1. Wyspa Flamell

101 5 2
                                    

*Narracja trzecioosobowa* 

Smocze gniazdo utkane przez ojca w wulkanie Kaishi zawsze było dla małego smoczątka azylem bezpieczeństwa. Ale nie dla niej. Ona czuła w nim wyłącznie niepokój przeszywający ją od środka. Atakował on umysł. Atakował serce. Atakował duszę. Ciało drżało. Maleńka smoczyca czuła się samotna, choć samotność wcale jej nie dokuczała. Przeciwnie wręcz, zawsze była skazana na towarzystwo. Na towarzystwo JEGO.  

*Gwen*

Jak zwykle obudziłam się dziś akurat na tyle wcześnie, jednak i na tyle późno, by zdążyć do pracy przy przyspieszonych ruchach. Echh, że też wczesne wstawanie nie jest moją zjawiskową domeną. Nie chcąc tracić już ani chwili, zerwałam się z łóżka, po czym pognałam w stronę szafy. Wyjęłam z niej pierwsze lepsze ubrania, którymi okazała się niebieska koszulka na ramiączkach bez jakiegokolwiek nadruku oraz czarne, choć lekko sprane bojówki. Musiałam się przez nie męczyć również i z paskiem, ale trudno. Oprócz tego, na swoje lisie futro wciągnęłam również policyjną kurtkę, która pełniła funkcję munduru terenowego. Ubierając się, mój wzrok spoczął na stojącej w kącie walizce, której swoją drogą wciąż nie wypakowałam po ostatniej misji odbytej w świecie ssaków. No trudno, zajmę się tym później. Obawiając się spóźnienia, wybiegłam z pokoju i będąc już blisko schodów prowadzących na dół, rozpostarłam skrzydła, by sfrunąć na nich prosto do kuchni, gdzie już od rana krzątała się kochająca mnie nade wszystko, wydra. 

- Hej, mamo! - zawołałam, chowając skrzydła, by przypadkiem niczego nimi nie staranować. Rodzicielka skierowała na mnie swoje liliowe tęczówki, które swoją drogą stanowiły jedyną cechę wyglądu, jaką po niej odziedziczyłam. Wśród smoków jest tak, że młode po wykluciu przyjmują zwierzęcą formę jedynie jednego z rodziców niezależnie od tego, czy ci należą do "tych samych" gatunków, czy też nie. Być może w świecie ssaków pary mieszane mogą napotykać się z nieprzychylnymi spojrzeniami ze strony społeczeństwa, ale nie tutaj. Tutaj wszyscy jesteśmy smokami i wygląd zwierzęcej formy nie gra najmniejszej roli. Weźmy na ten przykład, moja mama przybiera postać wydry, ojciec zaś lisa polarnego i nikt nie ma z tym żadnego problemu. Oprócz liliowych tęczówek w jej zwierzęcej formie mamę pokrywa futro koloru mlecznej czekolady zestawione ze śnieżnobiałym przodem sięgającym od jej pyszczka do samego ogona. Choć pod tą postacią jest ona znacznie ode mnie niższa, we formie smoka wciąż mnie przerasta. Odcień jej łusek podchodzi wtedy pod purpurę tak ciemną, iż z daleka wydaje się niemal czarna. Jedynie u grzbietu delikatnie jaśnieje, dając tym efekt różowej poświaty. 

- Słonko, już wstałaś. - wydra obdarowała mnie matczynym uśmiechem. 

- Już?! Ty masz pojęcie, która jest godzina?! - zawołałam, gorączkowo rozglądając się za swoim pudełkiem na lunch. 

- Szczęśliwi czasu nie liczą. - oznajmiła, zawijając w naleśnik dopiero co ściągniętego z patelni pstrąga, ówcześnie napychając tam warzyw zalanych ostrym sosem własnego autorstwa. Swe kulinarne dzieło zapakowała do dwóch pudełek, po czym oba mi podała. 

- Dostarczysz lunch też twojemu ojcu? - spytała, w ogóle nie zważając na to, iż właśnie wzięłam spory łyk jej porannej kawy. 

- Jasne, że tak. Dzięki, mamo. - z uśmiechem na twarzy odłożyłam kubek, po czym przyjęłam pudełka, by oba umieścić w swojej sportowej torbie. 

- Lepiej już leć, jeśli rzeczywiście chcesz zdążyć. Niebo może być dzisiaj ciężej przelotne poprzez rozpoczynające się dziś gniazdozbiory. 

- TO JUŻ DZISIAJ?! - spytałam przejęta wizją korków spowodowanych przez przyszłych ojców, którzy to zaczną dziś budować gniazda dla swych partnerek, by te później miały gdzie złożyć swoje jaja. Taka nasza tradycja. 

Zwierzogród : Smoki istnieją naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz