Rozdział 52 The end of Tom 1

146 11 4
                                    

        Elizabeth ciągnąc za sobą kufer, podeszła do Wili. Obie Ślizgonki stały już na peronie w Hogsmeade i czekały, aż pociąg jadący do Londynu przyjedzie na stację. Elizabeth nie wiedziała się, czego spodziewać po podróży – do Hogwartu niestety nie przyjechała pociągiem, tylko teleportowała się kominkiem z profesor McGonagall.

  – Ile jeszcze mamy czekać na ten pociąg? – zapytała zirytowana Elizabeth. – Spóźnia się prawie dziesięć minut.

  – Spokojnie Liz – powiedziała Wila, uśmiechając się lekko. – Pewnie zaraz przyjedzie.

Zgodnie z założeniem czarnowłosej, minutę później pociąg przyjechał na stację, a uczniowie zaczęli się przepychać, aby zająć najlepsze miejsca. Elizabeth chciała też zająć już wygodne miejsce, ale Wila ją powstrzymała.

  – Czekaj, nie ma sensu się pchać w tą zgraję. Niech wejdą pierwsi – oznajmiła Wila.

Elizabeth chciała zaprzeczyć słowom przyjaciółki, jednak, kiedy ponownie zerknęła na tłum, zgodziła się z nią. Pięć minut później szły wzdłuż pociągu szukając w miarę pustego przedziału – teraz, gdy większość uczniów zajęła miejsca nie było wiele pustych przedziałów. W końcu znalazły jeden przy maszynowni, w którym siedziała jedna pierwszoklasistka z żabą rzekotką na kolanach.

  – Hej, możemy się dosiąść? – zapytała Elizabeth, otwierając drzwi przedziału.

  – Em... tak sądzę – odpowiedziała niepewnie pierwszoklasistka.

Obie Ślizgonki pomagając sobie nawzajem wtaszczyły do środka bagaże i usiadły obok siebie, przodem do kierunku jazdy.

  – Szkoda, że nie siedzimy w środku pociągu – szepnęła cicho Elizabeth do Wili. – Podobno tamta część jest najbezpieczniejsza.

         Podróż mijała spokojnie. Jechali dopiero dwie godziny, a trochę drogi im zostało. Elizabeth nudziła się, jakieś czterdzieści minut temu przyjechała pani z wózkiem, pytając czy chcą coś z niego. Wózek był pełny czarodziejskiego jedzenia i picia. Ślizgonki kupiły sobie czekoladowe żaby i po butelce soku dyniowego, a pierwszoklasistka jadąca z nimi kupiła sobie tylko jakąś kanapkę i potem ponownie zapadła w sen.

Elizabeth piła sok i obserwowała umykające krajobrazy zza okna, choć w ciemnościach nocy niewiele widziała. Niedaleko głośno sapała lokomotywa. Było jej smutno, że nie pożegnała się z wujkiem i Nathanem, lecz oni wyjechali do Durmstrangu prawie dwa dni temu. Rano, jeszcze zanim wyszła z Wilą pogadać z CeCe, dostała list od wujka, w którym przeprasza, że nie zdołali się pożegnać i informuje, że Jordan będzie czekał na nią przed wejściem na dworzec King's Cross.

Nagle, wyrywając Elizabeth z zamyślenia, zielona żaba pierwszoklasistki skoczyła na dziewczynę. Ślizgonka podskoczyła przestraszona nagłym ruchem rzekotki i spojrzała na współtowarzyszki, patrząc czy ich nie obudziła. Żaba siedziała na kolanach Elizabeth, patrząc na nią swoimi czerwonymi ślepiami. Dziewczyna siedziała spetryfikowana i rozejrzała się po przedziale, szukając tymczasowej klatki żaby, znalawszy klatkę, powoli złapała żabę i przysuwając do siebie klatkę, wcisnęła płaza do środka.

Nieco obrzydzona tym, że dotykała żaby, poszła do łazienki umyć ręce. Po drodze mijała wiele przedziałów, w których część uczniów już spała – było już dawno po dziesiątej. Wracając z toalety, prawie wpadła na skradających się Huncwotów.

  – Co wy tu robicie? – spytała nieco szorstko.

Gryfoni wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

  – Wracamy do przedziału – powiedział Syriusz. – Nie martw się, Liz. Nic nie robimy.

Czarna Magia po Jasnej StronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz