16. Ogród świateł

762 46 4
                                    

Hope

Od zeszłego wieczoru czułam się nieco inaczej. Było to dziwne do opisania uczucie. Nie widziałam żadnej namacalnej zmiany, jednak wiedziałam, że coś się zmieniło. Czułam ją względem Ashera, który postanowił mi powierzyć powód swojego cierpienia. 
Wczoraj miałam przed sobą obraz chłopaka, który na moment odsłonił swoje oblicze, skrywające się pod maską codzienności. Zresztą każdy z nas na co dzień potrafi schować swoje cierpienie pod uśmiechem, w który wierzy tak wiele osób. Tak naprawdę każdy z naszego otoczenia może udawać wyuczone do perfekcji opanowanie, podczas gdy w środku krzyczymy o pomoc. 
Dzisiaj miałam natomiast przed sobą chłopaka, który ponownie skrył się z emocjami. Jednak, tak jak mówię, coś się zmieniło...

- Ty jesteś szalony!- Starałam się zachować ciszę, w tej jakże dziwnej sytuacji. Zerknęłam szybko za siebie, z ulgą wzdychając, że jeszcze nikt nas nie zauważył.

- Nie, ja po prostu nie chcę płacić sześćdziesiąt dolców za jeden bilet.- No tak, to było dosyć podobne jak na Ashera.

- Nie pójdę tam, to podchodzi pod włamanie.- Skrzyżowałam ręce, dając chłopakowi jasno do zrozumienia, że nielegalne przedostanie się do zamkniętego ogrodu świateł (jak sam to nazwał), nie było najlepszym pomysłem.

- Wiesz, że wkurza mnie ta twoja moralna strona, grzeczna Hope?- W jego słowach grał sarkazm, który natychmiastowo wyłapałam. Brunet opuścił na moment część płotu, który dziwnym trafem był dziurawy. Jednak po chwili przypomniałam sobie, że przecież ten obiekt znajduje się na wejściu do lasu, dlatego trudno byłoby odgrodzić go czymś lepszym.

- Nie ma mowy Asher, że mnie tam zaciągniesz.- Po raz kolejny westchnęłam, ponownie spoglądając za siebie, jak gdyby czekając na nieszczęście, w którym ktoś mógłby nas przyłapać. Pomimo drugiego dnia świąt, nie wierzę, że ten obiekt zostałby bez jakiejkolwiek ochrony.

- A co to?- Odwróciłam głowę w kierunku chłopaka, który zgrabnym ruchem sięgnął w moją stronę.- Fajna spinka.- Na jego ustach zagrał łobuzerski uśmiech, podczas gdy w palcach obracał perłową ozdobę, która chwilę temu pomogła mi ujarzmić pojedyncze kosmyki włosów.

- To wcale nie jest zabawne, oddaj mi to.- Odparłam pełnym oburzenia tonem, czując, jak moja cierpliwość zaczynała wisieć na włosku.

- Jeśli przejdziesz razem ze mną.- Asher pokonał parę kroków do tyłu, ponownie, znajdując się przy płocie. 

- Nawet o tym nie myśl, a teraz mi ją oddaj.- Wbrew swojej woli zrobiłam krok do przodu, a za nim kolejny.

- No chodź tutaj Hope.

- Potrafisz być taki irytujący! Nie wejdę tam nielegalnie.- Zawołałam, starając się  wyrwać z dłoni chłopaka tę przeklętą spinkę. Oczywiście musiał unieść swą rękę jak najwyżej, przez co byłam zmuszona wyciągać swoje dłonie ku niebu. 

- Chyba właśnie zrobiłaś coś nielegalnego Hope.- Spojrzałam na niego zdezorientowana, zatrzymując swe ręce w górze. O czym on mówił? Dopiero po chwili spostrzegłam, że znaleźliśmy się na terenie ogrodu świateł. 

- Nie wierzę, że nabrałam się na twoją gierkę.- Posłałam mu spojrzenie spode łba, ponownie, wpinając spinkę we włosy.- Poza tym to wcale nie jest ogród świateł, jest tu ciemno, i będzie jeszcze ciemniej, jak zajdzie za chwilę słońce.- Rozejrzałam się po nieoświetlonych figurach, które ciężko było mi zidentyfikować.

- Trochę wyobraźni, ładna dziewczyno z dworca autobusowego. Zamknij oczy.- Polecił, cierpliwie czekając, aż opuszczę powieki. 

- Nie, bo boję się, że zrobisz jeszcze coś nielegalnego.- Nie ukrywałam w swoich słowach lekkiej nuty rozbawienia, która przyprawiła stojącego u mego boku bruneta, o uśmiech. Pokręcił głową, dając tym samym przekaz swoim spojrzeniem, które namawiało mnie do pójścia na jego prośbę. Nie mając wiele opcji, posłusznie przymknęłam swoje powieki. 

My HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz