3. Nawet najsłodsze bzdury nie przysłonią goryczy gorzkiej prawdy

42 4 0
                                    

*Gwen*

Przepakowałam tylko swą walizkę, do prania wrzucając wszystkie stare rzeczy, zastępując je nowymi prosto z mojej szafki. Nie mogłam zapomnieć też o aktach powierzonej mi sprawy, a także o swojej broni. Wprawdzie wszystkie smoki potrafią ziać ogniem, jednakże powszechnie wiadomo, iż te same w sobie są na niego odporne. Krótko rzecz ujmując, smok smoka ogniem zranić nie może, dlatego też przyda mi się parę innych asów w rękawie. Po upewnieniu się, że wszystko zabrałam, zeszłam na dół, by uściskać rodziców na pożegnanie. Mimo swoich lat, nadal to robiłam z uwagi na fakt, iż mój zawód jest ogromnie niebezpieczny i któregoś dnia z misji mogę już nigdy nie powrócić. Na ogół starałam się nie myśleć o swojej pracy tymi kategoriami, jednak czasem trzeba być zimnym realistą, a ja za nic w świecie nie chciałabym, by ich jedyna córka odeszła bez czułego pożegnania. Nie wiem, jakby to znieśli. Zwłaszcza mama.

- JOE, JAK MOGŁEŚ NA COŚ TAKIEGO POZWOLIĆ?! - od razu można było domyśleć się, iż to właśnie jej głos dało się usłyszeć od progu, zaś przez uchylone drzwi ujrzeć dobrze znaną mi wydrę wydzierającą się na ojca.

- Tatia, ja nie miałem w tej kwestii nic do powiedzenia. Uwierz mi, mnie też się to nie uśmiecha, ale Horn jest uparty. On nie zmienia swego zdania, zwłaszcza w przydzielaniu agentom misji terenowych.

- Ale, żeby zaraz wysyłać Gwen do Zwierzogrodu? Masz ty pojęcie, jak źle ona może to znieść?!

- Wiem, ale nawet ja nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Leci do Zwierzogrodu i doskonale o tym wie. Sama powiedziała mi zresztą, że miejsce to nie ma już dla niej żadnego znaczenia.

- A ty jej uwierzyłeś! - zirytowana rodzicielka założyła ręce na piersi, na co wywróciłam niedbale oczami. Świetnie, teraz jeszcze moi rodzice będą kłócili się z powodu mojej misji, która chociaż miała odbyć się w tym, a nie innym mieście, NIJAK nie miała się do Nicolasa Bajera. Echh, a w każdym bądź razie całą sobą chciałam wierzyć w to, że mieć nie będzie.

- Oczywiście, że nie, ale co też miałem powiedzieć? Że jej tam nie puszczę? Że zostaje w domu i koniec? Gwen zawsze będzie naszą córką, ale niestety przestała być już dzieckiem, co znaczy, że nie możemy jej mówić, co ma robić, a czego nie. - dalej już nie słuchałam, decydując się na mały spacer po wyspie. Do rozpoczęcia misji pozostało mi jeszcze trochę czasu, a zatem pożegnanie z rodzicami może jeszcze poczekać. Opuściłam dom też z obawy przed awanturą. Mama z tatą kłócą się teraz między sobą, co więc będzie, kiedy ich kość niezgody od tak tam wkroczy. Wyleciałam więc z naszego domu poprzez duże drzwi, po czym wylądowałam na dróżce,  zwijając skrzydła. Nie miałam ochoty się nigdzie spieszyć, chciałam się po prostu przejść. Idąc obsypaną małymi kamyczkami dróżką, rozejrzałam się po okolicy, którą od małego doskonale znałam. Architektura wyspy składała się z niewielkich budynków wykonanych z wulkanicznych skał i minerałów umalowanych głównie na piaskowy kolor. Wszystkie miały przestronne okna, jak i drzwi, by ułatwić smokom poruszanie się nawet w gadzich formach. Budowle te umiejscowione zostały na wzgórzach, gdyż właśnie takimi terenami dysponowaliśmy na Flamellu. Dużą część zajmowały także pola uprawne będące głównie plantacjami papryczek chili, która dodawana była do niemal każdego dania spożywanego przez nasz gatunek. Cóż, poradzić, że nasze kubki smakowe były mocno uzależnione od ognia płonącego w naszych gardłach, co za tym idzie, jeśli coś nie było odpowiednio doprawione, nie odczuwaliśmy w ogóle żadnego smaku. Dzisiejszego dnia zaczęło robić się już zdecydowanie cieplej, nie tylko ze względu na porę roku, ale i na fakt, iż Kaishi, nasz wulkan stanowiący najwyższą górę na Flamellu, powoli nagrzewał się, w ten sposób rozpoczynając przygotowania do przyjęcia ciężarnych smoczyc, które w jego wnętrzu złożyć mają swe upragnione jaja. Tam też chronione przez gniazda ubite przez samców, młode przychodzą na świat i zostają tam na kilka tygodni. Jest to nasza forma szpitala na oddziale położnictwa. Mama by chciała, bym któregoś dnia i ja udała się tam ze swoim potencjalnym partnerem, żebym jak wszystkie inne smoczyce złożyła jajo, ale to nie była moja bajka i mam nadzieję, że wydra w końcu to zrozumie... i wybaczy mi brak upragnionego wnuczęcia. Ociężałym krokiem podeszłam do złotej barierki na skraju wyspy, która miała chronić nieumiejące latać smoczątka przed spadnięciem w przepaść, po czym z ciężkim westchnięciem oparłam o nią łapy. Tak prawdę mówiąc, zakładanie własnej rodziny nie uśmiechało mi się również, dlatego że moje serce wciąż należało do pewnego rudego cwaniaka, który przebywał ładnych pare tysięcy kilometrów ode mnie. Z całego serca dziękowałam wszelkim bóstwom za to, że Nickowi udało się przeżyć ze świadomością istnienia naszego gatunku, niemniej jednak wciąż ogromnie mi go brakowało. Zatracałam się w pracy, która była mi pomocna w ucieczce od tego uczucia, a jednak bywały momenty, że dopadała mnie dobijająca tęsknota za ukochanym. Tak prawdę mówiąc, sama nie wiem, czy będę potrafiła skupić się na Obłoczek, mając świadomość, że on gdzieś tam jest. Że mogę spotkać go na ulicy chociażby przez czysty przypadek. Jego oraz Finna, lisa będącego mi, jak rodzony brat, którego także przyszło mi stracić po powrocie na rodzinną wyspę.

Zwierzogród : Smoki istnieją naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz