Rozdział XVII

5K 304 5
                                    

Rozdział XVII

Sky


Nie spałam całą noc przez co, gdy wychodziłam do pracy o szóstej rano byłam wykończona i marzyłam tylko o tym, by nastał wieczór. Najchętniej zaszyłabym się w łóżku pod kołdrą i przeczekała cała tą kłótnie, ale powiedzmy, że odrobiłam już swoją lekcję. Dlatego przyjęłam dostawę nie odzywając się prawie słowem do kierowcy i prawie śpiąc na stojąco zaczęłam przygotowywać szybkie lunche. Nawet gigantyczny kubek kawy nie pomógł mi na długo, bo o ósmej, gdy przyjmowałam zamówienie od pierwszego klienta znów miałam dość. Koło południa dostałam wiadomość od Josie, ale ją zignorowałam. Wiedziałam, że to nie w porządku, tylko nie wiedziałam co mogłabym jej odpisać. Tak, ze mną ok, czuje się dobrze, ale nienawidzę się za to co zrobiłam wczoraj? Bo prawda była taka, że jedyną osobą na którą byłam zła byłam ja sama. To nie wina Casa, że się o mnie martwił. I ta troska i zainteresowanie sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej na wspomnienie naszej kłótni. Cas miał rację, że się na mnie wściekł. Po wspólnie spędzonej nocy miał prawo uważać, że go w jakiś sposób zdradziłam nie chcąc mówić o tym. Na samo wspomnienie tego jak czułam się z nim w łóżku po moim ciele przebiegł rozkoszny dreszcz. Nigdy w życiu, żaden mężczyzna tak na mnie nie działał. Przed żadnym nie chciałam się otworzyć i pokazać mu każdy skrawek siebie, również ten najbrzydszy. Pisnęłam cicho, gdy kawa chlusnęła mi na dłoń, parząc ją. Rozmyślanie o tym jak bardzo pociągał mnie Cas i jak bardzo byłam wściekła na siebie powinno się chyba odbywać w bardziej sprzyjających warunkach niż teraz. Odetchnęłam głęboko ścierając szybko rozlaną kawę i sięgając po kolejną filiżankę. Gdy podawałam ją klientowi drzwi kawiarni otworzyły się i do środka wbiegł Leo. Nie mogłam powstrzymać radości na jego widok. Podbiegł od razu do lady ze słodkościami posyłając mi szczerbaty uśmiech i patrząc łakomie na eklerki.

- Cześć, Sky – powiedziała Josie podchodząc dużo spokojniej i uśmiechając się nieśmiało. - Wybacz, że cię nachodzę, ale Leo...

- Mogę dostać jednego? - Zawołał wskazując palcem na desery. - Proooszę, byłem grzeczny i wujek powiedział, że dobrze grałem i zasługuje na nagrodę.

Na samo wspomnienie Casa coś w moim sercu zatrzepotało i spojrzałam szybko na drzwi niepewna czy chcę by przez nie przeszedł czy nie.

- Cas wrócił do klubu – Josie jakby rozumiejąc mnie dorzuciła. - Trofeum dla młodego i bezkofeinowa dla mnie, poproszę.

Skinęłam jej głowa i odwróciłam się by zająć się zamówieniem doskonale świadoma, że Josie cały czas stoi przy ladzie. Usłyszałam jak mówi coś cicho do syna, a ten zabrał swoje ciastko i odbiegł do najbliższego stolika.

- Wiem, że pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać – powiedziała cicho i oparła się bardziej o ladę. - Ale chciałam cię zapewnić, że cokolwiek zrobił mój braciszek żałuje tego.

Zagryzłam wargi by nie wyrwał się ze mnie zduszony jęk. Odwróciłam się do niej przodem i poważnie spojrzałam na twarz. Wyglądała na szczerze zatroskaną i nie potrafiłam jej powiedzieć, żeby się nie wtrącała, choć niezbyt uprzejma część mnie miała na to ochotę. I pewnie gdyby na jej miejscy stał ktokolwiek inny tak bym zrobiła. Polubiłam Josie na tyle, by wiedzieć, że nie robiła tego ze wścibstwa czy czegokolwiek. Szczerze troszczyła się o brata i jego relacje z innymi. Westchnęłam stawiając kawę przed nią i szybko omiatając wzrokiem kawiarnię.

- To nie jego wina – mruknęłam. - To ja wywołałam wczorajszą sytuację i na prawdę przepraszam, że nie udało nam się pojawić przez to na kolacji. Po prostu...

Grimm Reapers MC 2# Casanova | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz