Nie zabijcie mnie za ten rozdział proszę... Miłego czytania
***
Pov. Encre
Otworzyłem oczy. Nie miałem siły spojrzeć na to co działo się przede mną, bo wiedziałem, że prawdopodobnie już dołączyłem do twórców. Wtedy zobaczyłem coś co mnie przeraziło.
Nóż przebił JEGO pierś. Przez moment nie mogłem oddychać. Strażnik wyciągnął narzędzie, a on padł na podłogę. Podbiegłem do niego, a z moich ust wyrwał się zduszony krzyk desperacji. Łzy spływały po moich policzkach jak z wodospadu, a mi coraz trudniej się oddychało. Padłem na kolana i dotknąłem jego policzka.
On zamknął oczy i przechylił nieco głowę w bok. Wtedy nie wytrzymałem. Moje oczy stały się czarne, a ręce zamieniły się w maszynę do zabijania. Uformowałem z atramentu dwie duże kości z ostrymi końcówkami. Zacząłem biec w stronę strażników, formując kolejne kości i wbijając ich rękawy w ścianę - czyli krótko mówiąc unieruchamiając ich.
Gdy każdy ze strażników został unieruchomiony, płonąc gniewem podszedłem do Eterny trzymając w dłoni ostro zakończoną kość. Strażniczka uśmiechnęła się i wyciągnęła nóż z pokrowca (?). Zadałem pierwszy cios, a ona poprowadziła kolejne. Śmiejąc się uporczywie rzucała się na mnie z nożem w dłoni, powodując rany i obrażenia. W końcu udało mi się zadrapać jej twarz. Jednak nie czułem się zwycięzcą przed długi czas, bo gdy usłyszałem głos Songe i odwróciłem głowę, strażniczka złapała mnie za szyję i podniosła do góry.
Próbowałem nabrać powietrza, ale nie mogłem.
- Jesteś z-zwykłą o-oszustką E-Eterno... - szepnąłem na tyle ile pozwalał mi uścisk jej dłoni na mojej krtani. W tym momencie wytworzyłem w dłoni kość i przybliżyłem ją do jej krtani. Ta momentalnie mnie puściła, a ja wycelowałem ostrą końcówkę prosto w jej tchawicę.
Upadła do tyłu, a ja usiadłem na jej brzuchu po czym zbliżyłem końcówkę kości do jej szyi.
- Żegnaj Eterno - już miałem wycelować, kiedy przerwał mi strzał. Odwróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem strażnika celującego w moją stronę z broni. Warknąłem po czym zszedłem z jej brzucha i niewinnie uniosłem ręce do góry w zgięciach łokcia. (Aż mi się przypomniała Jinx z Arcane)
Jeśli nie zapomniałem wspomnieć, sam atrament gdybym wytworzył z niego coś bardzo ostrego (w przypadku kości to nie dotyczy) nie było by to ostre. Położyłem dłonie na ziemi i pozwoliłem uformować się atramentowi z kształt noża. Po chwili narzędzie zmaterializowało się w mojej dłoni, a ja chwyciłem je i wbiłem je w ramię Eterny. Kobieta wrzasnęła z bólu, a ja podbiegłem do drugiego strażnika, chwyciłem nóż w zęby i zacząłem przesuwać atramentem po ciele strażnika dając mu tym samym ból.
Gdy miałem zabić strażnika coś mi w tym przeszkodziło. A mianowicie silne pociągnięcie za ramiona. Warknąłem i spojrzałem na osobę za mną. Był to ten sam strażnik, który przyszedł dzisiaj rano i odmówił dania mi śmiertelnej, odurzającej dawki. Pokręcił znacząco głową, a z jego oczu ściekły łzy. Wszędzie było głośno. Ludzie i potwory biegali tam i z powrotem krzycząc przeraźliwie. Wtedy dotarło do mnie co tak naprawdę się działo. Nóż zniknął z moich dłoni. Zacząłem płakać i uniosłem przerażony wzrok na strażnika stojącego przed nami z nożem. Trzymający mnie za ramiona szkielet wyciągnął miecz i stanął przede mną. (Wtedy właśnie ja słuchająca piosenek: Everything I wanted, chciało mi się bardzo przytoczyć fragment: As long as I'm here no one can hurt you z Khaizerem i Encre)
Zaczął walczyć ze strażnikiem, a ja poczułem ciągnięcie za rękę. Obróciłem głowę i zobaczyłem Jaspera, który trzymał mój rękaw. Jego policzki mokre były od łez, a Suave trzymał go w objęciach. Dowiedzieli się. Zerwałem się i pobiegłem w stronę Cruzara i Macabre trzymających nieprzytomnego i rozpadającego się Fallacy'ego.
CZYTASZ
Vampireverse Wampirze kły Część 1 {W TRAKCIE NAPRAWY}
AdventureEncre-malarz słynący na całym świecie ze swoich pięknych nadwyraz obrazów Fallacy-wampir, mieszkający w ogromej posiadłości Czy coś między nimi zaiskrzy ?