Elizabeth nagle obudził ciężar na klatce piersiowej. Spała dobrze, bez żadnych koszmarów, gdy nagle coś na nią skoczyło, zabierając jej oddech. Gwałtownie usiadła, łapiąc w rękę różdżkę. Usłyszała oburzony syk i spojrzała na swoje kolana. Siedział na nich kocur, a właściwie kotka Calliope.
– Spadaj kocie – mruknęła, machając na niego ręką.
– Miauu – miauknął jedynie kot i zaczął się łasić do ręki dziewczyny.
– Czego chcesz? – zapytała, rozczulając się nad kotką.
Pręgowany kot wspiął się wyżej, ocierając się głową o brodę Elizabeth. Nim Ślizgonka coś zrobiła, Bulstrode zerwała się z łóżka.
– Gdzie moja kotka? – zapytała piskliwym głosem, budząc przy tym Wilę i Atenę.
Kiedy zauważyła swojego pupilka na kolanach Elizabeth na moment zabrakło jej tchu z zdenerwowania.
– T-ty! Co zrobiłaś mojej kotce!? – krzyknęła, wskazując drugą dziewczynę pulchnym palcem.
Elizabeth przewróciła oczami, unosząc ręce w geście poddania.
– Nic nie zrobiłam, Bulstrode. Sama przyszła – wyjaśniła.
– Już to widzę – warknęła brunetka, porywając kotkę z kolan współlokatorki.
Kotka miałknęła, nieco żałośnie i przytuliła się łebkiem do Calliope.
– Merlinie... – jęknęła Wila. – Nie powodujcie kłótni z rana – dodała, nie wiedząc, że powtarza słowa Celaneo, która rok temu również skierowała te słowa do Elizabeth i Wili.
– I tak musimy wstawać – powiedziała niepewnie Atena. – Obudzę Cleo.
Półgodziny później Elizabeth i Wila siedziały w Wielkiej Sali jedząc śniadanie. Przed nimi nagle zamigotało i pojawiły się karteczki z planem lekcji.
– Jaki masz plan? – zapytała Elizabeth, Wila.
– Dzisiaj wtorek, nie? – dopytała, a Wila potwierdziła. – Opiekę, Obronę, dwie godziny, mam nadzieję, że Moody będzie spoko, e... Historia, Runy i Wróżbiarstwo.
– To trochę tego masz – mruknęła Wila, patrząc na swój plan. – Mam na dziesiątą, pierwsze dwie Obrony, potem też Historię i po obiedzie Numerologię.
– Fajnie – mruknęła Elizabeth. – Merlinie ratuj! Patrz, mam cały dzień z Gryfonami, nie licząc tylko Run.
– Co roku zawsze mamy najwięcej lekcji z Gryfo-dupkami – powiedziała zirytowana Wila.
– W poprzednim roku prawie rzuciłyśmy na nich klątwę, pamiętasz? – zachichotała dziewczyna.
Wila potwierdziła również się śmiejąc, rozmawiały jeszcze jakiś czas, nim większość uczniów z ich roku zaczęła się zbierać na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Elizabeth zarzuciła na ramie torbę z książkami i pożegnała się z Wilą, która wciąż jadła owsiankę.
Kierując się do klasy, gdzie odbywała się lekcja, Elizabeth obserwowała innych uczniów chodzących zwykle w grupkach. Część z nich korzystała z przerwy, część śpieszyła się na kolejną lekcję, która zaczynała się za dziesięć minut. Ślizgonka dotarła już do klasy i weszła do środka. Choć nauczyciela jeszcze nie było, kilka Gryfonów siedziało już w ławkach (albo na ławkach).
Równo o dziewiątej zadzwonił dzwon, a do klasy wszedł profesor Silwanus Kettleburn, kuśtykając na swojej protezie. Mężczyzna był bardzo energicznym i lekkomyślnym człowiekiem, który często wpadał w kłopoty.
CZYTASZ
Czarna Magia po Jasnej Stronie
FanfictionMłoda dziewczyna od dziecka wychowuje się w Instytucie Magii Durmstrang. Opiekuje się nią dyrektor tej placówki, przyjaciel matki dziewczyny. Dziewczyna kocha czarną magię, jak jej ojciec, ale stoi po jasnej stronie. Któregoś dnia przesadza z eksper...