ROZDZIAŁ 11

20 2 0
                                    

GABBY

Z całego serca nienawidziłam Masona. Kochałam go, ale nienawidziłam. Solidnie namieszał mi w głowie i nie mogłam myśleć o niczym innym niż ja i Hunter, a właściwie my razem. Zaczęłam zauważać, jak on zachowywał się w stosunku do mnie i wcale mi to nie przeszkadzało. Jednak wciąż nie wiedziałam, co było odpowiednie ani co miałabym z tym zrobić.

Hunter mi się podobał i musiałam to przyznać przynajmniej przed samą sobą. Stał się dla mnie kimś więcej niż najlepszym przyjacielem. Jeszcze tylko musiałam rozgryźć, co to wszystko znaczyło dla niego.

Podoba mi się mój najlepszy przyjaciel.

- Powiedziałam to na głos? – spytałam przerażona, nie będąc pewną, gdzie kończyły się moje myśli, a zaczynały słowa.

- Powiedziałaś co? – mruknęła Chloe, wpatrując się w mecz rozgrywający się na szkolnym boisku.

Siedziałyśmy na trybunach, bo chłopcy umówili się ze znajomymi z naszego rocznika, aby pograć w piłkę nożną. Koniec końców, byłyśmy niemal zmuszone, aby siedzieć tu i patrzeć, chociaż ziąb dawał nam nieźle popalić. Nie pomagała ani gruba kurtka ani gorąca herbata.

- Nic nie powiedziałam? – upewniłam się.

- Nic nie mówiłaś, odkąd tu usiadłyśmy – odparła. – Na zmianę krzywiłaś się, jakbyś zjadła cytrynę, a później się uśmiechałaś. O czym myślałaś?

- O życiu – powiedziałam bezmyślnie. – Życie jest kwaśne jak cytryna i słodkie jak cukier.

- Mróz chyba wyżarł ci ostatnie szare komórki – parsknęła, po czym ponownie skupiła wzrok na boisku. – Wszyscy się rozchorujemy przez ten głupi mecz.

- Miałaś do czynienia z chorym Masonem? – spytałam, na co moja przyjaciółka pokręciła głową. – Więc jeżeli zachoruje będziemy mieć niezły ubaw. On dosłownie umiera, gdy ma gorączkę. Kiedyś jak zasnął to zostawił odpalonego laptopa i zauważyłam, że sprawdzał aktualne ceny pogrzebów i trumien – zaśmiałam się.

Chloe nie zdążyła odpowiedzieć, bo przysiadł się do nas Luke, który zszedł właśnie z boiska. Wciąż nie rozmawiali z Masonem i nie wiedziałam, jak miałam się przy nim zachowywać. Z jednej strony powinnam w stu procentach wspierać mojego przyjaciela, ale z drugiej poniekąd rozumiałam Luke'a i lubiłam go. Nigdy nie zachował się w stosunku do mnie nie w porządku.

- Cześć – mruknął niepewnie.

- Zapalenia płuc zaraz dostaniesz – powiedziała na wstępie Chloe i zarzuciła mu na ramiona koc, którym dotąd się okrywałyśmy.

- Jak mecz? – spytałam, aby jakoś podtrzymać rozmowę.

- Cóż – uśmiechnął się chłopak. – Stałem na bramce, a Hunter i Noah ewidentnie nie chcieli trafić gola, a bramkarza, który zranił ich przyjaciela.

- Specjalnie trafiali w ciebie? – oburzyła się Chloe. – Myślałam, że są tacy beznadziejni w piłkę!

- Bo swoją drogą są beznadziejni – parsknęłam. – Te barany nic ci nie zrobiły?

- Nie – Luke pokręcił głową i wciąż się uśmiechał. – Trochę chyba mi się jednak należało. Porozmawiam z nim, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu.

- Kochasz go? – spytała Chloe wprost.

Luke długo zastanawiał się nad odpowiedzią i wtedy pierwszy raz nabrałam wątpliwości co do niego. Jeśli się kogoś kocha, po prostu się to wie. Nie trzeba myśleć nad odpowiedzią.

Jak umierają motyleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz