20 - Strata

61 5 0
                                    

T/i pov:
Już kończyłam przygotowania siebie i swojego konia na wyprawę gdy nagle poczułam jak ktoś mnie łapie za rękę i odciąga od konia. Gdy się zatrzymaliśmy dopiero zauważyłam, że jest to Levi. Odciągnął mnie w takie miejsce, że nikt nas nie zauważy. Bardzo się ucieszyłam jka go zobaczyłam więc przytuliłam ise do niego. On jak zawsze napiął mięśnie lesz po chwili się rozluźnił i mnie też przytulił.

- mówiłam już wczoraj, że nie jestem jeszcze gotowa psychicznie na wyprawę... - zaczęłam rozmowę.

- Wiem, że mówiłam ale twój ojciec chce abyś jechała. Nic na to nie poradzimy

- no wiem ale czuję się jakby miało się wydarzyć coś strasznego co zapadnie strasznie w mojej pamięci...

- nie myśl tak. Po wyprawie pojedziemy do miasta dobrze?

- a po co?

-muszę coś załatwić a sam nie chce ciebie tutaj zostawiać. Wiem, że jest twój ojciec i czterooka ale jakoś wolę mieć na ciebie oko

- no dobrze

Nagle dało się słyszeć krzyk mojego ojca, który informował o tym, że już czas i mamy zakładać sprzęt oraz wsiąść na konie po czym ryszac pod mur.

Spojrzałam na Leviego a on na mnie. Poczochrał moje włosy przez co ja się lekko zaśmiałam. Po tym razem z nim wróciliśmy do swoich koni. No i na tym momencie straciłam Leviego z oczu. Poszłam więc założyć sprzęt a gdy już miałam go na sobie wróciłam do konia, wsiadłam na niego i pojechałam pod mur gdzie już korus powinien czekać.

~~~

Jedziemy już chyba z 2 godzinę i żadnego Tytana nie widać. A zapomniałam dodać mój ojciec postanowił abym jechała w jego zespole na wszelki wypadek. Szczerze wolałabym jechać z Levim ale ojciec powiedział, że ma rekrutów i nie mogę jeszcze ja z nim jechać bo na pewno byśmy zwrócili uwagę tytanów. Gadanie jak nie wiem co.

Zbliżaliśmy się do lasu wysokich drzew gdy nagle pojawił się tytan biegnący na wprost mnie. Nie zdążyłam nawet zaragować gdy nagle mój ojciec się pojawił. Już miał go zabić gdy nagle tytan złapał go w pięść, zacisnął ją tak mocno aż było słychać dźwięk łamanych wszystkich kości. Tytan odgryzł rękę mojemu ojcu po czym wypuścił go z pieści. Ten upadł na ziemię. Krzyknęłam w stronę ojca ale ten nawet nie zareagował.
Nie kontrolując swojego zachowania i czynów zeszłam z konia i podbiegłam do ojca. Usiadłam przy nim na nogach. Położyłam jego głowę na swoich kolanach a z moich oczy lał się wodospad łez.

- tato... - odezwałam się bardzo załamanym głosem od łez.

- T/zi pamiętaj, że zawsze będę przy tobie co kolwiek by się nie działo.. - odezwał się a po tym zaczął kaszleć krwią.

- Proszę cię tato nie odzywaj się zaraz zaspół medyczny przyjedzie i opatrzy ciebie. Będziesz jeszcze długo żył...

- Nie T/i. Dla mnie już nie ma ratunku. Za duże mam obrażenia a też tracę dużo krwi przez odgryzioną rękę..

- nie mów tak! Będziesz jeszcze żył!

- kocham cię córeczko... - wypowiedział ostatnie słowa a w jego oczach nie było widać już oznak życia.

- też cie kocham tato. Tato? Tato!! - krzyczałam ale on już nie żył.

Położyłam jego głowę jak najdelikatniej na trawie, dwoma palcami zamknalam mu oczy. Wstałam przed martwym ojcem, chwyciłam za rączki od mieczy po czym nacisnęłam je w odpowiednim miejscu. Haki wbiły się w drzewa, po czym wypuściłam gaz dzięki czemu wzniosłam się do góry. Wylądowałam na jednej z gałęzi. Dość wysoko żeby żaden z tytanów mnie nie dorwał.
Patrzyłam jeszcze chwilę na martwe ciało ojcia, nagle jakiś 10 metrowiec podszedł do niego, wziął go i zjadł po czym odszedł. Gdy tylko ten tytan zjadł mojego ojca odwróciłam głowę w prawą stronę zaciskając oczy i mocniej przy tym płacząc.

Siedziałam na tej gałęzi dość długo dlatego, że zdążyło się już ściemnić. Traciłam też nadzieję, że ktokolwiek z korpusu zauważy, że nie ma dowódcy i jego oddziału. Aczkolwiek traciłam nadzieję. Czułam też straszne mdłości. Nie wiem może to dlatego, że widziałam jak mój ojciec został pokarmem dla kupy chodzącego mięsa? Albo... No nie Levi! Zatłukę ciebie jeżeli dożyje! Siedziałam jeszcze przez jakąś chwilę gdy poprostu zasnęłam ze zmęczenia.

Levi pov:
Gdy dojechałem ze swoim oddziałem do standardowego miejsca czyli ruin zamku zauważyłem, że raczej wszyscy z korpusu są. Jedyne co mnie martwiło to to, że nigdzie nie widziałem T/i, Erwina i jego oddziału. Podszedłem więc do Mikasy i Armina. Ci jak mnie zauważyli ucichli.

- wiecie gdzie jest oddział Erwin? - spytałem.

- Nie dojechał tutaj - odpowiedziała Mikasa.

- gdy jechaliśmy tutaj mijaliśmy martwy oddział dowódcy Erwina ale jego i T/i nie widzieliśmy - dodał Armin.

- Tylko jak się ściemni jedziecie ze mną

- ale gdzie? - spytała Mikasa.

- poszukać ich..

Po tym odszedłem i skierowałem w jakieś bezpieczne miejsce aby nikt nie widział mnie w tym czasie aż się nie ściemni. Mam tylko nadzieję, że jej nic nie jest.

- proszę cię T/i tylko mnie nie zostawiaj samego... - z taką myślą czekałem aż do momentu w którym się ściemni.

Gdy tylko się ściemniło skierowałem się do swojego konia. Jak tylko doszedłem od razu zauważyłem Mikase, Armina i Jeana. Chwila moment przecież ja mu nic nie mówiłem. No chyba, że tamtą dwójka mu powiedziała i chce jechać. No dobra jakoś to z nim wytrzymam.

Wszedłem na konia po czym ruszyliśmy. Gdy dojechaliśmy do lasu wysokich drzew rozdeililismy się. Ja wraz z Mikasą jedziemy na obrzeżach lasu a Armin wraz z Jeanem jadą do lasu i jadą cały czas prosto. Po tym jak już wszyscy się spotkaliśmy na drugim końcu lasu cała trójka gadała o czymś a ja już miałem najgorsze scenariusze. Nagle usłyszałem ocieranie się sprzętu o drzewo. Spojrzałem do góry i zauważyłem jak t/i spada w dół. Szybko wystrzeliłem haki i wzbilem się w powietrze. Złapałem ją w odpowiedzi momencie.

Gdy tylko moje nogi dotknęły ziemi od razu tamta trójka spojrzała na mnie a później na T/i na moich rękach.

- Jest cała? - spytał Jean.

- Raczej tak bo nie widać obrażeń - odezwała się Mikasa.

- zawsze może mieć jakieś wewnętrzne obrażenia - dodał Armin.

- Lepiej się zamknijcie tylko ruszcie się i wracamy do ruin aby medycy jej stan określili i zbadali. - odezwałem się kładąc t/i na końcu po czym sam wszedłem i złapałem ją aby nie spadła.

Ruszyliśmy w drogę powrotną. Droga nie zajęła nam jakoś długo może 30 maks 35 minut. Po dotarciu do kryjówki zszedłem z konia i wziąłem t/i na ręce po czym zaniosłem do medyków. Jak czterooka mnie zauważyła i T/i na moich rękach od razu pokazała miejsce gdzie mam ją położyć. Tak też zrobiłem a po tym zostałem wtyproeadziny przed drzwi gdzie miałem czekać na czterokę.

Pozostało tylko wspomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz