W więzieniu spędziła kilka tygodni nim Regis przekonał odpowiednich ludzi by ją wypuszczono. To był ten dzień. Ubrana w obszarpane łachy przekroczyła główną bramę wychodząc na wolność. Opalenizna na karku zbladła podczas pobytu, silne ciało nie straciło na wigorze ani wadze. Oszczędnie gospodarowała energią, gdy tu była, spowalniała metabolizm by przetrwać śladowe racje żywnościowe. Potrzebowała naprawdę dużo energii by zachować masę mięśniową niezbędną do walki. Ale teraz nic nie miało znaczenia, tylko śmiejące się oczy przyjaciela z oddali. Czekał na nią. Zwykle uosobienie niezmąconego spokoju i roztropności, tym razem odsłaniał kły w serdecznym uśmiechu. Zatrzymała się, gdy była już blisko i od razu odezwała.
- Nie szczerz się tak, jeszcze ktoś zobaczy...i będzie nieszczęście.
- Po prostu cieszę się, że Cię widzę.
- Też się cieszę, wampirze - uścisnęli sobie przedramiona. Poczuła umięśnienie jego ręki osnutej rękawem ubrania. Kto by pomyślał, że smukły cyrulik może mieć mięśnie jak stal. Jego ciało było ukrytą machiną do zabijania, a wyglądało tak niepozornie. Tymczasem znajomy ziołowo-korzenny zapach przybrał na sile drażniąc przyjemnie jej zmysły. Pięknie od niego pachnęło.
Poszli razem, ramię w ramię, odebrać jej zdeponowane rzeczy. Najchętniej wzięłaby gorącą pachnącą kąpiel przed nałożeniem pancerza, ale w zewnętrznej dobudówce więzienia, w której trzymano rzeczy należące do skazanych, trudno było o takie luksusy. Prawdę mówiąc, chciała odzyskać ruchomości i nie być tam chwili więcej. Zrzuciła nijakie łachmany za prowizoryczną zasłoną i zręcznie, silnymi palcami wszystko nałożyła i podopinała. Już odrzucając zasłonę na bok z ulgą sięgając do tyłu, bez patrzenia wsunęła najpierw jeden, później drugi miecz do pochew. Jak niektóre damy bez posagu, tak i ona bez mieczy nie czuła się pełna. Kiwnęła głową, dając tym znak, że mogą iść.
- Do zobaczenia - rzucił w jej stronę ze złośliwością strażnik, gdy mijali go wychodząc. Nie odpowiedziała na zaczepkę. Była wolna.
Skorzystała z łaźni na peryferiach miasta, ale nie weszli głębiej. Szpakowaty mężczyzna znowu czekał cierpliwie, a gdy wyszła kontynuowali spacer, kupiła też coś do jedzenia, i ominęli miasto. Po drodze opowiedział jej jeszcze jak dokładnie wyglądało przywrócenie jej wolności. Do kogo się udał i kto pomógł. Tak czy siak, historia z Dettlaffem dobiegła końca. Syanna nie żyła a Dettlaffowi nic się nie stało. Żył.
- Do domu w dzielnicy portowej nie może wrócić, a nie postanowił jeszcze co zrobi. Zostanie w mej krypcie jako gość, dopóki nie będzie gotowy podjąć decyzji. Będę go w niej wspierał, a ufam, że pozwoli sobie doradzić. Czas gorących decyzji sięgnął kresu.
- Niedługo lato się skończy - odpowiedziała, jakby go nie słuchała. Mężczyzna wiedział, że było inaczej. W istocie, lato było bardzo dojrzałe, trwało już długo. I tylko czarny bez czerniał i dojrzewał coraz bardziej. To była kwestia paru tygodni jak aura zacznie się przemieniać i zżółkną pierwsze liście. W Toussaint zimy były stosunkowo łagodne, ale nawet tu większość potworów zapadała w sen. Wiedźmini udawali się na zimowanie końcem jesieni, im dalej do miejsca zimowania tym wcześniej trzeba było wyruszyć. To jeszcze dużo czasu. W Toussaint mogła zgarnąć jeszcze pare zleceń.
W odosobnionym miejscu, gdzieś między jeziorem a miejscem, gdzie zaczynał się gęsty las, usiedli wreszcie, potwór i zabójczyni potworów. Między drzewami, w milczącym porozumieniu usiedli do rozpalonego ogniska. Wyznaczyli tym ostatnie chwile jasności dnia.
- Jaśnie Oświecona wyładowała na Tobie złość i żal - wyznał przerywając ciszę. - Jestem daleki od sądzenia czy to przyniosło ulgę w jej bólu. Jak też wątpię, czy takie emocjonalne zachowanie to cecha dobrego władcy. Byłem świadkiem niemałego kawałka ludzkiej historii, ale nie widziałem dotąd, aby zamiatanie pod dywan przewinień królewskich krewnych było korzystne.
- W żałobie dobrze jest się czymś zająć - rzekła krótko, pół żartem, pół serio. Wiatr wiał delikatnie mącąc z subtelnością ich włosy, poruszając malutkimi drganiami rąbek kamizelki cyrulika. Nie był jednak w stanie poruszyć pancerzem kobiety.
- Potężna niesprawiedliwość - schylił głowę, tak, że na jego twarzy pojawił się cień barwy czereśni. Słońce zachodziło na czerwono, różowo i pomarańczowo. Gdzieniegdzie niebo było poprzeplatane żyłkami granatu. W tym momencie cyrulik wyglądał jak skruszony żalem. Współczucie przygniatało mu ramiona i wpędzało troskę na szlachetne oblicze wampira. Spotkali się w Toussaint po latach za sprawą zbiegu okoliczności, jak zawsze. Nigdy, w czasie trwania ich długiej znajomości, nie spotkali się bo to wcześniej zaplanowali. Nie było czegoś takiego, jak przy pożegnaniu ustalenie następnego miejsca, gdzie się zobaczą. Ktoś mógłby to nazwać przeznaczeniem. Ich losy się splatały co jakiś czas, a żył wystarczająco długo, aby wiedzieć, że prędzej czy później znów się zobaczą. Zbyt wiele razy coś takiego już się wydarzało, aby stwierdzić, że więcej się nie wydarzy. To dawało mu dozę spokoju, wiedział, że gdzieś w świecie ona jest. Zastanawiał się czasami, gdzie aktualnie i co robi, gdy akurat o niej myślał. Przynosiło mu to przyjemne napięcie. Było tajemnicą . - Tak bardzo Cię przepraszam, przyjaciółko. Nie powinno być Cię w tym więzieniu. Dettlaffa uznano za zbiegłego, mnie nie podejrzewano o nic. Przyjęłaś cały gniew, całkiem sama. Nie potrafię... nawet wyrazić należycie mojego żalu.
- Gdyby nie Ty, dalej byłabym w więzieniu - przypomniała mu. - Mówili coś o straceniu, ale bardziej prawdopodobne, że chcieli mnie widzieć gnijącą w celi. Daj spokój, Regis, już mnie tam nie ma, czuję zapach świeżego powietrza. Tylko to się teraz liczy.
Wysłuchując ją dźwignął twarz, zacisnął na chwilę powieki jakby przeciągając zmrużenie oczu i pozwolił głowie lekko się zakołysać, to chyba było kiwnięcie. Patrzyła się chwilę na jego oczy jak czarny onyks. Lśniły dzikością, biła od nich mądrość. Odwinęła kawałek świeżego sera i wgryzła się. Po karku przeszedł jej dreszczyk przyjemności. Przegryzła kęsem równie pysznego chleba. Nie częstowała swojego druha, rzadko widywała go jedzącego, a gdy już się tak działo odnosiła wrażenie, że robił to dla rozkoszy samego podniebienia. Im więcej zjadała tym tempo jedzenia zwalniało. Przekąszając wolno ostatnie gryzy popiła wodą z bukłaka. Od dawna dobrze nie jadła. Wampir mówił dalej, ale patrzył na nią znad płomieni, jak przed rozpoczęciem konsumpcji wzięła kilka głębszych oddechów by przyśpieszyć po wiedźmińsku metabolizm. Widział jak jej usta z beżowych robią się brzoskwiniowe.
- Wiedźmińskie mutacje to bardzo cenny zespół cech - skomentował, na chwilę zmieniając temat, jednak zaraz do niego wrócił. - Nie zdziwi Cię pewnie, że zdarzyło mi się przystawać przy murach węsząc za Tobą. Zastanawiałem się, czy interweniować w sposób bezpośredni i raczej mało dyplomatyczny. Martwił mnie Twój brak mieczy, choć wiem, że trzeba czegoś więcej niż zatęchłe mury i strażnicy więzienni by powstrzymać Wiedźminkę - mówił bez pośpiechu wpadając w intymny, ale wciąż jeszcze zatroskany ton. Teraz zrozumiała pełnię jego żalu. Skala jego empati była niezwykła. - Później wyruszyłem jak najszybciej w Twojej sprawie. - Dodał, czując, że musiał to powtórzyć. Przez tygodnie, w których go nie było nie wiedział co się dokładnie z nią działo. - Inni więźniowie mieli większe racje żywnościowe.
- Byłam wyjątkowym gościem.
- Bez wątpienia... - Zmierzchało. Ostatnie ciepło zachodzącego słońca pieściło ich policzki i ogrzewało plecy. Temat ugrzązł mu w piersi. Gdy się znów odezwał, brzmiał bardzo kojąco, spokojny i zdający się nie rozpamiętywać tego, co jeszcze przed chwilą toczyło jego sumienie. Bo koniec końców najważniejsze było, że dyplomatyczne oswobodzenie powiodło się. Brzmiał jak zawsze pewnie i dojrzale, nie bez cienia intelektualnych rozważań. - Być może rozważasz już powrót na szlak. Zwieńczenie lata i jesienna pora, jak mniemam, sprzyjają nowym zleceniom. Odniosłem wrażenie, że ludzie z chęcią oczyszczają swoje okolice by wiosna przyszła pyszna i pozbawiona, mm, komplikacji.
- Zostanę na kilka dni.
- Ach...to, dobrze. Wszyscy potrzebujemy wytchnienia.
Ujrzała w nim rodzaj zadowolenia, który trudno było nazwać wylewnym, ale wystarczył by ogrzać jej serce.
Ognisko dogasało.
CZYTASZ
Cuniculus (Regis x Wiedźminka)
FantasyWampir wyższy i Wiedźminka Nawiązanie do dodatku Krwi i Wino.