Poczuli jej zapach na długo, zanim przekroczyła próg krypty. Wchodząc, powitała Dettlaffa skinieniem głowy. Nie odwzajemnił tego ani razu, ale robiła to szczerze, pokazywała w ten sposób, że akceptuje jego obecność. Zapasy odłożyła, wróciła po siodło. Musiała jechać szybko, bo włosy w eteryczny, delikatny sposób były zmierzwione od ruchu powietrza. Stanęła za Regisem, patrząc co robi. Nie pierwszy raz tak robiła, mieli wiele dograne w swoim zachowaniu. Znali wiele swoich przyzwyczajeń i upodobań.
- Twój bimber trzymał mnie jeszcze jak szłam do piekarni...
- Przynajmniej jechałaś prosto?
- Najpiękniej.
W zasadzie od paru dni pili codziennie. Po łyku, po dwóch, zazwyczaj w niedużych ilościach. Rano też nie była mocno pijana, ale czuła obecność alkoholu we krwi. A w kieszeni dalej miała rozmaryn od wampira. I jakoś nie myślała się z nim rozstawać. Ten drobny prezent ogrzewał jej serce. Podała mu narzędzie z krańca blatu, zanim chociaż pokazał, że będzie go potrzebował. Byli bardzo zgodni, a cisza, która panowała teraz przez większość czasu, nie była spowodowana obecnością Dettlaffa. Tygodnie i miesiące jakie kiedyś spędzili razem w podróży, w czasie różnych przygód, sprawiały, że byli spójni w działaniu. Dobrze im się razem walczyło.
Gdy na blacie nie było już niemal żadnych ziół, wstała. Zbroi wcześniej nie zdjęła, tak samo mieczy, szła do wyjścia. Wampir wiedział co zamierza. Wybierała się pobiegać, co robiła regularnie dla równowagi w piciu i ich posiadówkach. Była jednak w mniejszym ruchu niż na szlaku, a jej kondycja zawsze musiała spędzać potworom sen z powiek.
- Nie będzie nas - usłyszała od cyrulika. Zerknęła przez ramię i kiwnęła głową.
- W porządku.
Od czasu do czasu Regis dołączał do Dettlaffa, pomagając mu w poszukiwaniach dobrego miejsca na ostoję. Chociaż już coraz częściej w ich rozmowach przetaczał się pomysł, żeby opuścić Toussaint. Mieliby wyruszyć razem. Na razie to nie było nic wielkiego, jedynie skromna propozycja, jako jedna z możliwości. W dyskusjach czy poszukiwaniach panował kojący medytacyjny bezczas. Czas znów nie był walutą, która ich dotyczyła. Na pewno bruneta, który jeszcze do niedawa żył od liściku do liściku. Chodziło oczywiście o morderstwa narzucane w określonych ramach czasowych przez "szantażystów". Cyrulik trochę jednak czuł ruch czasu, bo miał na uwadze, że ona prędzej czy później wyjedzie. Teoretycznie, był na to gotowy.
Biegła z czystą głową. Zmysły pozostały czujne. Czuła pracujące mięśnie nóg, to było bardzo przyjemne. Zmieniała tempo biegu, nie zawsze biegała tak samo, ale najczęściej wspólnym mianownikiem było to by czuła nogi, w sensie, że balansowała na dyskomforcie. Trudno było jej się zmęczyć, musiałaby biec bardzo długo i najszybciej jak była w stanie. Cudowny wynik mutacji i lat ćwiczeń. Minęło parę godzin, kiedy zaczęła kierować się do powrotu na cmentrz. Dzień stał wysoko, niebo było piękne, błękitne z puchatymi chmurami przypominającymi runo owcze. Ciepło, w pełnym słońcu nadal gorąco. Ale to tylko pozory, bo to były ostatnie chwile przed rozpoczęciem odliczania do zachodu słońca.
Ruch jej stóp się zmienił i pierwsze tąpnięcia na ziemi cmentarnej wyciszyły się zupełnie w chód. Miała przy sobie wszystkie niezbęde eliksiry wiedźmińskie, i miała też łagodniejsze mikstury ziołowe. Sięgnęła po jedną taką, odżywczą, idealną na po biegu.
- Kkkrrrra!
Przystanęła. Na nagrobku stał potężny, lśniący czernią kruk. Zakrakał na nią, ale nawet, gdyby tego nie zrobił, i tak by podeszła. No bo kto to mógł być inny, niż pewien znany jej wampir trzymający sztamę z krukami?
- Co tam dla mnie masz?
Ptak zatrzepotał skrzydłami, zakrakał ponownie, tylko subtelniej, i unosząc jedną kończynę zakończoną imponującymi pazurami upuścił zmiętą karteczkę. Podniosła ją z ziemi, wtedy też poczciwy kruk wzbił się gibko do lotu. Rozwinęła świstek i zobaczyła treść:
Jesteśmy w karczmie Pastelowa Lawenda. Dołącz do nas - głosił liścik.
CZYTASZ
Cuniculus (Regis x Wiedźminka)
FantasiWampir wyższy i Wiedźminka Nawiązanie do dodatku Krwi i Wino.