Następnego dnia, Elizabeth zauważyła świstek pergaminu obok łóżka. Gdy go już przeczytała, okazało się, że to odpowiedź od profesora Dumbledore'a. Napisał, że rozumie co się stało i podziękował za informację. Dodał też, że wczesnym wieczorem po dziewczynę przybędzie ktoś, aby zabrać ją do Hogwartu. „Trochę późno" – pomyślała, jednak nic więcej nie mogła zrobić.
Elizabeth zeszła zamówić śniadanie i jak już je zjadła, poszła na Ulicę Pokątną. Aleja była prawie pusta – zaczął się nowy rok szkolny i nie było uczniów, którzy chcieli zrobić szkolne zakupy. Część sklepów była pozamykana, gdyż raczej nikt nie będzie kupować podręczników, ani różdżki. Nastolatka ruszyła w kierunku lodziarni Floriana Fortescue – nie miała ochoty czytać książek, więc postanowiła się rozejrzeć po Ulicy Pokątnej i zauważyła właśnie tą lodziarnię. Pogoda była tego dnia wyjątkowo ciepła więc zamówiła gałkę cytrynowych lodów i usiadła przed budynkiem, obserwując pojedynczych czarodziei.
Wieczór nastał dość szybko i Elizabeth spakowała z powrotem wyjęte rzeczy z kufra. Z pomocą barmana zniosła kufer i usiadła przy jednym z stolików, czekając na pracownika szkoły.
Dziesięć minut później, dokładnie o dziewiętnastej trzydzieści, płomienie w kominku zmieniły się na kolor szmaragdowo-zielony, a z nich wyszła jakaś czarownica. Kobieta była wysoka i miała na sobie szmaragdowo-zieloną szatę, podobną kolorze płomieniom Fiuu. Miała srogą minę, a ciemne włosy miała związane w ciasnego koka i przykryte szpiczastą tiarą.
Czarownica rozejrzała się i gdy zauważyła przypatrującą jej się dziewczynę, podeszła do niej.
- Panna Loor, tak? – spytała, spoglądając na nastolatkę.
- Tak, to ja – potwierdziła Elizabeth.
- Dobrze. Jestem profesor McGonagall i będę cię uczyć transmutacji, ale teraz za pomocą sieci Fiuu dotrzemy to Hogwartu – powiedziała poważnie, po czym machnęła różdżką, a demimoz i kufer zniknęli.
Profesor McGonagall przeszła do kominka i zniknęła w płomieniach. Elizabeth również stanęła w kominku i rzuciwszy proszek Fiuu powtórzyła słowa profesorki:
- Gabinet profesor McGonagall. – i również zniknęła w płomieniach.
Elizabeth znalazła się w przestronnym pomieszczeniu. Obok kominka, z którego wyszła, stały dwa miękkie i wygodne fotele, a przy nich stolik. W gabinecie znajdowało się również biurko, a przy prawej ścianie komoda i biblioteczka z dużą ilością woluminów. Podłogę zajmował piękny perski dywan, a z okna było widać jakieś boisko, najpewniej boisko Quidditcha.
- Witaj w zamku Hogwart. Teraz pójdziemy do gabinetu dyrektora, abyś mogła odbyć ceremonię przydziału do odpowiedniego domu – zaczęła profesorka, wychodząc z gabinetu. – Sama ceremonia jest bardzo ważna, ponieważ podczas całego pobytu w szkole twój dom będzie czymś w rodzaju rodziny. Będziesz miała zajęcia razem z innymi mieszkańcami twojego domu, będziesz dzielić z innymi dormitorium i spędzać czas z innymi w pokoju wspólnym.
Elizabeth kiwnęła głową na znak, że słucha.
- Sądzę, że pewnie wiesz, iż w Hogwarcie mamy cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy z nich ma swoją historię i z każdego wyszli w świat wspaniali czarodzieje. Tutaj, w szkole, osiągnięcia będą chlubą dla twojego domu, zyskując mu punkty, a twoje przewinienia będą dla niego hańbą i dom utraci część punktów. Dom, który osiągnie najwięcej punktów na koniec roku, zdobędzie Puchar Domów, co jest dużym zaszczytem. Mam nadzieję, że będziesz wierna swojemu domu, bez względu na to, do którego zostanie pani przydzielona, panno Loor – wyjaśniła profesor McGonagall. – Dzisiaj odbyły się już pierwsze lekcje, na których cię nie było. Na szczęście nauczyciele robili tylko wstęp, który w skrócie powtórzą jutrzejszego dnia i oficjalnie zaczną prowadzić lekcję, więc nie masz niczego do nadrabiania, poza tym dyrektor mówił, że w poprzedniej szkole uczyłaś się na bieżąco.
CZYTASZ
Czarna Magia po Jasnej Stronie
FanfictionMłoda dziewczyna od dziecka wychowuje się w Instytucie Magii Durmstrang. Opiekuje się nią dyrektor tej placówki, przyjaciel matki dziewczyny. Dziewczyna kocha czarną magię, jak jej ojciec, ale stoi po jasnej stronie. Któregoś dnia przesadza z eksper...