T/i pov:
Spałam sobie w najlepsze gdy nagle obudził mnie płacz Takimikiego. Otworzyłam oczy, przetarłam je po czym wstałam z łóżka i podeszłam do łóżeczka dziecka. Wzięłam go na ręce i wyszłam z nim, z pokoju kierując się w stronę stołówki. Po dojściu na miejsce od razu poszłam do kuchni zagrzać trochę mleka.Jakieś 15 minut później mleko było już gotowe i przelane do butelki. Wzięłam butelkę w drugą rękę po czym przyłożyłam jej czubek do ust dziecka. Nakarmienie go zajęło jakieś 6 minut, po tym czasie wróciłam do pokoju a w czasie drogi powrotnej klepałam dziecko lekko po plecach. Gdy doszłam do pokoju i weszłam do niego od razu posadziłam dziecko do łóżeczka po czym poszłam sama się ogarnąć.
Wzięłam zimny prysznic i założyłam świeży i uprany mundur. Nagle poczułam jego zapach. Zapach Leviego. - ale chwila jeżeli to jest mój mundur to dlaczego czuje jego zapach? - z tą myślą wyszłam z łazienki. Podeszłam do biurka i usiadłam przy nim. Zaczęłam wspominać wszystkie poprzednie wydarzenia w stecz. Między innymi jak poznałam Levia, Isabel i Farlana. Jak zostałam sama w podziemiach i się z nich wydostałam. To jak dołączyłam do korpusu treningowego dzięki czemu poznałam nowe osoby. Wcielenie mnie do zwiadowców. Moje wszystkie wypadki przez co Levi cierpiał. Wyznanie sobie miłości z Levim. Nasz pocałunek. Nasz pierwszy raz.
No i ogólnie tak zaczęłam sobie wspominać. Nagle usłyszałam jak Takimi zaczyna mamrotać. Odwróciłam się w stronę łóżeczka i zobaczyłam jak maluch siedzi i trzyma zabawkę w buzi. Momentalnie się uśmiechnęłam.
-szkoda, że nie możesz tego zobaczyć, Levi... - ta myśl sprawiła, że na moment pismutnialam ale szybko to zostało od pchnięte przez zachowanie malucha.Levi pov:
Od kąd wyjechaliśmy za mury minęły może jakieś 3 lub 4 godziny. Cały czas myślę tylko o t/i i o dziecku. Nikt jeszcze nie sprawił abym tak się martwił o kogoś. Jako jedyna zrobiła to właśnie T/i. Wracając do moich myśli to przecież nie mam się co martwić. T/i i dziecko jest bezpieczne bo są w korpusie a tam nic im się nie stanie.Gdy byłem tak pogrążony w myślach nie zauważyłem Tytana. Jedyne co mnie wyciągnęło to to jak ktoś leci i przecina łapę Tytana abym nie został złapany, po czym tytan upadł martwy na ziemię. Po chwili zauważyłem, że tą osobą, która to zrobiła była czterooka.
- Levi skup się! Nie chce T/i przekazać wiadomości o tym, że poległeś w walce z tytanem. Co Ty robiłeś, że nie zauważyłeś tego Tytana?! - krzyknęła w moim kierunku.
- Myślę o T/i i dziecku - odpowiedziałem.
- oni są bezpieczni za murami, poza tym też są w korpusie.
- wiem przecież!
- To się skup, jesteśmy poza murem tu nie możesz sobie na takie zachowanie pozwolić
- Wiem! Ale gdybyś widziała T/i jak zaragowala na to, że już się zbieramy!
- mogę to sobie tylko wyobrazić a teraz koniec gadania tylko dawaj jedziemy dalej
Kiwnąłem jej głową w gescie zgodzenia się. Jechaliśmy przez kolejne parę godzin, w końcu ściemniło się i też dojechaliśmy do naszego miejsca odpoczynku. Teraz na spokojnie będę mógł pomyśleć o narzeczonej i o naszym dziecku, które zostało za murami i czeka tylko aż wrócę. Na prawdę chciałbym aby T/i teraz była przy mnie i przytuliła się do mnie i zaczęła mi marudzić na różne tematy. No ale nie ma się wszystkiego czego byśmy chcieli.
Następnego dnia z samego rana ruszyliśmy w dalszą drogę na terenach tytanów. Od kąd tylko wyruszyliśmy zapowiadało się na deszcz. Na niebie było widać bardzo dużo chmur, które zwiastowały, że w każdej chwili może zacząć padać.
Jakąś 1 godzinie później zaczęło dość mocno padać. To też bardzo utrudniało widoczność i komunikowanie się przez flary. Osoby które mnie widzą to zauważyły jak kieruję się w stronę murów aby jak najszybciej wrócić, oczywiście osoby które widziały te co są niedaleko mnie to pewnie też zaczęli się kierować w tą samą stronę.T/i pov:
Przez tamten cały dzień nic więcej się ciekawego nie działo. Więc nawet nie mam co opowiadać.
Następnego dnia po ogarnięciu się, nakarmieniu dziecka wyszłam przed korpus aby pochodzić żeby zabić jakoś czas pod nieobecność Livaja.
Niestety od rana były chmury, które nie zwiastowały pięknej pogody. Mimo to chciałam też pooddychać swierzym powietrzem i też chciałam aby maluch pobył trochę na dworze.
Jednak gdy zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu szybko wróciłam do środka korpusu, dzięki czemu ani ja ani maluch nie zmokliśmy. Wróciłam do pokoju, usiadłam na łóżko i położyłam dziecko na łóżku. Za oknem było widać jak coraz bardziej zaczyna padać. Jak sobie siedziałam na skraju łóżka i patrzyłam na malucha jak próbuje się do mnie doczołgać dało się usłyszeć dźwięk pukania do drzwi. Odwróciłam głowę w tamtą stronę i spojrzała m na nieb, chwilę się na nie patrzyłam a gdy ponownie usłyszałam pukanie w końcu postanowiłam się odezwać.-proszę. - powiedziałam a chwilę później zauważyłam jak klamka opada w dół i drzwi się otwierają. Za nimi stał jakiś rekrut ze skrzydła szpitalnego, który został w korpusie wraz ze mną.
- oco chodzi? - spytałam a ten zasalutował.
- wrócili, nie wszyscy ale niektórzy wrócili. - oświadczył.
- Ale kto wrócił?
- no zwiadowcy za murów, wrócili.
- dziękuje za informacje, a gdzie ich znajdę?
- w stajni, uspokajają konie i odkładają sprzęt.
- dobrze, możesz już iść.
Po tym rekrut zamknął drzwi i odszedł, wzięłam dziecko na ręce i skierowałam się do stajni. Przeszłam przez przejście, które prowadziło prosto do stajni i nie musze wychodzić. Gdy dotarłam na miejsce zaczęłam rozgladaac się za tym jednym, jedynym mężczyzną. Jednak gdy nie umiałam go dostrzec od razu w głowie miałam najgorsze scenariusze. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy, które spłynęły po moich policzkach. Jeden z rekrutów podszedł do mnie.
- Pani T/n, dlaczego pani płaczę? - spytał.
- Czy on... - zaczęłam ale nie było mi dane dokończyć.
- T/i? - nagle usłyszałam jego głos. Odwróciłam się cała zalana łzami wraz z dzieckiem na rękach. - Czemu płaczesz? - spytał podchodząc do mnie.
- Myślałam, że...
- czasami mnie zadziwiasz tym swoim myśleniem. No już nie płacz i chodź do pokoju.
Wziął ode mnie malucha i skierowaliśmy się w stronę naszego pokoju. Na prawdę się cieszę, że nic mu nie jest i wrócił cały i zdrowy. Nie wiem czy bym zniosła jego stratę. Gdy weszliśmy do pokoju Livaj usiadł na kanapie a dziecko położył na swoim ramieniu, ja usiadłam po jego prawej stronie z łzami w oczach. Oparłam się o jego ramię, zamknęłam oczy i pozwoliłam swoim łzom spłynąć. Chwilę później poczułam jak obejmuje mnie swoim prawym ramieniem po czym przytuli i gładzi ręką po włosach. Drugą ręką za to trzymał dziecko.
Witam was kochani!
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału ale miałam dużo rzeczy związanych z rodziną.
Chciałabym też powiedzieć, że postaram się jakoś częściej wstawiać rozdziały ale nie obiecuję. Rosze tylko nie bądźcie na mnie źli czy coś.
![](https://img.wattpad.com/cover/306391282-288-k819488.jpg)
CZYTASZ
Pozostało tylko wspomnienie
AléatoireZa jakiekolwiek błędy, różnego typu przepraszam! Kontynuacja "Za nim ucieknę" Nic więcej. Nic dodać, nic ująć. Mam nadzieję, że to też się przyjmnie jak tamta poprzednia Levi x Reader. Jeżeli nie przeczytałeś/przeczytałaś "Za nim ucieknę" radzę prz...