ROZDZIAŁ 12

27 3 0
                                    

NOAH

Miałem okropny dzień od kilku dni.

Święta zbliżały się wielkimi krokami, a ja nawet nie wiedziałem, co kupić Hunterowi. Co roku robiliśmy losowanie między sobą i mieliśmy podarować prezent tylko tej jednej osobie. Wylosowałem Huntera i jedyne co chciałem mu dać to święty spokój i ucieczkę od ojca tyrana. Zabójstwo tego drania nie wchodziło w grę. Chociaż... Nie. Nie mogłem dać mu niczego wyjątkowego. Nie miałem żadnego pomysłu.

Dodatkowo moja matka już jakiś czas temu przestała pytać, czy zjem z nimi kolację. Jeszcze nigdy się nie zgodziłem. Zawsze odmawiałem, ale lubiłem, gdy pytała. Teraz przestała i ta świadomość dziwnie mnie dobiła. Nie czułem się z tym dobrze. Może niedługo zapomni o mnie całkowicie?

Twoja mama jest wspaniała.

Wszyscy to powtarzali i naprawdę o tym wiedziałem. Była najlepsza. Najwspanialsza. Najukochańsza. Nikt się z nią nie równał.

Źle ją traktujesz. Nie okazujesz jej uczuć. Nienawidzisz jej bez powodu.

Kochałem ją z całego serca. Po prostu zapomniałem, jak to jest. Jak miałem pokazać jej tę miłość po tylu latach udawanej nienawiści? Potrzebowałem, żeby w końcu ktoś mnie tego nauczył na nowo, a nie pouczał.

To twoja wina.

Och, jak często to słyszałem. Moją winą było złe traktowanie matki. Moją winą była, że Ally prawie zginęła. Moją winą było branie narkotyków. Moją winą było niedocenianie tego, co miałem. Moja wina, moja wina, moja wina. Gówno prawda.

Miałem tego dość. Dlaczego zawsze wszystko było moją winą? Wszyscy mnie oskarżali, ale nikt nie spytał „dlaczego?" albo chociażby „jak się czujesz Noah? Wszystko w porządku?" Bo nie. Nic nie było w porządku. Nienawidziłem samego siebie. Narkotyki mnie niszczyły i zasługiwałem na to. Przynajmniej wszyscy sugerowali, że powinienem się ukarać za te grzechy. I karałem się każdego dnia na nowo.

- Noah – westchnęła Chloe, gdy tylko mnie ujrzała, po czym najdelikatniej jak mogła dotknęła mojego posiniaczonego policzka. – Co ci się stało?

Gabby, Hunter i Mason też wyglądali na przestraszonych. Chociaż pewnie każdy z nich wiedział, że należało mi się. Mieli rację.

- Małe spotkanie z dilerem – uśmiechnąłem się kpiąco. – Chciałem to rzucić, ale on stwierdził, że pewnie kupuję od innego dilera. Trochę mnie oklepał, a facet ma krzepę – prychnąłem. – Zmusił mnie do kupienia nowego towaru za podwójną cenę. Dzień jak co dzień.

- Nie bawią mnie te twoje żarty – westchnęła Gabby. – Co naprawdę się stało?

Nie kłamałem. Żadne słowo, które opuściło moje usta nie było kłamstwem. Jednak z jakiegoś powodu oni nie uwierzyli. To była już tylko i wyłącznie ich sprawa.

- Powiedziałem prawdę! – zaśmiałem się.

Mason przewrócił oczami, ale tego nie skomentował. Nikt z nich mi nie uwierzył. Typowe.

- Byłeś z tym u lekarza? – spytał Hunter, ale zaprzeczyłem ruchem głowy. – Powinieneś to sprawdzić.

Ten diler powinien mnie zabić.

Ktoś w końcu powinien to zrobić.

- Sprawdzę – mruknąłem. – Albo nie sprawdzę.

Poszliśmy na zajęcia, a czas spędzony na lekcjach niesamowicie mi się dłużył. Nawet z angielskiego nie czerpałem takiej satysfakcji jak zazwyczaj. Wszyscy dyskutowali, ale ja nie odezwałem się nawet słowem. Po co? Przecież i tak nikt nie chciał słuchać zwykłego błazna.

Jak umierają motyleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz