Rozdział 17

85 4 2
                                    

Ryzyko mogło pochodzić zewsząd. Stąd posiadała blizny po różnych stworzeniach a każda z nich miała osobną historię. 

- Przeszło mi przez myśl, że sprawiają Ci kłopoty. Że wywołują wzmożone zaczepki.

- Nie zauważyłam.

On w odpowiedzi uśmiechnął się, nie tak szeroko, gdy w pełnej radości powitał ją opuszczającą więzienie, ale na tyle, by widziała jego ostro zakończone zęby. Mówiła szczerze? Jak najbardziej, w końcu na długo przed tymi bliznami była piętnowana za bycie odmieńcem. Skoro uwag było od początku więcej niż mniej, wiedźminka nie miała powodu dopatrywać się większej różnicy. Kto by zauważył, że na szybie przybyło o kilka kropli, skoro i tak pada? Kolejnym powodem było to, że zbytnio nie przejmowała się czymś takim jak opinia ludzi.

Chciała powiedzieć „lubię Twój uśmiech", przemknęło jej w myślach. Regis wyglądał na rozweselonego, wzroku nie potrafiła odwrócić od jego uśmiechniętej twarzy. Mimo bladości wydała jej się w tej chwili promienna. Może pomogła ciepła łuna ognia, która tak troskliwie ich otaczała... Bardzo chciała usłyszeć o jego nadziejach i obawach, tych, o których dowiedziała się z jego pamiętnika. O pragnieniach nawet tych, które były ciemne i brudne, i trudne dla niego. Najbardziej chciała słuchać właśnie o tym co najtrudniejsze, aby nie był z tym sam. Tylko czy chciałby się tym z kimkolwiek dzielić? 

Zeszli na inne tematy. Zaczęli rozmawiać o alkoholu, a konkretniej winie. Regis opowiadał o szczepach, które ostatnio mu posmakowały. Wiedźminka na tym niezbyt się znała, ale słuchała z uwagą, przy okazji chłonąc wiedzę. Nie tylko informacje dotyczące ''dużych spraw" mogły być ciekawe. Od słowa do słowa, przypałętał się także temat wczorajszego niecodziennego spotkania, oraz drugiego z wampirów, nieobecnego Dettlaffa.

- Przy okazji... nie widziałam by Dettlaff próbował...

- ... bimbru z mandragory?

- Tak. Nie smakuje mu? Z całym szacunkiem.

- Raczej nie jest koneserem tego typu trunków. Docenia walory degustacyjne, jak widziałaś, z chęcią napił się z nami wina w karczmie, jednak jeśli chodzi o bimber z mandragory, zazwyczaj się nim nie częstuje. Chociaż... zdarza się. Zauważ, że wcześniej też nie było wygodnej okazji by usiąść i wspólnie się napić. 

- Ty mi ciągle robisz degustacje - w rozbawieniu zamknęła na ułamek sekundy oczy i teraz to ona obnażyła zęby wydychając rozweselona powietrze. W przeciwieństwie do niego, jako człowiek, posiadała zaostrzone jedynie kły. A i tak nie były tak ostre jak te wampirze. I na pewno jego były o wiele wytrzymalsze... Co również jej imponowało. - Nie skarżę się, bardzo mi to odpowiada - mówiąc to, napiła się i podała mu kawy. Zostało mniej niż pół kubka czarnego napoju. - Masz rację - kontynuowała - że nie było dotąd okazji. Mile mnie to zaskoczyło. Gdyby nie Twoja inicjatywa, zakładam, że mogłoby do tego nie dojść.

Przyjął poczęstunek, i napił się. Zapach skóry wiedźminki był intensywniejszy, bo dłużej trzymała kubek w dłoniach. Mimo tego, że wydawało się iż czas wizyty zabójczyni potworów na ziemiach Toussaint dobiega końca... nie widać było wyraźnie kiedy miałoby to nastąpić. Ba, w ogóle nie było tego widać. Do tego stopnia, że zaczął czuć, jakby wcale miała nie wyjeżdżać i chciała zostać. Czy wiedźminka miała zamiar przezimować w krainie wina...? Te myśli coraz częściej w nim były. Wkradały się do jego umysłu jak czarny gęsty dym ze skopconej miedzy.

Natomiast ona w tej chwili snuła myśli bardziej przyziemne, jak te, dotyczące aktualnej pory dnia. Można było utracić poczucie czasu w kryjówce cyrulika. Ranek się kończył, więc dzień miał w sobie jeszcze dużo z młodości, czego kompletnie nie było widać w zasnutej mrokiem krypcie. Pamiętała o trwającym dniu, jak jeszcze kilka godzin temu medytowała wśród rosy cmentarnej. Mimo tego aura ciemności, ognia i pozornego wieczoru, powodowały wrażenie późnej godziny.

- Gdyby nie to, że nie znacie się z Dettlaffem dobrze, rzekłym, że to było prawdziwie przyjacielskie spotkanie.

Kiwnęła głową, i dodała:

- Dobrze, że nawet taka popaprana sytuacja jaka miała miejsce, może mieć pozytywne skutki. I prowadzić do czegoś przyjemnego. To pokazuje, że zawsze może być lepiej - chociaż tego nie planowała, jej słowa bardzo pasowały do jego wyznania w pamiętniku. Gdy pojęła ten podwójny wydźwięk słów, ucieszyła się w duchu. Regis oddał kubek w jej ręce, ona przyjęła, czekając na to jak mężczyzna zareaguje. 

Obserwowała jak lekkość wsparta błyskotliwością rzuca cień tajemnicy na twarz przyjaciela. Choć był to tylko podkakujący ogień, i tam, gdzie płomyki tworzyły kontrast, tam występował eteryczny cień, wyglądało to jakby efekt wynikał od niego, nie od paleniska.

- Może - powiedział tylko, bez większej radości lub większego pesymizmu, wzbudzając w niej, o czym nie mógł wiedzieć, lekki zawód krótkością wypowiedzi, ale zdążył dodać - Może... może być lepiej - i to brzmiało o wiele przyjemniej i słodziej. 

Była w tych słowach jakaś prawdziwość.

Poczuła ulgę, a może miłą naiwność, że zgorzknienie w nim może się zaleczyć, lub że nie towarzyszy mu cały czas. Może już się zaleczyło? Czuła, że niestety tak nie jest. Zastanawiała się w duchu, czy gdy tak spędzali czas razem, gorzkie uczucia były w nim bez zmian. Patrząc na jego dojrzałe, stoickie oblicze czuła w sobie dziwną determinację, która wydawała się bardzo znajoma, a jednak nowa, lub raczej, zapomniana.


Cuniculus (Regis x Wiedźminka)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz