21. Nieoczekiwany sojusz

22 1 0
                                    

*Judy*

Próbowałam wykopać drzwi swoimi nogami, skacząc po celi, jak opętana, lecz na nic się to niestety zdało. Takie akcje najwidoczniej mogą pozostać jedynie w sferze wyobraźni twórców filmach. Westchnęłam ociężale, zrezygnowana siadając przy ścianie. Chwyciłam za swoją krótkofalówkę, lecz mimo próby wezwań wsparcia z komendy, nikt nie odpowiadał. Niewykluczone, że umieszczono gdzieś w pobliżu zagłuszacz sygnału, co całkowicie uniemożliwiło mi kontakt ze światem zewnętrznym. Kompletnie nie miałam pojęcia, co robić. Nick został zabrany przez jednego z pogromców Milkmana, Gwen nie widzieliśmy od dawna, a na domiar złego, nawet gdyby udało nam się wydostać, komu niby mieliśmy zgłosić porwanie nas, skoro sam komendant policji był jednym ze sprawców? Echh, ostatnio miałam tak duże poczucie beznadziei w momencie, gdy wracałam do Szarakówka, co chwila widząc ofiary skaczące do gardeł nikomu nie wadzącym drapieżnikom. Teraz sytuacja zdawała się być podobna. Ssaki próbują zrujnować życie smoków, które jedyne, czego pragną, to życia w spokoju. I zupełnie jak wtedy, bezmyślnie dałam się wciągnąć w sam środek całego tego szaleństwa. Nie przez Nicka. Nie przez komendanta Bogo. Przez Jacka. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego ten chciał zrobić ze mnie pogromcę, skoro jak się okazało, on sam był smokiem. Co siedziało mu w głowie? Tego najwidoczniej nigdy się nie dowiem. Wiem za to, co kierowało Nickiem. Miłość do Gwen. On od samego początku robił to wszystko dla niej. Dla mnie zresztą też. Nick próbował trzymać mnie z dala od smoków, by mnie chronić, a ja jak ten głupi królik wdepnęłam w ten świat po same uszy i to na swoje własne życzenie.

- Co ja najlepszego zrobiłam? - szepnęłam do siebie, nie spodziewałam się tego, że ktoś mógłby mnie usłyszeć, więc jakież to było moje zdziwienie, gdy uzyskałam odpowiedź.

- Nie przeceniaj swojego wkładu w historię, Hops. - zaskoczona podniosłam głowę, by spojrzeć w zatroskane spojrzenie swojego szefa stojącego po drugiej stronie drzwi od celi.

- Komendant Bogo? - szepnęłam, w pierwszym momencie nie będąc pewna, czy przypadkiem przez to wszystko nie mam zwidów. Szybko jednak dotarło do mnie, iż samiec stoi tutaj naprawdę.

- Szefie, co pan tu...? Gdzie jest Nick?

- O Bajera się nie martw, nic mu nie będzie. Brain'owi zależy głównie na waszej znajomej. - jego słowa jakoś nieszczególnie podniosły mnie na duchu. Wiem, że Nick nie odpuści, póki Gwen nie będzie bezpieczna. Ja też nie zamierzam.

- Jak wyście się w to wszystko wplątali? - samiec westchnął z rezygnacją.

- Zabawne, bo miałam zamiar zadać panu dokładnie to samo pytanie. - w moim głosie zabrzmiała pretensja. Jeśli miałam okazję dowiedzieć się, dlaczego nasz szef został pogromcą smoków, nie miałam zamiaru jej zaprzepaścić. Bogo westchnął raz jeszcze, po czym przysunął sobie taboret stojący w kącie, by móc na nim usiąść.

- Nim wstąpiłem do policji, ja, Brain i Marcus służyliśmy w jednym oddziale wojskowym. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi, co pozytywnie odbijało się na naszej skuteczności. Pewnego dnia Brainowi odbiło, a przynajmniej tak twierdził nasz przełożony. Zaczął on wszystkim opowiadać o istnieniu smoków i swoim spotkaniu z nimi na wyspie unoszącej się ponad nami.

- Wszyscy go wyśmiali? - spytałam, a raczej stwierdziłam, od razu domyśliwszy się, jaka mogła być reakcja oficerów na wiadomość o istnieniu czegoś tak irracjonalnego, jak smoki i ich wyspa.

- Wszyscy. Z wyjątkiem mnie i Marcusa. Oboje znaliśmy Braina na tyle, iż wiedzieliśmy, że nie był on typem żartownisia, czy marzyciela dającego wiarę w zdziwaczałe teorie spiskowe. A po tym, gdy ten pokazał nam dowód na potwierdzenie swoich słów, nie pozostawił nam już cienia wątpliwości. Pokazał nam smoczą łuskę, którą udało mu się zabrać tamtej nocy z Flamellu. Żadne z nas w całym swoim życiu nie widzieli trwalszego tworzywa. Brain zaczął fantazjować. Po raz pierwszy, odkąd go poznaliśmy. Zaczął opowiadać, ile jesteśmy w stanie osiągnąć, gdybyśmy stworzyli oddział uwzględniający gady będące wartymi dziesiątki naszych czołgów. W tajemnicy przed przełożonymi zaczęliśmy opracowywać sposób, jak dostać się na Flamell. Chcieliśmy wykraść stamtąd tyle jaj, ile się tylko będzie dało, by z nich wylęgły się smoki, na których w przyszłości mieliśmy latać. My oraz nasi rekruci. Nie... myślałem o nich, jako o istotach żywych. Brain przedstawił nam je, jako bestie, którym w łbie jedynie zabijanie. Potwory, które mogą być przydatne tylko, jeśli przekierujemy je na swoją stronę. Lata mijały, a my byliśmy coraz bliżej osiągnięcia naszego celu. Jednak nie wszystko mogło pójść nam, jak po maśle. Nie wiem jak, ale smoki się o nas dowiedziały i wysłały za nami zwiad. Postanowiliśmy, więc unieszkodliwić ich zwiadowcę, nim on zrobi to z nami. Tamtym smokiem był ojciec waszej znajomej.

Zwierzogród : Smoki istnieją naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz