PROLOG - Pozostań złota

757 28 2
                                    

Kiedy ojciec przykuł go tam, skroń Carsona Steele'a uderzyła w róg ściany przy lodówce. Stało się to tak szybko, że pomimo wszystkich razów, kiedy to się wydarzyło, a było ich wiele, nadal nie był przygotowany. Więc jego ręka podniosła się za późno, by odwinąć się o kant, by złagodzić cios, gdy ostry ból przeniósł się z jego skroni przez prawe oko do szczęki.

Podwajając to, jego lewa kość policzkowa bolała go od wbitego w nią grzbietu dłoni ojca.

„Śmieci, cholernie śmierdzą!" - wrzasnął jego ojciec – „Po co jesteś, chłopcze? Jesteś do niczego?"

Carson nauczył się nie odpowiadać. Wszystko, co powiedział, pogarszało sprawę. Mógł się bronić i dostać kopa w tyłek.

Mógłby przeprosić i skopano by mu tyłek.

Problem polegał na tym, że mógł milczeć i też dostałby kopa w tyłek.

Ale jego tata miał w domu kobietę i chociaż oboje byli mordowani na piwie i wódce, jeśli jego tata miał kobietę (co robił zaskakująco często, niezależnie od tego, że był obłędem i nie tylko dla Carsona), jego ojciec miałby inne sprawy na głowie. To był powód, dla którego Carson nie był przygotowany na to, że jego tata rzuci się na niego.

Kiedy odwrócił się od ściany, wciąż trzymając się krawędzi i walcząc z bólem, i spojrzał w oczy swojego staruszka, jego tata tylko wymamrotał - „Gówno. Do niczego. Do cholery, zrób coś wartościowego w swoim żałosnym życiu, wyrzuć jebane śmieci".

Potem podszedł do lodówki, otworzył ją, złapał sześciopak, zatrzasnął i wybiegł.

Carson poszedł do kosza.

Był w jednej trzeciej pełen.

Jego ojciec miał rację. To śmierdziało. Carson nie miał pojęcia, co mężczyzna tam wrzucił, ale cokolwiek to było, pachniało zabójczo.

To samo wydarzyło się jednak w zeszłym tygodniu. Śmieci nie były w połowie pełne, jego tata wrzucił coś, co śmierdziało do nieba i, nie mogąc znieść smrodu, Carson wyjął to.

W chwili, gdy wrócił, został uderzony otwartą dłonią w twarz, ponieważ - „Nie mamy pieprzonych pieniędzy do wyrzucenia, ty kupo gówna! Nie jestem milionerem, którego stać na pięćdziesiąt worków na śmieci tygodniowo, do cholery! Poczekaj, aż będzie cholernie pełny!"

Nie mógł wygrać przegranej sprawy.

Carsonowi to nie przeszkadzało. Miał dobrą pamięć, co było do dupy, biorąc pod uwagę, że każdy z nich nie był tym, którego chciałby pamiętać.

Był przyzwyczajony do przegrywania.

Wyniósł śmieci na ulicę i wrzucił je do śmietnika. Kiedy opuszczał wieko, zobaczył swojego sąsiada podjeżdżającego swoim pickupem.

Mężczyzna opuścił okno i zatrzymał się.

„Hej, Car, jak leci, kolego?" - zapytał Linus Washington.

Potem oczy Linusa zwęziły się na twarzy Carsona.

Linus był dużym, czarnym facetem, który mieszkał obok nich przez ostatnie trzy lata. Dobry facet, seryjny randkowicz, ale przez ostatni rok miał stałą kobietę. Carson ją lubił. Była ładna, miała gorące ciało, ale najbardziej podobał mu się sposób, w jaki patrzyła na Linusa. Jakby mógł zrobić wszystko. Jakby poszedł nad Ocean Spokojny, podniósł ramiona i rozłożył je szeroko, a się morze by rozstąpiło.

Tak, właśnie to lubił w niej najbardziej.

Jakiś czas temu Linus zgiął kolano, ale Carson wiedział o tym tylko dlatego, że jego tata powiedział mu, że przyjęła pierścionek, a potem powiedział - „Głupek. Przywiązywanie swojego gówna do kobiety. Najgłupsza rzecz, jaką możesz zrobić, chłopcze, związać swoje gówno z kobietą. Naucz się tego teraz, ocali ci to bólu świata".

Jedź spokojnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz