18. Spotkanie z niemożliwym

34 2 0
                                    

*Nick*

Jak na złamanie karku, leciałem na grzbiecie Gwen ponad miastem w nadziei, że zdołamy dolecieć do mieszkania Judy, zanim Jack wykona egzekucję. Cholernie bałem się o życie partnerki. Jeśli coś jej się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. Dolecieliśmy do mieszkania króliczki, wlatując przez o dziwo otwarte okno. Gwen w locie przeobraziła się w lisa, by móc dostać się do środka. Do mieszkania, w którym... nikogo nie zastaliśmy. 

- Nie ma jej tu. Spóźniliśmy się. - zdesperowany uderzyłem w kuchenny stół. To nie może się dziać naprawdę. Ona nie może zginąć w taki sposób. Te bestie kiedyś mnie ułaskawiły, czemu więc nie ułaskawią także i jej? Drżącymi łapami wyjąłem swój telefon, po czym wybrałem numer do Judy. Przekląłem siarczyście, gdy ta nie odebrała mojego telefonu. 

- To moja wina. Powinienem był jej wszystko powiedzieć. Gdybym był z nią szczery, do niczego by nie doszło. Jack by jej nie znalazł. Byłaby tu teraz bezpieczna ze mną. A tak nie wiemy nawet, czy nadal żyje. - poczucie bezsilności rozszarpywały moje nerwy na części pierwsze, zaś poczucie winy było niczym młot bezdusznie roztrzaskujący moje serce. Jej nie może stać się krzywda. Nie przeżyję tego. 

- Weź się w garść, Nick. - Gwen dosłownie mną potrząsnęła. - Znajdziemy ją. Jak teraz sobie wmówisz, że jest już za późno, za chwilę naprawdę będzie. 

- Jak mamy ją niby znaleźć?! Ona może być z nim wszędzie! 

- Zostań tu i próbuj dalej się do niej dodzwonić. Może odbierze, albo wróci. Ja w tym czasie rozejrzę się po mieście. - po tych słowach Gwen wyskoczyła przez okno, by po rozłożeniu smoczych skrzydeł wzbić się w przestworza. Mam nadzieję, że Judy nic nie będzie. Od odejścia Gwen, ta była pierwszą samicą, na której zaczęło mi tak cholernie zależeć. Nie wiem, co zrobię, jeśli opuści mnie także i ona. 

*Gwen*

Po przefrunięciu Starej Sahary oraz Las Padas przyszła kolej na Sawannę Środkową. Trudno było tam pozostać niezauważoną poprzez tłok, jaki na ulicach tworzyli nie tylko miejscowi, ale i turyści z innych zakątków świata. Wiedziałam jedno, skoro mnie trudno było się tu kamuflować ze skrzydłami, Jackowi na pewno też. Jeśli chciałby dokonać egzekucji na Judy, raczej wybrałby się z nią na obrzeża dzielnicy. Tam też i ja się udałam. Lecąc tak, natrafiłam na stary magazyn, z którego wydobywały się gęste kłęby dymu. Po reakcji przechodniów, których było naprawdę niewielu, a raczej po jej braku, szybko wywnioskowałam, że cały pożar był nasycony Invisibilis Flamma. Substancją chemiczną tworzoną na Flamellu, dzięki której ssaki z zewnątrz płonącego budynku nie wyczuwały ognia. Substancja ta jest stosowana głównie przy dokonywaniu egzekucji w świecie ssaków dla nie wzbudzania podejrzeń. Mając przed oczyma jedynie same czarne scenariusze, wleciałam do płonącego magazynu, rozglądając się za skazaną na śmierć króliczką. Odnalazłam ją leżącą na środku płonącej podłogi pozbawioną przytomności. Nie zważając na ogień wokół, wzięłam Judy w łapy, następnie czym prędzej wyleciałam z budynku, kierując się wprost do swojego pokoju w hotelu. Na miejscu w sposób delikatny odłożyłam Judy na łóżko, po czym wybrałam numer do Nicka. 

- Gwen, Judy jeszcze nie wróciła. Jeśli coś jej się stanie... 

- Znalazłam ją. - oznajmiłam, przerywając lisowi podsycony paniką wywód. - Żyje, ale jest nieprzytomna. Przyjedź do mnie najszybciej, jak tylko będziesz mógł. 

- Będę niebawem. - zapewnił, po czym się rozłączył. Swoje zatroskane spojrzenie skierowałam z telefonu na Judy. Miałam świadomość, że to jeszcze nie koniec. Jack raz próbował ją zabić. Nic nie stoi mu na przeszkodzie, by próbować do skutku. 

Zwierzogród : Smoki istnieją naprawdęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz