8. Prywatne śledztwo

35 2 0
                                    

*Nick*

- Schlaliśmy Finna do nieprzytomności. Okropni z nas przyjaciele. - stwierdziłem, kiedy Gwen odkładała pustynnego lisa do jego łóżka. Nie zapomnieliśmy także o pozostawieniu wiadra nieopodal, by w razie czego Finn miał gdzie zwrócić zawartość swego żołądka. 

- Nie protestował, więc to też jego wina. - stwierdziła smoczyca, stając do mnie przodem. 

- A jak ty się trzymasz? - Gwen omiotła mnie spojrzeniem, sama będąc w nienaruszonym stanie. To trochę nie fair, że smok nie jest w stanie upić się alkoholem wytworzonym przez ssaki. 

- Jestem niczym młody bóg, Królewno Śnieżko. - oznajmiłem flirciarsko, opierając lewą łapę o komodę trochę, aby przybrać pociągającą pozę, trochę też, aby przypadkiem się nie zachwiać. 

- Czyli kiepsko. - skwitowała lisica, spoglądając na mnie z politowaniem. 

- Chodź, po jakichś pięciu rundkach nad Zwierzogrodem poczujesz się lepiej. - stwierdziła, kierując się w stronę okna. 

- Czyli jednak powracamy do starych czasów. - rzuciłem bardziej podniecony, niż zapewne byłbym, gdyby mój umysł był w stanie całkiem trzeźwo myśleć. 

- Nie gadaj, tylko chodź. - ponagliła, przyciągając mnie do siebie za sprawą swego smoczego ogona. 

- Ciekawe, co byś zrobiła, gdyby Finn się teraz obudził. - zasugerowałem, nie będąc do końca pewien, jak rozsądne było wysunięcie przez Gwen jej gadziej kończyny. 

- Jest tak schlany, że z całą pewnością nic by nie ogarnął. - stwierdziła, jak gdyby nigdy nic otwierając okno, byśmy mogli swobodnie przez nie wylecieć. Gwen wyskoczyła, jako pierwsza, w locie przybierając swoją smoczą postać. Ja wyskoczyłem zaraz po niej, lądując prosto na jej pokrytym łukami grzbiecie.

- Nie oszczędzaj mnie, śnieżynko. Wiesz dobrze, jak ja uwielbiam ekstremalne loty na legendarnych stworach. - nie potrafiłem wyjść z ekscytacji na samą myśl o kolejnej podniebnej przejażdżce. W młodości Gwen serwowała mi ich wiele, lecz ja za każdym razem przeżywałem to, jakbym dosiadał jej grzbietu po raz pierwszy w życiu.

- Mam ryzykować, że zwymiotujesz mi na łuski? Nie ma szans. - po tych słowach Gwen wzbiła się dużo wyżej, uważając przy tym, by zbytnio nie padał na nas blask księżyca. Jak to mawiają smoki; "światło rzuca cień, cień nurtujące pytania, pytania rodzą podejrzenia, a podejrzenia prowadzą do tragedii." Korzystając z chmur górujących nad miastem, Gwen przyczajała się pod ich płaszczykiem, by mieć absolutną pewność, że nikt jej nie zauważy. Pełen profesjonalizm, jak zawsze zresztą. Szczególnie w rejonach Las Padas mogliśmy liczyć na kamuflaż utkany z chmur z racji panującej tam pory deszczowej. Powietrze było tam wyjątkowo rześkie, co pozwoliło mi w pełni dojść do siebie. Może w mojej głowie nie szumiał już alkohol, ale wciąż uderzały w nią wspomnienia. Wspomnienia ostatniej nocy Gwen w Zwierzogrodzie. Wydałem z siebie ciche westchnięcie, następnie położyłem się na jej grzbiecie głową do dołu. Jej łuski może nie należały do najmiększych, jednak bijące od nich ciepło podziałało na mnie kojąco. 

- Zgon zaliczyłeś? - smoczyca z rozbawieniem na pysku, ukradkiem na mnie spojrzała.

- No bardzo śmieszne. - prychnąłem rozbawiony, jednak szybko powróciłem do poprzedniego stanu. 

- Nie, po prostu... - zawiesiłem się na chwilę, całą swoją uwagę poświęcając na zakreślaniu szlaczków na jej gadzich łuskach. 

- Tutaj się pożegnaliśmy, pamiętasz? - podniosłem spojrzenie na smoczycę, chcąc zaobserwować jej reakcję. Gwen chyba tego nie dostrzegła, bo sama spuściła wzrok. 

Zwierzogród : Smoki istnieją naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz