twarzy. Schyliłam się po srebrny łańcuszek, który momentalnie ścisnęłam w dłoni jakby ból fizyczny miał pokrzepić moje serce, które sprawiało wrażenie jakby za chwilę miało przestać bić.
Wolną dłonią wytarłam mokre od łez policzki nie dbając o makijaż. Uniosłam głowę ku górze łapiąc hausty zimnego powietrza, które uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Nie myślałam o płaszczu zostawionym w klubie i sercu pozostawionym na bruku, chciałam po prostu być już w domu.
Niebieska cyrkonia boleśnie wbijała się w moją skórę ale nie chciałam odpuścić. Ból zmuszał mnie do racjonalnego myślenia choć powrót samej do domu w środku sylwestrowej nocy ani trochę nie był rozważny.
Klub wcale nie był aż tak daleko, jedynie dwadzieścia minut pieszo. Mijałam nowe warszawskie osiedla, które nie miały dla mnie znaczenia. Nie miało dla mnie znaczenia nic co mnie w tamtym momencie otaczało.
Masz rację, my nigdy nie powinniśmy mieć miejsca...
Zachłysnęłam się powietrzem gdy przed oczyma stanął mi jego obraz. Jego szklanych oczu. To spojrzenie nie chciało dać mi spokoju. Otrząsnęłam się z chwili słabości i nieco szybszym krokiem ruszyłam dalej.
Wygrzebałam z torebki klucze, które kilka razy wyśliznęły mi się z ręki. Wcisnęłam dłuższy, srebrny klucz w górny zamek i przekręciłam go dwa razy. Weszłam do domu, który spowity był całkowicie w mroku. Po omacku trafiłam dłonią w przełącznik światła co sprawiło, że cały salon rozbłysnął. Sunęłam wzrokiem po całym pomieszczeniu i mogłam przysiąc, że w każdym kącie widziałam coś co mi o nim przypominało. Mój umysł wykrywał teraz każdą rzecz, która w jakimś stopniu była z nim powiązana. Moje ramiona opadły a torba obiła się o podłogę. Zdjęłam kozaki i jak kołek stanęłam na samym środku salonu. Nie miałam pojęcia co miałam ze sobą zrobić. Julietta spała pod kocem na sofie a jej spokojny pyszczek na moment przyćmił mój ból. Udałam się do sypialni i wszystko było mi jedno.
Przez moje ciało przeszedł jakiś dziwny, nieokreślony prąd, który wywołał u mnie napad istnej furii. Resztkami silnej woli odłożyłam rzeczy, które trzymałam w dłoniach na komodę.
Ten jeden moment gdzie mój wzrok odnalazł czarny notes z jedną łodygą lawendy odpiął moje pasy. Straciłam nad sobą kontrolę. Już nawet nie płakałam, nie wiem co się ze mną działo. Wszystkie rzeczy z toaletki wylądowały na podłodze. Huk był tak głośny, że przez chwilę nie mogłam pozbyć się dziwnego pisku w uszach. Nie obchodziło mnie to, że drogie perfumy właśnie rozbiły się w drobny mak a paletki, na które zbierałam jeszcze za czasów liceum, skruszyły się brudząc całą podłogę. Chwyciłam świecę, która stała na parapecie i z całej siły zamachnęłam się tak, że ona również wylądowała na podłodze. Nie obchodziło mnie to, że taki hałas na pewno zbudził sąsiadów na dole, o ile spali. Przeszłam obok szkła do drugiej części pokoju gdy moim oczom rzucił się kryształowy wazon, który dostałam od matki. Odbijał moją twarz w każdym możliwym wybrzuszeniu. Widziałam swoje czerwone policzki i zmęczone oczy. Po raz kolejny gwałtownie wyrwałam rękę do góry.
CZYTASZ
choice | kinny zimmer
FanfictionOtworzyłam Ci moje serce, graliśmy naszymi uczuciami w szachy, kto wykona kończący ruch? fikcja literacka @noiseinsideus 2022