Rozdział 3

108 6 0
                                    


Darzyła Regisa głębokim uczuciem. Poza dwoma osobami, które były jej najbliżej, nie wiedział nikt. Wtedy musiała się zwierzyć, bo trzymanie tego w tajemnicy przed całym światem mogło doprowadzić do takiego poziomu chaosu w jej głowie, że prędko by zginęła w walce.

Kilka tygodni później

Kilka dni jej obecności na cmentarzu przemieniło się w tygodnie. Sam wampir porównywał Toussaint do mocnego wina. Mówił, że to dobre miejsce, ale na krótko i w małych ilościach. Tymczasem byli w jednym miejscu już od dłuższego czasu. Noce nie były zimne, za to rześkie, zwłaszcza czas przed świtem. Na całe drzewo znaleźć można było jakiś żółty liść. Poza tym, wydawało się, że lato trwa dalej.

Zdjęła górę pancerza zostając w lnianej koszuli, zarzuciła co prawda miecze na plecy, ale mocnym i tanecznym krokiem wyszła na powietrze. Odetchnęła głęboko. Było jeszcze ciemno, do wschodu słońca pozostały dwie godziny. Wtedy z ciemności, spomiędzy grobów wyłonił się mężczyzna w średnim wieku, a przynajmniej na takiego wyglądał. Wyszedł jej na powitanie.  Z łagodnym wyrazem twarzy zarezerwowanym dla przyjaciół podał zerwaną roślinę.

- Rozmaryn - wymówiła na głos nazwę rośliny. Poczuła ten zapach zanim go jej wręczył. Przysunęła do nosa, ciesząc się żywicznymi akordami. - Piękny.

- Prawda, doprawdy urokliwy.

- Jak zbiory? Znalazłeś wszystko co chciałeś?

- Właściwie tak. Po mandragorę wybiorę się kiedy indziej. Twój sen był udany?

- Bardzo, zgrzałam się walcząc z kuroliszkiem a w krypcie jest rozkosznie chłodno. Przyszpilił się łapami do nagrzanego dachu.

Spojrzał na medalion cechowy wiedźminki, wisiał u jej szyi. Tyle razy miał okazję by się mu przyjrzeć. Pytał ją o różne rzeczy, mówił o wampirzych sekretach, o których mówić nie-wampirom nie powinien, a ona mu o wiedźmińskim fachu i wiedźmińskich sposobach na potwory. Nigdy nie rozmawiali ze szczegółami o medalionie. Może właśnie przyszła na to pora. 

- Szkoła cechu królika - przemówił, przeciągając mrukliwie słowa. - Jakie przesłanie niesie Twój medalion? Królik nie jest zwierzęciem drapieżnym jak wilk czy żmija.

- Nie jest, ale potrafi zranić. Ginąc, zdąży rozgryźć gardło lisa, bierze go za sobą w objęcia śmierci.

- Niedoceniane zwierzę. Widziałem jak z żarliwością, gdy wszystkie drogi ucieczki zawiodły, atakuje nie szczędząc zębów. Bez kłów, o delikatnym kośćcu dokłada wszelkich starań by napastnika zabolało.

Kiwnęła głową. - Oto Królik.

Styl walki kobiety mógł najlepiej świadczyć o charyzmie wpajanej adeptom szkoły. Prawie nigdy nie mówiła o swojej przemianie czy szkoleniu przed staniem się zabójcą potworów.

- Nie spotkałem żadnego innego wiedźmina, który by go nosił. Czy zechciałabyś uchylić rąbka tajemnicy? Nie odbierz tego jako wyrzut, ale rzadko kiedy mówisz o swojej przynależności do cechu. - Potężne drzewo naginało ku nim gęstą zieleń pogłębiając mrok. Liście spływały tak nisko, że niemal muskały mu ramię.

Chwilę milczała, patrząc mu w czarne lśniące oczy, które tak lubiła. Spłynęła wzrokiem po wąskich ustach mężczyzny, bladym policzku i tak samo mlecznej skroni. Zaskoczył ją tym tematem, ale przez wielki szacunek jakim go darzyła było oczywiste, że się do tego odniesie. Wszystkie informacje dotyczące cechu nie były przeznaczone dla uszu innych niż wiedźmina ze szkoły królika. Mówiąc mu o tym bez zawahania, pokazywała jak ogromnym zaufaniem go darzy.

- Jest nas więcej - oparła się pośladkami o nagrobek wyrastający z ziemi nieopodal. Skrzyżowała ręce. - Ale nie na tych ziemiach. Choć bywają.

- Podobnie jak Twoja obecność tutaj - uzupełnił cierpliwym głosem. Przestąpił lekko z nogi na nogę, podbródek miał podniesiony, wyraz twarzy skupiony i bardzo godny. Słuchał jej uważnie.

- Warownia cechu jest bardzo daleko stąd - patrzyli się na siebie nawzajem, nie spuszczając z siebie oczu. Tak często, w chwilach takich jak ta, ujawniała się więź między nimi. Nie wiedziała, czy dla kogoś była tak łagodna jak dla niego, mógł więcej niż ktokolwiek. I nie dlatego, że był potężną istotą. Dlatego, że był.

- Odnoszę wrażenie, że inni wiedźmini nie wiedzą o waszym istnieniu. - Głos mu zawibrował w charakterystyczy sposób. Stworzony do długich wykładów niosących za sobą treść.

- My dalej przeprowadzamy Próby - wyznała. To były mocne słowa, bardzo ważne. Odepchnęła się od nagrobka i przeszła zamyślona kilka kroków w bok. Znów obróciła ku niemu głowę. - Dla pozostałych szkół to wiedza niemal utracona. Strzeżemy jej i między innymi dlatego tak bardzo jak możemy, nie pokazujemy się innym. Rozważamy od kilku lat odsłonięcie się przed szkołą wilka. Rozmowy o tym toczą się w warowni, a, że nie każdy wraca co roku na przezimowanie, trochę nam schodzi. Kładziemy nacisk by wszyscy byli obecni podczas tego typu rozmów. Choć po prawdzie... jeden wiedźmin ze szkoły wilka wie - dodała.- I to od lat.

- Geralt? - Dłoń wampira powędrowała na pas od torby, zacisnął na nim palce skupiony na rozmowie.

Pokręciła przecząco głową.

- Vesemir - odpowiedziała. - Co prawda lata się nie widzieliśmy, ale nawet, gdybym była martwa nie zmieni to tego, że wie o cechu królika. Nie powie byłym wychowankom, tego jestem pewna. I z tego co wiem, sam nigdy nie próbował odnaleźć innych wiedźminów.

Cuniculus (Regis x Wiedźminka)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz