28. Złoty Płomień

18 1 4
                                    

*Gwen*

- Musimy po nich wrócić. I to zaraz. - oznajmiłam, starając się przerażenie zamaskować determinacją.

- Gwen, rozumiem, że się martwisz, ale nie zdołamy ich stamtąd wydostać. Zarówno Nick, jak i Judy wiedzą, że jesteśmy smokami. Wystarczy, że nas zobaczą...

- Nie, nie kończ nawet! - to się nie mogło dziać naprawdę. Mój Nickkie... On nigdy się mnie nie bał. Akceptował to, kim jestem od samego początku. Do głowy by mi nie przyszło, że to miałoby się kiedykolwiek zmienić, ale teraz... Serce mi pęka na samą myśl o dojrzeniu strachu w jego oczach.

- Słuchajcie, jakoś średnio chce mi się wierzyć, że nic już nie można zrobić. Polećmy po nich, choćbyśmy mieli wyrwać ich stamtąd siłą. Zagazowani z nami tutaj są i tak bezpieczniejsi, niż tam z pogromcami. - spojrzeliśmy z Jackiem po sobie. Oboje mieliśmy świadomość, że Finn miał rację. Nicka i Judy trzeba było wyciągnąć spod łapy Milkmana bez względu na wszystko.

- Lecimy. - skinęłam Jackowi głową na znak, iż powinniśmy ruszać od razu.

- Lecę z wami. - Finn spoglądał to na mnie, to na królika wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.

- Zapomnij. - odezwałam się, jako pierwsza.

- To także i moi przyjaciele. - upierał się dalej, co oddziaływało na moje ciśnienie, jak pompka zanadto próbująca nadmuchać balonik.

- Finn, ja nie mam zamiaru dyskutować z tobą na ten temat.

- A ja nie mam zamiaru...

- Z WINY DRAKENA STRACIŁAM JUŻ NICKA! NIE MAM ZAMIARU STRACIĆ TEŻ CIEBIE! - wybuchłam w końcu. Finn spojrzał na mnie zaskoczony, ewidentnie nie spodziewając się mojego przepełnionego desperacją, krzyku. Nie odpowiedział mi jednak. Chyba w końcu dotarło do niego, że miałam rację.

- Gwen, czas nam ucieka. - ponaglił mnie Jack, widać zniecierpliwiony mą zbędną wymianą zdań z przyjacielem. Nie zamieniając już z fenkiem ani słowa więcej, rozpostarłam skrzydła i poleciałam za królikiem prosto do bazy Milkmana. Trudno nam było stwierdzić, czy pogromcy się nas spodziewają, my z kolei lecieliśmy bez planu, co nie napawało mnie szczególnym optymizmem.

- Zdaje się, że teren czysty. - szepnął do mnie Jack, gdy wylądowaliśmy tuż przy wejściu do budynku. Oboje ukryliśmy skrzydła oraz smocze ogony, po czym wkradliśmy się do środku.

- Ilu ich tu jest? - spytałam najbardziej ściszonym głosem, na jaki mogłam sobie pozwolić.

- Kilkunastu, nie licząc Milkmana. - odparł Jack, rozglądając się po korytarzach.

- Poprzednio odnalazłem Judy, kierując się jej strachem. Może teraz też zdołamy znaleźć ją i Nicka w ten sam sposób. - skinęłam głową, po czym sama zaczęłam się rozglądać, a raczej podjęłam próbę wyczucia strachu, który mógłby doprowadzić mnie do ukochanego, bądź jego policyjnej partnerki.

- Nic nie wyczuwam, a ty?

- Ja też nie. - królik westchnął zrezygnowany. Momentalnie oboje zastygliśmy w bezruchu, usłyszawszy groźny ryk należący do naszego pobratymca, a raczej demona, który go opętał. Nie zdążyliśmy wypowiedzieć słowa, nim Draken zaszarżował na nas, rozwalając przy tym przeciwległą ścianę. Bez zastanowienia ja i Jack przybraliśmy pełnię naszych smoczych form, po czym zaczęliśmy ziać ogniem w kierunku smoka. Płomień nasz go zdezorientował, ale nie spowodował u niego żadnych trwałych uszkodzeń. My na całe szczęście także byliśmy odporni na jego gaz.

- To wciąż Gizelle. Trzeba ją dostarczyć na Flamell. - moje słowa zaskoczyły Jacka.

- Ty chyba sobie żartujesz. Niby jak chcesz... - smok nie dokończył, ponieważ Draken ponownie zaszarżował na nas z pazurami. Oboje zrobiliśmy więc unik.

Zwierzogród : Smoki istnieją naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz