ROZDZIAŁ 20

24 4 3
                                    

GABBY

Hunter mnie kocha.

Hunter się we mnie zakochał.

Hunter wyznał mi miłość.

Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego miałby zakochać się właśnie we mnie? Nie byłam wyjątkowa, a on owszem. On mógłby mieć każdą. Zdobyłby wszystkie dziewczyny świata swoim dobrym sercem, bo był wspaniałym chłopakiem. Nikt nie mógł się z nim równać.

Naprawdę zakochał się właśnie we mnie?

Wiedziałam, że nie zażartowałby sobie ze mnie w tak okrutny sposób, więc musiał powiedzieć prawdę. Z jakiegoś powodu pokochał właśnie mnie. I chciałam płakać z niewyjaśnionych przyczyn. Cholernie bałam się tej miłości, bo gdybym pozwoliła mu się za bardzo zbliżyć, mógłby mnie zranić. Z resztą... kochałam go tak bardzo, że mógłby zranić mnie jednym słowem bez całego tego wyznania miłości.

On chyba naprawdę mnie pokochał.

Czy ja mogłam kochać go w ten sam sposób? Hunter był dla mnie niezaprzeczalnie atrakcyjnym mężczyzną. Zawsze mi się podobał i co do tej części nie miałam żadnych wątpliwości. Opiekował się mną, dbał o mnie. Czułam się przy nim bezpiecznie. Nikt inny nie wywoływał we mnie takich emocji jak on. Zabiłabym za niego i nie miałam wątpliwości, że on zrobiłby to samo dla mnie. Nigdy mnie nie zawodził i był, gdy go potrzebowałam. Obroniłam go własnym ciałem. Z pewnością Hunter był dla mnie wszystkim.

Naprawdę go pokochałam.

I uciekłam, gdy mi to wyznał. Byłam głupia, kiedy wybiegłam z domu jak poparzona. Powiedział mi, że mnie kocha, a ja go pocałowałam i wzięłam nogi za pas. Co ja sobie myślałam? Prawdopodobnie nic. Zrobiłam coś, czego najbardziej chciałam uniknąć. Zraniłam go...

Musiałam tam wrócić i zrobić wszystko, aby mi to wybaczył.

Gwałtownie zatrzymałam się przed swoim domem. Nawet nie zauważyłam, kiedy tam dotarłam. Chciałam natychmiast zawrócić i biec do Huntera. Tym razem wiedziałam, aby odpowiedzieć mu tym samym, bo... cholernie się w nim zakochałam.

Jednak znajoma postać przed wejściem do domu pokrzyżowała mi plany. Najpierw w oczy rzuciły mi się oczywiście niebotycznie wysokie buty na obcasie. Przesuwając wyżej wzrokiem widziałam czarne, skórzane spodnie i długi płaszcz, zapewne równie drogi co markowa torebka, w której nie mieściło jej się nic oprócz telefonu. Później spojrzałam na idealnie przystrzyżone, krótkie, czarne włosy. Aż w końcu spotkałyśmy się wzrokiem. Jej zimne, błękitne tęczówki wpatrywały się we mnie z niecierpliwością. Denisse Castillo stała przede mną, jak gdyby nigdy nic. Jakby nigdy nie porzuciła własnej córki, którą gardziła. Co moja matka mogła znowu chcieć? Czego tutaj szukała?

- Gabby! – krzyknęła i nie umknęło mi, że jej głos dziwnie zadrżał.

Chciałam odejść i biec do Huntera, ale nie mogłam. Musiałam się dowiedzieć, po co ta kobieta wróciła. Jakiś głupi głosik z tyłu głowy sugerował, że być może chciała przeprosić i naprawić nasze relacje. Głupi, głupiutki głosik...

- Czego chcesz? – spytałam, podchodząc do niej powoli.

- Porozmawiać – powiedziała wprost.

Nie miałyśmy o czym rozmawiać. Nie chciałam jej znać ani widzieć. Gardziła mną przez całe życie. Nienawidziła własnej córki. Co niby mogła mi powiedzieć? A jednak wpuściłam ją do domu. Być może wciąż miałam jakąś żałosną nadzieję. Byłam naprawdę głupia i naiwna.

Jak umierają motyleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz