18. Ludzkie cierpienie

715 38 8
                                    

Asher

- Nie wiem, jak ty, ale ja chętnie obejrzałbym następny sezon.- Odparłem, delikatnie, marszcząc swoje brwi. Z pozycji wygodnej kanapy u Fina miałem dziwną przyjemność obserwować, jak ten, stara się oblać szampanem uciekającą przed nim blondynkę. Co prawda, myśl o wypiciu odrobiny musującego trunku zdawała się być bardzo kusząca, jednak obserwowanie jak ta dwójka zaprzecza przed sobą, że są tylko przyjaciółmi była o wiele lepszą aktywnością.

- Jaki sezon?- Usłyszałem obok zdziwiony głos brunetki, która spojrzała na mnie ze zdezorientowaniem.

- Sezon pod nazwą Rain z Finem bawią się w parę. Te ich gierki zaczynają mnie nudzić.

- Moim zdaniem jest to całkiem urocze.- Pełen słodyczy uśmiech pojawił się na twarzy brunetki, która z zaciekawieniem, obserwowała przyjaciół. Przez moment pozwoliłem sobie na śledzenie każdego szczegółu jej idealnego profilu. Ciemne, brązowe włosy z gracją opadały na jej ramiona, które drgały ze względu na jej czysty śmiech, który był wynikiem potyczki Arringttona o własne nogi. Nawet jej brązowe oczy wpadające w kolor mlecznej czekolady, były całe roześmiane. Jedynie sekundy zagrały w chwili, w której szczery uśmiech Hope zniknął z jej twarzy. W spojrzeniu mogłem doszukać się jej chwilowego wyobcowania, którego źródła mogłem jedynie szukać swoimi domysłami. Coś ją dręczyło, jednak perfekcyjnie kryła to, pod uśmiechem który znikał tak szybko jak się pojawił. 

*

Do północy zostało zaledwie kilka krótkich godzin. Każdy z większą niecierpliwością zerkał na zegarek, wyliczając ostatnie minuty roku, który miał zabrać ze sobą tak wiele wspomnień. Dobrych i tych złych.
Pytanie jednak brzmiało jak wiele osób, które tak hucznie cieszyły się na przyjście nowego roku, najzwyczajniej chciało zacząć wszystko od nowa. Zapomnieć o wszystkich troskach, i przewrócić stronę na nowy rozdział. Ludzie wprawdzie nie cieszyli się jedynie zmianą jednej cyfry w nadchodzącym roku. 
Najzwyczajniej chcą jak najszybciej pozostawić tę wyboistą drogę, którą odbyli przez ostatnie trzysta sześćdziesiąt pięć dni i zacząć ją z nowego pasa startowego.
Wraz z nadejściem nowego roku, każdy człowiek mógł narodzić się od nowa. Mógł założyć sobie bzdurne postanowienia, które i tak w większości nie zostałyby zrealizowane. Jednak jakieś były, niosąc za sobą pewną nadzieję. 
Niektórzy mogli postanowić sobie kupno nowego samochodu.
Inni znalezienie swojej drugiej połówki. 
Zdanie szkoły, czy studiów z jak najlepszymi wynikami. 
Czy ja posiadałem jakieś postanowienia? 
Nie.
Nie chciałem niczego postanawiać. Najzwyczajniej chciałem, aby mój cel, odnalazł się dość niespodziewanie. Nie chciałem na niego czekać. Chciałem kroczyć drogą, która została dla mnie przygotowana, ponieważ żyję w przekonaniu, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Chciałem po prostu żyć.

W tle grały słowa jednej z piosenek, które przyniosły za sobą kolejne refleksje. Niestety ułamki sekund później dotarł do mnie głos Finleya, który wyrwał mnie z krainy rozmysłów. Spojrzałem na jasnowłosego przyjaciela oraz jego dłonie, w których spoczywały puste butelki po szampanie.

- Jeśli chcesz powiedzieć, że nie zostało nic więcej- Przerwałem na moment, posyłając mu pełne poirytowania spojrzenie.- To lepiej się nie odzywaj. Tak dla własnego dobra.

- Nie no jakaś kropla, czy dwie się znajdą.- Chłopak zmrużył jedno oko, starając się dostrzec wspomniane krople. Ja natomiast założyłem, że starał się odnaleźć resztki rozumu. Tak jakoś lepiej to wyglądało. Przynajmniej w mojej głowie.

- To proszę bardzo, kropelko, jedź po szampana.- Rzuciłem w jego stronę kluczyki od samochodu, które chłopak w ostatnim momencie złapał, wypuszczając ze swojej dłoni dwie puste butelki po musującym trunku.

My HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz