7. Ludzie przychodzą i odchodzą

820 36 2
                                    

Asher

Człowiek przez całe swoje życie ucieka. Jedni pragną umknąć prawdzie, inni miłości, a jeszcze inni przeszłości. Tak naprawdę powodów do ucieczki jest mnóstwo. Nieważne jednak, jak długo będziemy uciekać, i tak na samym końcu tej odbytej drogi zostaniemy złapani w sidła własnej ucieczki.

Tego poranka przebudziłem się w towarzystwie niewyobrażalnego bólu głowy, który został po wczorajszym alkoholu. Samo uniesienie powiek kosztowało mnie nad wyraz dużo wysiłku. 
Starałem przypomnieć sobie miniony wieczór, oraz sposób, w jaki znalazłem się na kanapie w mieszkaniu. Wszystko pamiętałem, jak przez mgłę, a szczególnie złudną nadzieję, że alkohol pomoże mi zapomnieć o towarzyszących problemach. 
Jedyne, co udało mi się spamiętać z minionego dnia, to wizyta na cmentarzu.

Podniosłem swoje na wpółprzytomne ciało, kierując swoje kroki w stronę ekspresu do kawy, mając nadzieję, że kofeina choć odrobinę zdoła mnie poratować. Zanim jednak zdążyłem zatrzymać się przy ekspresie, spojrzałem przelotnie na kuchenną wyspę, która o wiele bardziej przykuła mą uwagę, a raczej to, co na niej się znajdowało. Dwa croissanty wraz ze szklanką wody i jakimiś tabletkami. Obok dojrzałem karteczkę z napisem:

Mam nadzieję, że pomoże:)

Hope

- Cholera.- Szepnąłem cicho pod nosem, dopiero teraz, przypominając sobie o jednym ważnym szczególe, bądź moim chujowym zachowaniu względem pewnej brunetki. No to się popisałeś Weston...

Odruchowo sięgnąłem po swój telefon, który leżał na stoliczku blisko kanapy. Wstukałem w liście kontaktów interesujące mnie imię, z zamiarem napisania durnego sms. Pierwsze jednak rzuciło się w moje oczy połączenie, które zostało wczoraj wykonane do brunetki z mojego telefonu. Czy ja naprawdę musiałem być na tyle schlany, żeby tego nie pamiętać?

Po chwili dostrzegłem, jednakże powiadomienie od Finleya, który zdążył już do mnie napisać  dwie godziny temu. 

Od: Fin

Śpiąca królewno, czas się obudzić. O piętnastej przyjdź do naszego miejsca.

*

Minuty po piętnastej zjawiłem się przed naszym miejscem. Chodziło o niewielki pub, który cieszył się swoją opinią jednak w nie tłocznym towarzystwie. To właśnie ściany tego lokalu zapoczątkowały moje pierwsze znajomości podczas pierwszych dni, jakie spędziłem w Portland.

- Czy mnie oczy nie mylą, czy właśnie dołączył Asher Weston?- W momencie, w którym zbliżyłem się do stolika, przy którym zasiadał Arringtton, który podał się na swoje typowe powitanie, zamarzyłem odwrócić się i ruszyć w drugą stronę.- Sądziłem, że jednak odpłyniesz dzisiaj w krainie upierdliwego kaca.- Blondyn wyszczerzył się pełen zadowolenia z własnego żartu.

- Bardzo zabawne Arringtton.- Przybrałem na swoje usta przepełniony sarkazmem uśmiech.- A teraz przesuń swój upierdliwy tyłek.- Zawtórowałem wcześniej użytym słowem przyjaciela.
- Teraz gadaj, czy wiesz, co się wczoraj działo.- Mruknąłem, spoglądając wyczekująco na Fina.

- Och, czyżbyś nie pamiętał?- Na twarzy blondyna zagrał chytry uśmieszek, który czerpał pełną satysfakcję z sytuacji, w której się znalazłem.

- Arringtton. Gadaj.

- Nie panikuj. Spotkałem Cię wczoraj przy jednym z barów, parę ulic stąd, gdzie już praktycznie nie kontaktowałeś, dlatego postanowiłem cię zgarnąć do mieszkania.- Przerwał na moment, upijając łyk, wcześniej zamówionego napoju.- Pod drzwiami do twojego mieszkania okazało się, że wcale nie masz przy sobie kluczy, dlatego wziąłem twój telefon i zadzwoniłem do twojej dziewczyny...

My HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz