Rozdział V

5.3K 315 3
                                    

Rozdział V

Sky


Nie spałam całą noc. Gonitwy myśli jakie przewijały mi się po głowie wraz ze wspomnieniami nie pozwoliły mi nawet na minutę zamknąć oczu. Próbowałam sobie wmówić, że to wytwór mojej wyobraźni, że to przez obecność Casa, który tak znacznie nade mną górował zarówno siłą jak i wielkością. Ale gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że to ściema. Że jego obecność wcale mnie nie przerażała tak jak na początku, gdy tylko mi się przyglądał. Idąc obok niego nie drżałam jak w delirium, a jego próba nawiązania rozmowy była wręcz...urocza. To co widziałam, to co czułam było prawdziwe. Tak cholernie prawdziwe, że całą noc leżałam zwinięta w kłębek z szeroko otwartymi oczami. A gdy budzik zadzwonił oznajmiając, że jest wpół do piątej wciąż otępiała poszłam pod prysznic. Do pracy miałam ledwie dwie ulice do przejścia. I choć najchętniej zaszyłabym się w bezpiecznym mieszkaniu wiedziałam, że nie mogę. Jeżeli to była jednak tylko wyobraźnia? Nie mogłam sobie pozwolić na szaleństwo. A jeżeli nie? Lata pracowałam nad tym żeby osiągnąć stabilność i pewność siebie. By nie chować się za plecami Jas ani nikogo innego. Wyjść ze swojej skorupy i pokonać demony. I choć na samą myśl moje wnętrzności trzęsły się, a oddech zamierał nie mogłam pozwolić by ciężka praca i terapia poszły do gnoju. Droga do pracy zajmowała mi zazwyczaj do dziesięciu minut. Dziś jednak pokonałam tę trasę biegiem i choć tym razem dreszczy na karku niebyło przeszłam specjalnie obok piekarni. Tylko po to, żeby na moment osłonić się obecnością innych. Dopiero, gdy weszłam do kawiarni odetchnęłam z ulgą i przymknęłam powieki czując jak adrenalina opuszcza moje ciało. Wiedziałam co muszę zrobić i sama myśl o tym wywoływała mdłości. Jednak musiałam wiedzieć zanim całkiem oszaleję. Popatrzyłam na zegarek za blatem i odetchnęłam. Nie było jeszcze siódmej i choć chciałam to mieć jak najszybciej za sobą nie mogłam. Starając się zebrać w sobie i przede wszystkim przygotować kawiarnie na otwarcie pozostawiłam myśli za sobą. Zanim jednak otworzyłam lokal o ósmej sięgnęłam po telefon i zagryzłam mocno wargi. Po kilku sygnałach w słuchawce rozbrzmiał znany mi głos.

- Detektyw Stone.

- Dzień dobry – zaczęłam i odetchnęłam lekko. - Skylar Anderson, mam pani numer od...

- Witaj, Sky.

Uśmiechnęłam się słysząc jak jej głos nabrał miękkości. Przed moimi oczami pojawiła się jej drobna sylwetka odziana w czarne spodnie z kieszeniami i koszulę. Detektyw Stone łączyła w sobie zarówno kobiecość ze swoją śliczną twarzą jak i twardość godną komandosa. Mimo tylu lat jaki minęły od naszego ostatniego spotkania, musiała mnie doskonale pamiętać. Gdy spotkałam ją pierwszy raz miałam piętnaście lat choć wyglądałam na góra trzynaście. To było ledwie tydzień po tym jak uciekłam z domu do Jas. Tydzień po tym jak uwolniłam się od koszmaru. Jas zaciągnęła mnie siłą na komisariat wraz ze swoją mentorką. Profesor Donovan, jak i detektyw Stone zrobiła dla mnie i mojej siostry więcej niż ktokolwiek inny. Przez blisko rok obie były tak bardzo obecne w naszym życiu, że traktowałyśmy je jak rodzinę. Profesor Donovan, zresztą do zeszłego roku, kiedy zmarła wciąż wysyłała nam paczki na święta i kartki urodzinowe. Z detektyw Stone ostatni raz kontaktowałam się pięć lat temu, gdy kończyłam kolejną terapię i potrzebowała zapewnienia, że jestem bezpieczna. Od tamtego telefonu i kolejnego jej potwierdzenia skupiłam się na sobie. Nie wracałam do przeszłości, tylko parłam i kształtowałam siebie na nowo. Teraz jednak słysząc jej ton coś zaczęło mnie drapać w gardle, a tama za którą trzymałam przeszłość, którą otaczałam się jak murem dookoła siebie zaczynała drżeć. Odchrząknęłam cicho i cóż, raz kozie śmierć.

- Ja...

- Minęło wiele lat odkąd dzwoniłaś, Sky – powiedziała cicho, a jej głos lekko zadrżał.

Grimm Reapers MC 2# Casanova | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz