ROZDZIAŁ 13

23 3 0
                                    

HUNTER

- Synu – usłyszałem głos mojego ojca i cały się spiąłem.

Była wigilia, a Christopher Barnes miał na sobie sprane jeansy i biały podkoszulek. Wiedziałem, że nie zamierzał spędzić ze mną tego dnia. Nawet nie mogłem zaprzeczać, że mnie to nie cieszyło. Nie chciałem spędzać z tym człowiekiem więcej czasu niż było to konieczne.

- Tak? – mruknąłem grzecznie.

- Chciałbym z tobą porozmawiać przed wyjściem – oznajmił, gestem wskazując, abym usiadł na kanapie. Niechętnie to zrobiłem.

- Pracujesz dzisiaj? – spytałem.

- Tak. Wcisnęli mi dzisiaj zmianę.

I po co te kłamstwa? Oczywiście, że miał dzisiaj wolne. Każdego miesiąca uczyłem się jego grafiku na pamięć. Wiedziałem, kiedy najlepiej spędzić noc poza tym więzieniem. Musiałem to wiedzieć, żeby przeżyć.

- Chciałbym cię przeprosić – zaczął mężczyzna i wyraźnie posmutniał. – Bardzo mi przykro, że traktowałem cię tak okropnie.

Przez pół sekundy jego lewy kącik ust uniósł się ku górze. Pogardzał mną. Kłamał. Myślał, że byłem naiwnym dzieciakiem, ale się mylił.

- Po śmierci matki – powiedział i pociągnął nosem. Przez chwilę naprawdę myślałem, że ruszył go jej temat, ale nie. On wciąż udawał. Pieprzony drań. – Po jej śmierci załamałem się, a alkohol był dla mnie jedyną drogą ucieczki. Alkohol i przemoc – mruknął, udając przygnębienie.

Nienawidziłem go.

- Przepraszam i wiem, że tak szybko mi nie wybaczysz, ale pójdę na odwyk – wciąż mówił, a ja udawałem, że te wszystkie kłamstwa naprawdę mnie ruszają. – Pójdę, ale najpierw muszę coś tutaj naprawić.

Och... Dochodzimy w końcu do sedna. Więc czego on może chcieć? Ktoś zgłosił znęcanie się nade mną i mam opowiedzieć, jaki z niego wspaniały tatuś? Chce alibi, pieniędzy, a może żebym za niego nasikał do kubeczka, bo nie zda testów w policji?

- Muszę to naprawić, żebyś był bezpieczny – powiedział. – Mam długi.

A jednak pieniądze...

- Potrzebujesz pieniędzy? – spytałem bez żadnych emocji. Jednemu z nas znudziło się udawanie. – Ile?

- Siedemset dolarów.

Nawet mnie to nie zdziwiło. Szczerze mówiąc, sądziłem, że rzuci mi w twarz większą kwotą. Nie setkami, a tysiącami.

- Skąd mam wziąć tyle pieniędzy? – mruknąłem, ale dobrze wiedziałem, co chodziło mu po głowie. Noah. Gabby.

- Dla twoich przyjaciół to nie problem, prawda? Mają przecież pieniądze i mogą ci pożyczyć. W końcu zasponsorowali ci wycieczkę do Nowego Jorku.

Nie obchodziło mnie skąd o tym wiedział. Ja nic mu nie mówiłem, ale pieprzony glina wyśledzi wszystko, jeśli tylko zwlecze zapity tyłek z kanapy.

- Ich rodzice mają pieniądze, a nie oni – odparłem szczerze.

- Jestem pewien, że byłbyś w stanie to załatwić – oznajmił, a to jedno zdanie zdecydowanie zabrzmiało jak groźba.

Skinąłem głową, chociaż wiedziałem, że nigdy nie dałbym mu żadnych pieniędzy. Nawet gdyby umierał z głodu na zimnej, brudnej ulicy, nie wydałbym na niego złamanego centa. Skończyłby adekwatnie do tego na kogo się kreuje. Skończyłby jak śmieć.

- Grzeczny chłopiec – powiedział, a po chwili jego ramiona mocno mnie objęły.

Chciało mi się wymiotować przez całe osiem sekund, gdy mnie dotykał. Czułem wielką gulę w gardle, dlatego kiedy tylko wyszedł, skierowałem się szybkim krokiem do toalety, gdzie zwróciłem cały obiad, który spożyłem przed godziną. Oblewał mnie zimny pot, a nogi mi się niebywale trzęsły.

Jak umierają motyleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz