Pov. Encre
Siedziałem na krzesełku i sunąłem pędzlem wzdłuż płótna, ustawionego na sztaludze, domalowując ostatnie, istotne detale do mojego obrazu. Jego wykonanie musiało być perfekcyjne, gdyż zamówiły go bardzo ważne osoby. Mianowicie kilka dni temu dostałem zlecenie od samego króla i królowej, z miasta niedaleko lasu obok którego z resztą mieszkałem. Mój dom stał niedaleko klifu, gdzie było cicho i spokojnie, zupełnie inaczej niż w ciągłym zgiełku miasta. Poza tym praca malarza zobowiązywała mnie do ciągłego malunku, a do tego z kolei potrzebowałem ciszy i spokoju, którego nie mógłbym zaznać w mieście.
Dodałem jeszcze kilka mniejszych, ale ważnych szczegółów i odłożyłem pędzel na sztalugę, uznając tym samym, że obraz jest skończony. Przedstawiał on rodzinę królewską: Królową Toriel, siedzącą na tronie, Króla Asgore'a stojącego obok i ich syna Asriela, siedzącego na kolanach matki. Tło pomalowałem w ciemniejsze kolory szkarłatu i karmazynu, stopniowo zatapiającego się w kolor czarny. Kolory mieszały się ze złotem, czerwienią, czernią i ciemnym brązem.
Odszedłem od obrazu, by dać mu czas na wyschnięcie i schyliłem się, by móc pozbierać z podłogi farby i pędzle, których używałem. Gdy każda z nich znalazła się na swoim miejscu, czyli na półkach i w szufladach specjalnie do tego przeznaczonych, oklapnąłem na jeden z dwóch miękkich foteli. Przerwa w tym momencie była dla mnie swoją rolą pewnym rodzajem 'błogosławieństwa'. Malowanie sprawiało mi radość, była to moja pasja i mimo tego, że tak bardzo uwielbiałem to robić, że czasami siedziałem do późnych godzin nocnych - tak jak teraz- i malowałem, czasami odpoczynek mi się jednak przydał. W końcu jak to mówią od pewnych rzeczy też czasami trzeba zrobić sobie przerwę.
Delikatnie przymknąłem oczodoły i wtuliłem głowę w niewyobrażalnie miękkie i wygodne oparcie fotela. Dookoła jak na odludzie przystało panowała niezmącona niczym ani nikim cisza. Tak jakby cały świat postanowił zniknąć w kilka sekund, a jednak nadal cały czas gdzieś tam był, a ja nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy. Wszystko po prostu zniknęło.
Pov. Fallacy
Książki to skarbnica wszelkiej wiedzy. I jak bardzo niedorzecznie może to brzmieć nie zawsze jest to prawdą. Wiele książek o ludziach, które wpadły mi w ręce, mówią o nas wyłącznie tylko to, że jesteśmy potworami bez serca. Natomiast u nas w książkach jest zupełnie inaczej. Od dziecka uczy się młode wampiry, że człowiek to ten, który w tej historii jest zły. Może gdyby moje serce nie było aż tak miękkie, wpajałbym Jasper'owi tą wiedzę, on napawałby się ją, a ja mówiłbym mu same kłamstwa. Aczkolwiek książki wampirze jak i ludzkie zawierają prawdę, szerzoną mniej rozlegle jak to, że każdy chce drugiego zamordować na śmierć. Ludzie też nie mają serca. Nie potrafią w pełni kochać tego co mają. Ludzie są tacy. Nijacy. Dla mnie każdy człowiek to swego rodzaju potwór, który czeka tylko na odpowiednią okazję, żeby cię zabić. Tak samo jest ze śmiertelnikami, ale rasy potworów. Niektóre może i posiadają serce, ale to serce jest zazwyczaj na tyle miękkie, że giną, a świat zabiera ich w swoje czeluści, zostawiając po nich jedynie wspomnienia i nic innego poza nimi. A te wspomnienia same gasną i po człowieku albo po potworze nie zostaje już nic. Jakby był tylko błędem tego świata i nikogo nie obchodziłoby już to, że kiedykolwiek istniał. Świat jest okrutny. Zawsze taki sam. Tak samo zepsuty, zniszczony. Niepotrzebny. Życie też jest okrutne. Jak wszystko w tym haniebnym świecie.
Właśnie akurat w tym momencie czytałem jedną z takich książek. Opowiadała o potworach i ludziach, stoczonych bitwach, niepotrzebnych sporach i waśniach. Podniosłem głowę, słysząc dźwięk porcelany, stawianej na stoliku obok mnie. Jak się okazało był to Suave, który był na tyle uprzejmy by przynieść mi herbatę. Wróciłem do czytania dopiero wtedy, kiedy usłyszałem jak drzwi się zamykają. Odłożyłem książkę na bok i wziąłem do ręki naczynie, po czym upiłem łyk parującego płynu, oblizując się ze smakiem. Nic nie przebije smaku krwi, ale w tym momencie nie miałem ochoty na żadne polowania. Było to żmudne zajęcie, którego nie chciałem. W końcu to tylko polowanie. Krew nie jest mi potrzebna do przeżycia. To fakt, muszę ją pić, żeby jakoś się trzymać, ale no bez przesady. Nie będę pił wyłącznie krwi tylko dlatego, że mam przeżyć. Poza tym komu chciałoby się wychodzić na dwór w burzy, kiedy na dworze szaleją pioruny. No na pewno nie ja. Wprawdzie nie jest to problem, bo nie obawiam się grzmotów, aczkolwiek nie chcę wrócić do zamku mokry i przemoczony od wody. Nie potrzebne mi to.
CZYTASZ
Vampireverse Wampirze kły Część 1 {W TRAKCIE NAPRAWY}
AdventureEncre-malarz słynący na całym świecie ze swoich pięknych nadwyraz obrazów Fallacy-wampir, mieszkający w ogromej posiadłości Czy coś między nimi zaiskrzy ?