Na początku grudnia każdy poranek zdawał się wyłaniać z gęstej mgły, która powoli odkrywała spokojną i powoli usypiającą przestrzeń. Powietrze było wilgotne, przejmująco chłodne, przesycone zapachem świeżej ziemi i mokrego mchu. Dni, tak krótkie, że słońce ledwie muskało horyzont, zamieniały się w mroczne popołudnia, a potem w długie, lodowate wieczory, przerywane jedynie błyskiem świateł w oknach zamku i leniwie migoczącymi lampkami przy Zakazanym Lesie i chatce Hagrida.
W Hogsmeade kamienne ulice nabierały zimowego uroku, skrzypiąc pod stopami przechodniów, a ciepłe żółte światło latarni odbijało się na mokrym bruku. Czuło się oczekiwanie, jakby zimowe wiatry niosły w sobie historię, której echa rozbrzmiewały w szmerze rozmów przy gorącym winie, w trzasku drewna płonącego w starych, przytulnych pubach. Ludzie, osłonięci w grubych płaszczach, szczelnie owinięci szalikami, przycupnięci przy blasku świec, zdawali się uciekać przed zimnem, a może i przed czymś znacznie straszniejszym, co przemykało między starymi murami i w cieniu drzew.
Na wrzosowiskach i w górach nieprzenikniona mgła snuła się po polach, a nagie gałęzie drzew szarpane wiatrem zdawały się wyciągać ramiona ku niebu w niemym oczekiwaniu. Tu i ówdzie pierwszy śnieg okrył ziemię delikatnym, niemal efemerycznym płaszczem bieli, zmieniając surowy krajobraz w tajemniczą krainę ciszy i odosobnienia. Była to cisza pełna niedopowiedzeń, cisza, która skrywała dawne opowieści, stare wspomnienia i obietnicę nadchodzącej, srogiej zimy.
Jo szykowała się na przyjęcie u Horacego Slughorna. Stała przed lustrem już przebrana i poprawiała makijaż. Góra sukni była dopasowana, z miękkim dekoltem w kształcie litery v ozdobionym warstwą delikatnego, przeźroczystego tiulu, który układał się swobodnie na ramionach, dodając jej lekkości i eterycznego charakteru. Tiul przechodził również w dół spódnicy, tworząc miękką, rozkloszowaną spódnicę, która delikatnie otaczała sylwetkę, opadając ku ziemi. Całość emanowała prostotą i elegancją, a srebrny materiał sprawiał, że suknia subtelnie połyskiwała, dodając jej wytworności i lekkości. Założyła małe, srebrne kolczyki i naszyjnik od Diliona. Obrysowała usta brązową kredką i wypełniła środek ciemnym błyszczykiem. Była w trakcie poprawiania kresek na powiekach, gdy w pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi. Dilion wszedł do środka ubrany w czarny garnitur. W butonierce miał bukiecik stokrotek, których kolor zaczarował na srebrny.
— Pięknie wyglądasz, ptaszyno. — Ucałował ją w skroń, na co się uśmiechnęła.
— Dzięki, śliczny.
Wsadziła różdżkę pomiędzy warstwy tiulu do ukrytej kieszeni i złapała go pod ramię.
— Masz prezent?
Dilion kiwnął głową, podnosząc małą, ładnie zapakowaną paczkę.
— List od Ministra w Rumunii z zaproszeniem na zwiedzanie naszego Ministerstwa i buteleczka Felix Felicis.
— Wspaniale.
Wyszli z jej komnaty i skierowali się w stronę lochów. Zza filaru nagle wyskoczył Harry i Luna. Chłopak odetchnął głęboko, ciesząc się na ich widok.
— Ładna sukienka, Luno. — Dziewczyna rozpromieniła się na jej słowa.
— Wszystko okej, młody? — Dilion spojrzał na chłopaka badawczo.
— Taa... — mruknął, poprawiając okulary. — Po prostu nie przepadam za takimi imprezami.
— Zdecydowanie jesteś synem swojej matki. — Zachichotała Jo. — Ale James byłby niepocieszony. On zdecydowanie uwielbiał wszelkie wydarzenia, na których była masa ludzi.
Harry uśmiechnął się na jej słowa. Wspomnienie rodziców poprawiło mu humor. Gdy zbliżali się do gabinetu Slughorna, śmiech, muzyka i gwar rozmów narastały, otulając ich niczym ciepła fala. Pomieszczenie wydawało się dużo większe niż zwykłe pokoje nauczycielskie, niemalże jak mała sala balowa. Sufit i ściany spowijały szmaragdowe, karmazynowe i złote draperie, co nadawało wnętrzu wygląd ogromnego, kolorowego namiotu. Było duszno, a tłum wypełniał każdy zakamarek, tonąc w czerwonym świetle, które rzucały bogato zdobione, złote lampy zwisające z sufitu. Wewnątrz nich fruwały wróżki, każda rozbłyskująca jak drobna iskra blasku.
CZYTASZ
WOMANLY
FanfictionJoanne O'neill lubi nosić ładne sukienki, nigdy nie miesza w biżuterii srebra ze złotem i właśnie wróciła do Anglii po czternastu latach nieobecności. Wie, co to znaczy tracić ludzi i zakochiwać się na nowo. A na barkach czuje ciężar całego świata...