EPILOG

23 3 2
                                    

Ludzie zwykli mawiać, że żyje się tylko raz. W takim razie logika nakazywałaby sądzić, iż umiera się także tylko raz. Jednak to nie prawda. Każdy z nas żyje i umiera wiele razy. Śmierć ma różne oblicza i wcale nie trzeba, by czyjeś serce się zatrzymało, aby stwierdzić zgon. Stanąć ze śmiercią oko w oko możemy każdego dnia. O niespotykanej godzinie. W zaskakującej sytuacji.

I umieramy kilka razy.

Umieramy, gdy nasi bliscy odchodzą. Umieramy, gdy ktoś kogo kochamy cierpi. Umieramy, gdy sami cierpimy. Umieramy, gdy się boimy. Umieramy przez jedno słowo. Umieramy przez chaos. Umieramy przez ciszę.

Umieramy.

Umieramy.

Umieramy.

Umieramy na okrągło.

Umieramy, ale czy to naprawdę takie złe? Umieramy, ale wciąż tutaj jesteśmy. Umieramy i żyjemy na nowo. Po śmierci nie żyjemy już tym samym życiem. Coś się zmienia. W otaczającym nas świecie. W naszych bliskich. W naszych głowach. W nas. My się zmieniamy. I możemy temu zaprzeczać na okrągło, ale to nie ma sensu. Odradzamy się jako ktoś inny. Wciąż nazywamy się tak samo, zachowujemy się podobnie, kontynuujemy naszą rutynę. A jednak coś się w nas zmienia. To coś.

Nasza śmierć doprowadza nas do kolejnego życia. Jednak to życie może obrać kilka kierunków. Możemy stać się silniejsi dzięki śmierci albo popaść w obłęd, depresję. Lub coś pomiędzy. Nigdy nie wiemy. Możemy stać się wrażliwsi lub pozbawić się całkowicie uczuć. Lub coś pomiędzy. Nigdy nie wiemy. Możemy gdybać bez końca.

Umarliśmy i musimy to zaakceptować. Umarliśmy raz i może umrzemy jeszcze kilka razy. Jednak dopóty dopóki będziemy żyć po śmierci, przetrwamy. Bo śmierć to tak naprawdę tylko krótki epizod, który dzieli nas od następnego życia. Trochę innego od poprzedniego.

Będziemy tylko silniejsi, bo prawdziwą siłą jest życie po śmierci. I kiedy to zrozumiemy, przestaniemy bać się prawdziwej śmierci na końcu naszej drogi. Przeżyliśmy już kiedyś śmierć. Nie mamy czego się bać. Jesteśmy zbyt silni. Zbyt żywi, by bać się śmierci.

Umieramy, ale żyjemy.

***

GABBY

Ostatni raz umarłam, gdy chłopcy odwołali swój przyjazd do San Diego. Jednak jak zwykle przeżyłam. Do tego czasu na żywo widzieliśmy się tylko raz, gdy ja wróciłam na tydzień do Colchester. Jedyną osobą, która mnie odwiedziła tutaj w San Diego była Tracey.

Teraz – ponad rok od mojego wyjazdu – siedziałam na kanapie w salonie i wpatrywałam się ponownie w otwartą wiadomość na moim telefonie. Wciąż przecierałam oczy ze zdziwienia i nie mogłam zrozumieć, chociaż bardzo tego pragnęłam.

To koniec. Przepraszam.

Z początku myślałam, że wiadomość od Huntera była jakimś chorym żartem, którego nie załapałam. Moje obawy zaczęły się nasilać, gdy nie odpisywał ani nie odbierał telefonu. Noah również milczał, a dopiero dwa dni po tej wiadomości odezwał się do mnie Mason. Wtedy potwierdził moje obawy. Hunter ze mną zerwał i żadne z nas nie miało pojęcia, dlaczego to zrobił. Chłopak nie chciał z nimi rozmawiać na ten temat. Ani ze mną. Z nikim.

Po prostu chciałam to zrozumieć, ale minęły już cztery dni i wciąż w głowie miałam totalną pustkę. Chciałam o tym porozmawiać z Masonem, ale on stwierdził, że powinien zająć się Hunterem. Uznał, że miałam komu się wyżalić. Jednak to nie była prawda. Nie miałam tutaj nikogo. Poznałam kilka osób, ale nie potrafiłam się do nich zbliżyć. Byliśmy tylko znajomymi, którzy wymieniali między sobą kilka słów z grzeczności. Dziadek i babcia z kolei pojechali na wycieczkę do Las Vegas tydzień temu. Mieli wrócić już niedługo, a ja nie chciałam im tego psuć. Dlatego dusiłam wszystko w sobie. Nie mogłam z nikim porozmawiać, bo nawet Mason i Noah nie mieli już dla mnie czasu. Chyba pierwszy raz w życiu odczuwałam taką samotność.

Jak umierają motyleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz