Rozdział 10

79 5 2
                                    

Dwa stoły dalej, w grupie znajomych siedział czarnowłosy młody mężczyzna. Sypał ripostami i żartami jak z rękawa, nawet tymi pikantnymi... robił to jednak naprawdę zabawnie, znał wyczucie. Bazował na podtekstach i sprawiał wrażenie kogoś elokwentnego. Twarz miał bystrą, z pieprzem, w czarnych oczach coś zmysłowego... Wyraźny, choć krótko przystrzyżony zarost, tak samo wąsy, równie ciemne, przywodziły na myśl diabła kryjącego się w skórze młodzieńca. Bo dało się zauważyć, jak płynnie przechodził w teatralną, perfekcyjną bezradność. Czarne seksowne tęczówki stawały się gładkie i potulne jak u owieczki, w ten inny sposób namawiając do grzechu. Był pewny siebie. Mimiką przekazywał sygnały, jego czarne brwi pracowały na wywołanie określonej reakcji. Gdyby jego twarz nie była taka żywa i inspirująca, gdyby było w nim mniej ekspresji... wtedy mogłaby powiedzieć, że go nie zauważyła. Chłopak owszem, robił wrażenie, ale nic poza tym. Choć gdyby była sama, pewnie by do niego podeszła.

Zdawała się toczyć żółtym spojrzeniem w normalny sposób. Ani na chwilę nie zapomniała, że wampir był tuż obok. Przecież to on miał jej serce. Przez tyle lat, tęskniła i kochała po kryjomu, oprócz tego żyjąc tak jak wcześniej. A jednak ten dzień czymś się różnił, gdy nad ranem usiadła tak blisko niego, jak nigdy wcześniej. Nie wyobrażała sobie związku z człowiekiem... Seks czy romans, chwilowa fascynacja, to było co innego. Choć zwykłym człowiekiem już od dawien dawna nie była, dalej podwalinami dla jej osoby było człowieczeństwo. I właśnie bycie człowiekiem u mężczyzn było czynnikiem dla niej jałowym na dłuższą metę. Ale nie było sensu niczego rozważać, miłość do tego konkretnego wampira była tylko jego zasługą i winą, bo zdobył ją sobą.

Na stół przybyła butelka czerwonego wina i trzy kieliszki, wybierał Regis. Na zewnątrz robiło się granatowo, a spotkanie zdawało się być przyjemne nawet dla jego brata krwi. Nie dawał ku temu wielkich przesłanek, ale dało się zauważyć w drobnych gestach, że ma się dobrze.

- Mmm, jakie pyszne. - Pochwaliła wybór, próbując ze swojego kieliszka. Na wardze została kropla przypominająca krew, złączyła usta, ścierając ją górną wargą do wnętrza buzi.

Regis zanim spróbował, ujął w odpowiedni sposób kielich i wpatrując się w toń, raz przechylając nieco w bok głowę, ocenił:

- Łagodny, ale głęboki bukiet. Ciepłe tony, idealne na początek jesieni. Nostalgiczny finisz, jak spacer po zamglonym śliwowym sadzie. Bardzo przyzwoite połączenie.

Pokiwała delikatnie głową, zgadzając się z tymi słowami. Pili spokojnie, dochodząc do połowy butelki.

- Twój pancerz... - podjął w pewnej chwili cyrulik.

- Co z nim? - Zapytała i napiła się nieśpiesznie. Czekała co powie dalej.

- Ludzie nietknięci mutacjami i wampiry mają coś wspólnego. - Zwrócił na chwilę głowę ku przesiadującym ludziom w karczmie. Patrzył, zastanawiając się w milczeniu. Kontynuował. - Nie noszą pancerzy. Ale wiedźmini... Całe życie w okowach. To przykre. Rzadko widzę Cię bez niego.

- Nieczęsty widok, prawda? Coś za coś. Tak zwani zwykli ludzie są bardzo delikatni. Sami dobrze wiecie. Nie mają nic do ochrony, lub to co mają jest niewystarczające. Mnie też w sumie można łatwo zabić, wystarczy, że nie odparuję ciosu lub się nie uchylę na czas. Bywałam ciężko ranna, bez pancerza nie byłoby o czym mówić. No, i lubię go.

Dettlaff był faktycznie zainteresowany tematem rozmowy, ale gdy zabrał głos, było to w pewien sposób niespodziewane.

- Trudno uwierzyć co by się stało, gdybyś nie odskoczyła. - Brzmiało to niezwykle, chociaż mówił swoim dostojnym głosem, mało rozrywkowym. Brunet zabrzmiał... wręcz empatycznie. Aż widziała, jak Regis spojrzał zdziwiony na „brata".

- Przed ostrymi szponami, na przykład? - Rozbawiona, uniosła jedną z brwi w górę. Na ustach tańczył łobuzerski uśmiech. O tym, czego ludzie słusznie się bali, ona wspominała na luzie. Jakby nie robiło na niej zupełnie wrażenia to, że jeszcze niedawno Dettlaff starał się ją zabić w walce, bo stała mu na drodze.

- Na przykład. - Powiedział niebieskooki, miększym tonem. Wiedźminka zarażała swoim dobrym nastrojem. Choć nie cierpiał ludzi, w jej towarzystwie ludzkie zachowania zdawały się nabierać w jego oczach sensu. Ona zdawała się być mieszaniną wszystkiego i niczego, co dzikie i oswojone.

Cuniculus (Regis x Wiedźminka)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz