Rozdział XX
Cas
Byłem wściekły. Nie wiedziałem tylko na kogo bardziej, na Sky za jej upór i to jak nie potrafiła mi zaufać choć oboje wiedzieliśmy, ze mogła. Czy bardziej na siebie za to, że faktycznie zdradziłem jej kruche zaufanie. Ale najgorsze było to, że choć czułem się gównianie, drugi raz zrobiłbym dokładnie to samo. Teraz miałem pełny obraz tego co się mogło stać i byłem gotowy działać. Czy to czyniło mnie złym człowiekiem? Nie sądzę. Postawiłem pod jej domem braci, którzy na bieżąco dawali mi znać co i jak. Wczoraj znów spróbowałem i poleciałem tam jeszcze zanim otworzyła tylko po to, by rozpłaszczyć się na drzwiach. Sky nigdy do tej pory nie sprawiała wrażenia tak poważnej i pewnej siebie jak tego ranka. Zanim udało mi się cokolwiek powiedzieć czy zrobić tylko zamknęła drzwi i wskazała na tabliczkę z napisem zamknięte. Drugiego dnia nawet się nie pofatygowałem. Codziennie wysyłałem jej wiadomości by wiedziała, że wciąż jestem. Minęły trzy dni. Trzy dni pełne ciszy i nerwów. Sky nie chciała ze mną rozmawiać. Nie chciała mnie nawet widzieć. Całe dni snułem się po klubie lub przesiadywałem w Claws strasząc klientów swoim wisielczym humorem. Nawet bracia zaczynali się niecierpliwić i wyraźnie martwić o mnie i moje samopoczucie. Do tego stopnia, że Jecta nakłonił Charlie do upieczenia czekoladowych ciasteczek dla mnie. Odkąd się z nią ożenił Charlie miała okazje zrobić je jedynie raz, bo skurwysyn zgarniał dla siebie całe porcje. Gdy wróciłem do klubu w kuchni czekał na mnie talerz z moim imieniem i całą górą słodkości. Kojot obserwował mnie z boku i miałem ochotę mu przywalić za ten żałosny, współczujący wyraz twarzy. Jeden z braci wciąż obserwował Sky i pilnował jej bezpieczeństwa, ale ja odsunąłem się na bok – dokładnie tak jak chciała. Czułem się z tym dodatkowo źle, ale na wspomnienie wyrazu jej twarzy i spojrzenia, gdy mówiła mi to wszystko wiedziałem, że to faktycznie najlepsze co mogę teraz zrobić. Sky potrzebowała odpocząć ode mnie i zatęsknić. Bo że to nie był koniec wiedziałem na pewno. To może trwać dzień, tydzień, miesiąc, ale byłem gotowy zaczekać, aż mój anioł będzie gotowy by stawić czoła swoim koszmarom ze mną u swego boku. Bo przecież nie mogła mówić na prawdę, że to koniec, prawda? Dlatego cały czas i uwagę skupiałem na barze i Josie, która swoją drogą patrzyła na mnie spode łba za każdym razem, gdy się widzieliśmy. I choć na prawo i lewo starałem się okazywać cierpliwość i spokój moi bracia nie dali się zwieść.
- Spierdoliłeś, co? - Zapytał Jecta, gdy usiadłem przy barze w klubie.
- Zamknij się – mruknąłem i pstryknąłem palcami na rekruta, który w sekundę postawił przede mną piwo.
Piłem w milczeniu czując na sobie uważne spojrzenie kumpla. Ironia sytuacji polegała na tym, że to ja zazwyczaj byłem tym, który zadawał to pytanie, a potem jak z rękawa sypał dobrymi radami. To ja miałem podejście do kobiet i to ja zawsze potrafiłem z nimi rozmawiać. A teraz choć starałem się trzymać topiłem własną złość i bezsilność jak każdy z moich braci w jakimś momencie swojego życia. Odetchnąłem i spojrzałem kątem oka na Jectę.
- Chcesz o tym pogadać? - Zapytał cicho.
- Nie wiem co mógłbym, a czego nie mógłbym ci powiedzieć – powiedziałem szczerze i odstawiłem butelkę na blat. - Dowiedziałem się czegoś za plecami Sky, co jej się nie spodobało. Obraziłem jej siostrę, co jej się nie spodobało. I w zasadzie to tak, chyba spierdoliłem. Ale to chwilowe.
Jecta jedynie skinął głową, a potem na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, gdy spojrzał na coś ponad moimi plecami. Odwróciłem się gwałtownie licząc, że Sky poszła po rozum do głowy i chciała ze mną na spokojnie porozmawiać. Ale to nie ona wparowała właśnie do głównej sali. Jas ubrana zupełnie nie podobnie do niej weszła do środka i nie patrząc na innych mężczyzn skierowała się prosto do baru. Kątem oka zauważyłem Kojota, który siedział z Roxi na kolanach i gwałtownie wyprostował się na jej widok. Wiedziałem, że nadal trzyma rękę na pulsie i nie podoba mu się to jak Jas kręci się tutaj. O ile na początku traktował moje zainteresowanie z standardowym dla siebie rozbawieniem, o tyle teraz obecność jednego z najlepszych prawników nie była mu na rękę. Nie mogłem go winić, gość miał więcej trupów w szafie niż sam był wstanie zliczyć. Widziałem Jas może w sumie trzy razy w życiu, ale jednak teraz wyglądała zupełnie inaczej, gdy zrzucała z siebie garsonkę. Czarne jeansy, sportowe buty i krótka kurtka skórzana robiły z niej kobietę, która przy odrobinie szczęścia mogłaby się wpasować w życie klubu. Skrzywiłem się, gdy podeszła do mnie i usiadła na stołku obok.
CZYTASZ
Grimm Reapers MC 2# Casanova | ZAKOŃCZONE
RomansaByła delikatna, niewinna i tak uroczo nieśmiała, że nie potrafiłbym przejść koło niej obojętnie nawet gdyby zależało od tego moje życie. Coś w niej wołało do podstawy mojego bycia. Ta część mnie chciała ją rozłożyć na czynniki pierwsze, poznać i zro...