Rozdział 14

102 7 0
                                    

Zastygła, choć jej ręka poruszyła się samoistnie i spokojnym ruchem odłożyła kartkę z pamiętnika na blat. Właściwie nie wypuściła jej całkowicie, tylko poluźniła dotyk i oparła grzbiet dłoni o drewno. W czasie czytania oczy wiedźminki zrobiły się szeroko otwarte ze zdumienia. Jak trafiona piorunem. Stała, i tylko jej klatka piersiowa wznosiła się i opadała ujawniając wzburzenie. Nie zszokował jej w takim stopniu użyty wulgaryzm, co wybrzmiewająca w treści irytacja i zmęczenie wampira. Tak ogromne, i tak intensywne, że można było pomyśleć, że napisał to ktoś inny. Nigdy nie widziała w nim tak gwałtownego wybuchu emocji, ani braku cierpliwości. Dopiero w tym wyznaniu, jakie uczynił przed samym sobą, ujrzała to pierwszy raz. Doświadczała mieszaniny skrajnych emocji. Szczypało sumienie, że dotarła bez pozwolenia do czegoś tak intymnego, współczucie mieszało się ze smutkiem, a zdezorientowanie z zaskakującą nutą nadziei. Bo oto Regis okazał się o wiele mniej stateczny i spokojny, niż za takiego go miała.

Możliwe, że popełniłem wielki błąd.

[...]

Jest mi smutno.

Podtrzymała się, aby nie upaść. Świadomość, że życie jakim żył wampir mógł rozważać w kategorii wielkiego błędu na chwilę odebrała jej rozum. A myśl, że toczył go smutek jedynie wzmacniała wrażenie, że omdlewa. Ostatnie czego chciała to jego cierpienie. Poczuła jak lodowate szpony strachu obejmują jej przełyk i serce. Dotychczas tylko jedna rzecz powodowała w niej mroźny uścisk strachu - groźba wiecznej męki. To okazało się drugie. Tak bała się choćby pomyśleć czy ich znajomość należała bez wyjątku do rzeczy jakich mógł żałować. Poznali się w końcu, gdy udawał człowieka. Głos rozsądku starał się ją uspokoić, bo przecież nie wszystko było aktualne. Regis obawiał się krzywdy przyjaciela, ale rzeczywistość pokazała, że tamtemu nie stała się żadna krzywda. Nie licząc ran na sercu, Dettlaffowi nic się nie stało. Wiedziała, że sympatia Regisa wobec niej była prawdziwa, więc nawet jeśli żałował kreowania się na człowieka, to nie ich przyjaźni. Strach rządził się swoimi prawami, ale dała radę pomyśleć bardziej przytomnie. Dalej odurzona tym czego się dowiedziała, schowała prywatne zapiski Regisa, zasunęła szufladę. W tym stanie nie myślała zupełnie jasno, dlatego korzystając z faktu, że stała przy blacie do pracy, zajęła się wytwarzaniem eliksirów z lekkim zapasem. Początkowo najmniej interesowały ją składniki i używane narzędzia, w miarę jednak jak pracowała nad kolejnymi eliksirami, uspokajała się. Nie wiedziała, co byłoby lepsze. Dowiedzieć się tego wszystkiego wcześniej, gdy dopiero przybyła do Toussaint, czy teraz, gdy niedługo wyjeżdża. Wtedy miałaby za dużo czasu do namysłu, teraz miała go za mało.

W krypcie było wyznaczone miejsce do otwierania ognia. Z daleka od regałów z książkami i suszonych roślin. Na małym podwieszanym palenisku, które wampirowi służyło między innymi do oprawy ziół na jemu znane potrzeby, zaparzyła kawy; mocnej, czarnej i aromatycznej. Niemal nieznana i bardzo droga na tych ziemiach. Miała dobre ziarno, to była jedna z ostatnich porcji zapasu z Ofiru. Jeśli na zimowanie wybierała się przez kontynent barw i zapachów, zaopatrywała się po drodze w mały zapas kawy. Bo, co zaskakujące, równie często do siedliszcza wyruszała ze Skellige, płynąc innymi wodami. Akurat przelewała kawę do miedzianego kubka, kiedy w powietrzu coś się zmieniło.

Kłąb mgły otulił okolicę drzwi i aksamitnie spłynął ku wnętrzu. W następnym momencie mgłę zastąpiła znajoma sylwetka. Serce chciało zabić szybciej, ale panowała nad tętnem, bo on na pewno wyczułby tę zmianę. Kąciki ust uniosły się w ciepłym uśmiechu, tego nie zamierzała sobie odmawiać. Przemieniając się w fizyczną postać cyrulik uczynił to bokiem, więc aby się zbliżyć obrócił się najpierw w jej stronę. Nie wyglądał na zmartwionego, co potwierdził słowami.

- Dziękuję za Twoją cierpliwość. Wszystko rzeczywiście jest w porządku. Drobne kwestie prawne.

To brzmiało tajemniczo, ale musiało chodzić o kwestie ludzkiego prawa, na którym Regis znał się niejednokrotnie lepiej niż sami ludzie. Gorący kubek parzył w dłoń. Przysunęła sobie do serca i chłonęła roznoszące się po klatce piersiowej intensywne ciepło. Nie potrzebowała rozgrzania, chłód krypty nie mógł zrobić krzywdy jej poddanemu mutacjom ciału, ale bez dwóch zdań było to przyjemne.

- I tak nigdzie się nie wybierałam. Czekałam na Ciebie.

Płomyk na palenisku skakał wesoło. Regis dołączył, również do niego zasiadając. Usiadł na wolnej, wysłużonej skórze dzika niedaleko niej. Odwzajemnił uśmiech. Ona choć czuła się dobrze, pamiętała dokładnie co przeczytała. To wszystko w niej było.

- Twoje blizny... nie mogłem się doczekać by wysłuchać do końca. Oczywiście, jeśli dalej jesteś chętna do opowieści - zaczepił w niej łagodne i lekko błyszczące spojrzenie. Całą uwagę miał skupioną na niej. Choć wiele z tematów jakie poruszali mogły wydać się postronnemu bardzo nudne, bystry obserwator wyciągnąłby wnioski, że pobudzali nawzajem swoją ciekawość. Ich, to co mówili, bardzo interesowało.

Patrzył się w jej oczy, ale też dotykał wzrokiem blizn, o których była mowa. Sunął oczami po szramach wyrządzonych czymś bardzo ostrym, dotykał tym onyksem jej czoła, brwi, okolic oczu, nosa, ust...

- Ach - po przeczytaniu fragmentu pamiętnika przyjaciela niemal zapomniała o czym wcześniej mu mówiła. Zresztą, blizny po wampirze wyższym na jej twarzy były z nią tak długo, że na codzień już o nich nie pamiętała - Jasne. Hm...- mruknęła, a zbierając myśli objęła oburącz gorący kubek. Napiła się. - To była moja pierwsza poważna walka z przedstawicielem waszego gatunku. Bardzo, bardzo cenna. Wyciągnęłam z niej wiele wiedzy.

- Pierwsza poważna walka, ale nie pierwsza w ogóle? - Choć spytał, brzmiało to bardziej na stwierdzenie.

- Nie, nie pierwsza - zgodziła się. - Pierwsze miałam za sobą.

Kiwnął głową z szacunkiem, już jej nie przerywając. Nie chciał przerywać, pragnął słuchać.

- Działo się to, gdy byłam w drodze na Skellige, połowa jesieni minęła. Na drzewach nie było prawie liści... Byłam w okolicy Bystrego Grodu, to duża wioska. Robiłam krótkie popasy i przesuwałam się z noclegiem po okolicy. Zahaczyłam na dwie noce o karczmę. Życie wieśniaków na pierwszy rzut oka toczyło się swoim tempem. Ale spokój, codzienne obowiązki na gospodarstwie...- pokręciła delikatnie głową. - To pozory. Ich nerwy były napięte. Podskakiwali przy delikatnym dźwięku i byle ruchu. A gdy wieczór zapowiadał się mglisty przerażenie było wręcz namacalne. Dowiedziałam się z posłyszanych wieści, że już wcześniej ginęli ludzie, zaczęli przepadać we mgle... Ale dalej to były tylko opowieści. Pewnego dnia ktoś wbiegł do karczmy, byłam tam wtedy - dodała - donosząc o kolejnym. Nie zaginięciu, tylko o namacalnej śmierci. Znaleźli martwego kowala w jego domu, z pociętym gardłem i torsem. Zobaczyłam ciało, i to był początek mojego podążania za nim, Regisie... Moja obecność nakłoniła go do szybszego zostawienia osady. Od tamtej pory, przez wiele listopadowych dni, cały czas za nim podążałam. Utrudniałam wejście do kolejnych wsi. Nie zliczę ile razy w tym czasie się ścieraliśmy. Na moje szczęście, zmierzał w kierunku Cintry, więc później nie musiałam nadkładać drogi. Pamiętam, że deszczowe dni rozmiękczały trakty... i przeplatały się z tygodniami, w których nie padało wiele. Rozdeptane błoto zaczęło tworzyć twarde zdeformowane kształty, choć w lasach było jeszcze całkiem dużo wilgoci. Kiedy dotarliśmy między skraj lasu a pooraną drogę...- napiła się znów, tym razem więcej. Milcząc chwilę, pomyślała o kawie. Bez dłuższego zastanowienia wyciągnęła ku cyrulikowi lewą rękę z kubkiem. - Chcesz spróbować? - Kiedy przez chwilę się nie poruszył i spojrzał w błyszczący płyn zebrany przy miedzianym brzegu zdawało się, że podziękuje. Ale on wyciągnął długą rękę, złapał silnymi palcami, ich palce znajdowały się przez chwilę bardzo blisko siebie, i biorąc kubek, poczęstował się. Kontynuowała - Chciał walczyć, a ja podzielałam te chęci. Wtedy moje deptanie mu po piętach się skończyło... Moment, w którym zrobił mi te rany...blizny - poprawiła się - kiedy udało mu się mnie zranić poczułam czysty gniew. Walczyliśmy już długie godziny, uświadomił mi tym samym, że skoro dosięgnął mnie raz, to następnym równie dobrze może zabić. Gniew pomógł, postarałam się jak najszybciej zakończyć to spotkanie...Unieszkodliwiłam go. - Ostatnie zdanie było odpowiedzią na pytanie, które wiedziała, że Regis będzie do niej miał.

Cuniculus (Regis x Wiedźminka)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz